Podopieczny Wenty przyznaje: potrafimy przegrać mecz już w pierwszej połowie

Podopieczny Wenty przyznaje: potrafimy przegrać mecz już w pierwszej połowie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Tłuczyński fot. MICHAL NOWAK / Newspix.pl Źródło: Newspix.pl
Lewoskrzydłowy reprezentacji Polski Tomasz Tłuczyński podkreślił przed środowym meczem w Belgradzie z Niemcami w mistrzostwach Europy piłkarzy ręcznych, że nie można powtórzyć błędów z pierwszej połowy spotkania z Macedonią (25:27).

- Zawsze w pierwszej połowie jesteśmy w stanie >zepsuć< sobie cały mecz. To jest duży znak zapytania. W spotkaniu z Niemcami (środa, godz. 16.15) musimy to wyeliminować, zagrać dobrze od początku, bo mamy jeszcze malutką szansę na półfinał - powiedział 32-letni Tłuczyński, etatowy egzekutor rzutów karnych, srebrny medalista MŚ 2007 i brązowy z  2009, kiedy to był najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie biało-czerwonych (58 goli).

Zawodnik niemieckiego TuS Nettelstedt-Luebbecke podkreślił, że w  trakcie turnieju w Serbii polska drużyna za mało wykorzystuje zawodników grających właśnie na jego pozycji. - Ze skrzydła jest bardzo mało rzutów w tym turnieju. W pierwszym meczu z Serbią prawie ich nie było, może po jednym z każdej strony. Ciężko nam wejść w mecz, złapać luz, żeby potem swobodniej kończyć kontry. Z lewej strony w ogóle >nie idzie< piłka - ocenił Tłuczyński.

W takim turnieju, jak podkreślił, nie jest najważniejsza dyspozycja jednego zawodnika, ponieważ siłę polskiego zespołu stanowi gra kolektywna. - Moja forma nie jest ważna. Nikt sam nic nie zdziała, cały zespół musi się dołączyć. W tym tkwi nasza siła, a do tej pory to szwankowało -  wyjaśnił. Tłuczyński jest wyraźnie zawiedziony uzyskanymi wynikami oraz stylem gry swoim i kolegów. Po powrocie do hotelu długo przeżywał poniedziałkową porażkę z Macedonią 25:27.

 - Po takim meczu jesteśmy bezradni, bo nie ma wytłumaczenia dla naszej gry. Przystępujemy do spotkania z takim samym scenariuszem, a tymczasem znów popełniamy w pierwszej połowie mnóstwo błędów, które mieliśmy wyeliminować. Schodzimy do szatni na przerwę i ponownie przegrywamy różnicą sześciu bramek. Po takich meczach trudno jest zasnąć. Obejrzałem jakiś film i około godziny drugiej, trzeciej położyłem się spać -  przyznał.

Polski szczypiornista nie może sobie darować, że wszelkie przedmeczowe ustalenia nie są potem realizowane na boisku. Zawodnicy zapominają o wytycznych trenera i indywidualnymi akcjami starają się przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę, a to się nie udaje. - Trener przedstawia nam założenia taktyczne, które staramy się realizować, ale do tej pory wygląda to tak, że zbyt indywidualnie próbujemy kończyć akcje. Zaczynamy z >koziołkiem< w ataku, zamiast więcej ruszać się bez piłki. Powinniśmy zagrać do skrzydłowego, zrobić dla kolegi więcej miejsca, a tego brakowało. Każdy próbuje w trudnych momentach brać na siebie odpowiedzialność. I nam to w ogóle nie  wychodzi. W efekcie w drugą stronę idzie kontra i przegrywamy mecz... Trzeba mieć więcej cierpliwości i dyscypliny na boisku. Nikt nie może rzucać, bo akurat przyszła mu na to ochota - zakończył Tłuczyński.

eb, pap