- Powołanie zaskoczyło mnie co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, poprzedni trener Franciszek Smuda generalnie nie brał mnie pod uwagę przy ustalaniu składu reprezentacji. Po drugie, selekcjoner zdecydował się sięgnąć po mnie po inauguracji Serie A, kiedy zremisowaliśmy ze Sieną 0:0, a nie po ostatniej kolejce, w której moje Torino pokonało Pescarę 3:0, co mogło zrobić znacznie większe wrażenie - powiedział z uśmiechem Glik.
24-letni środkowy obrońca jest przekonany, że powrót do reprezentacji, w której ostatnio wystąpił we wrześniu zeszłego roku w towarzyskim spotkaniu z Niemcami (2:2), w dużej mierze zawdzięcza swojemu klubowi
- Rok temu podjąłem znakomitą decyzję, decydując się przejść do Torino, które akurat występowało w Serie B. We Włoszech niesamowity nacisk kładzie się bowiem na jakość gry w defensywie. Drużynie udało się wywalczyć awans do ekstraklasy, a mnie miejsce w podstawowym składzie. Regularnie gram i jestem w bardzo dobrej formie - zaznaczył Glik.
Do tej pory pochodzący z Jastrzębia Zdroju zawodnik 11-krotnie wystąpił w drużynie narodowej.
- Mam nadzieję, że mój licznik ruszy do przodu. Przyjechałem na zgrupowanie do Gdańska z mocnym postanowieniem wywalczenia miejsca w wyjściowym składzie, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że podobne plany mają wszyscy powołani na mecze z Czarnogórą i Mołdawią - ocenił.
Były piłkarz m.in. Piasta Gliwice na co dzień ma okazję oglądać w lidze włoskiej popisy największych gwiazd Czarnogóry - Mirko Vucinica z Juventusu Turyn i Stevana Jovetica z Fiorentiny.
- To bez wątpienia znakomici zawodnicy, ale my także mamy swoje atuty. Na pewno w Podgoricy możemy spodziewać się interesującego widowiska. Z Czarnogórą i Mołdawią zamierzamy wywalczyć komplet punktów, ale wydaje mi się, że z czterech też powinniśmy być zadowoleni - podsumował.