- W tym roku, podobnie jak w zeszłym, powinienem stoczyć dwie walki, a w 2013, który chciałbym, aby był przełomowy w mojej karierze - trzy. Bardzo prawdopodobne, że ponownie do ringu wejdę 2 czerwca w Polsce - powiedział 30-letni Włodarczyk, który ostatni raz boksował cztery miesiące temu. W australijskim Perth pokonał wówczas przed czasem Greena.
Niespodziewanie w weekend doszło do powtórnego spotkania obu pięściarzy, tym razem w Warszawie. - Jakiś czas temu Green skontaktował się z moim menedżerem Andrzejem Wasilewskim i powiedział, że przyleci do Polski. Później się nie odzywał, dlatego myślałem, że zrezygnował z przyjazdu. I niespodziewanie znów zadzwonił telefon z antypodów. Danny przyjechał ze znajomym w celach biznesowych, prowadzi m.in. firmę Green Machine, organizującą różne imprezy - dodał czempion WBC w wadze junior ciężkiej.
"Diablo" Włodarczyk pilnie uczy się języka angielskiego, dlatego miał okazję wykorzystać wiedzę podczas spotkania z Greenem. - Zabrałem Danny'ego do restauracji, później posłuchaliśmy muzyki rockowej w jednym z hoteli i pokazałem mu jak się bawią mieszkańcy stolicy w dyskotece. Obiecałem, że jak zmienię mieszkanie na większe, to ugoszczę go w domu. Nie mogę powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, ale polubiłem Australijczyka, mimo że był moim rywalem. Zaimponował mi, gdy po pojedynku podszedł, uścisnął dłoń i docenił klasę, chociaż sam przegrał. Zresztą teraz wspominał walkę mówiąc: "niewiele mi zabrakło do zwycięstwa, zadecydowała chwila nieuwagi w 11. rundzie" - relacjonował polski bokser.
Podczas prywatnego spotkania nie było tematu rewanżu.
eb, pap