Od wielu lat kibice dwóch czołowych klubów egipskich są w "stanie wojny". Wszystkie spotkania tych zespołów są traktowane jako podwyższonego ryzyka. Mecz wygrali gospodarze 3:1. Minister zdrowia Hesham Sheiha przyznał, że wśród zabitych są ochroniarze i policjanci, którzy próbowali rozdzielić walczące strony. Z informacji ze szpitali wynika, że wiele osób zginęło wskutek ran zadanych białą bronią. Bilans ofiar wciąż może wzrosnąć.
Jak podała egipska telewizja, piłkarze obu zespołów przed rozpoczęciem bitwy zdążyli uciec do szatni. Zamieszki mogły mieć podłoże polityczne. O ich przygotowanie rządzące od niedawna w Egipcie Bractwo Muzułmańskie oskarżyło zwolenników byłego prezydenta Hosniego Mubaraka. - Wydarzenia w Port Saidzie były zaplanowane i są znakiem od obrońców ancien regime'u - powiedział deputowany islamskiej Partii Wolności i Sprawiedliwości Essam al-Erian.
Przewodniczący parlamentu Mohamed Saad el-Katatni zwołał na czwartek nadzwyczajne posiedzenie, które ma się zająć zamieszkami w tym portowym mieście.pap, ps