Już na 2,5 godziny przed meczem pod Spodkiem można było spotkać kibiców w koszulkach Jeremy’ego Sochana lub reprezentacji Polski. Choć po legendarną halą odbywała się impreza siatkarska dla dzieci, to basket w piątkowe popołudnie zawładnął stolicą województwa śląskiego. Powód? „Sochanmania”. Obok niej rozgrywał się sparing Biało-Czerwonych z Nową Zelandią. Koszykarze Igora Milicicia odnieśli pierwsze zwycięstwo podczas przygotowań do turnieju kwalifikacyjnego, pokonując rywali 88:59.
Wyczekiwanie na Jeremy’ego Sochana
Z wejściem koszykarza San Antonio Spurs na parkiet kibice stali się żywsi. Z wielką ciekawością przypatrywali się jak podkoszowy rozgrzewał się wraz ze sztabem szkoleniowym sprowadzonym z Ameryki. To był jeden z warunków, aby wychowany w Wielkiej Brytanii kadrowicz mógł wspomóc kadrę w letnim oknie reprezentacyjnym. Przez ostatnie dwa lata było to niemożliwe. Klub niezbyt chętnie patrzył na możliwość występów młodego i wciąż nieobytego z realiami NBA gracza podczas przerwy miedzysezonowej. Również sam zawodnik mówił, że chciałby skupić się na indywidualnych przygotowań do zmagań w najlepszej lidze świata. Wśród biało-czerwonych kibiców rodziła się już frustracja. Czy Sochan kiedykolwiek zagra w reprezentacji, czy może skończy się na jednym symbolicznym występie jeszcze za kadencji Mike’a Taylora w 2021 roku?
Nawet w ostatnich dniach wciąż niewiadome było, czy i kiedy Jeremy Sochan pokaże się polskim kibicom. Polski Związek Koszykówki zapowiadał jego grę w jednym ze spotkań towarzyszkach rozgrywanych za granicą. Ostatecznie koszykarz nie pojawił się na parkiecie. Później powiedziano o występie w polskich meczach, by znów poddać w wątpliwość szansę gry. Ostatecznie w piątkowe południe w mediach społecznościowych „KoszKadry” pojawiła się informacja, że 21-latek zagra w meczu z Nową Zelandią.
Jeremy Sochan dał radość kibicom
Dzień przed meczem mówiło się, że sprzedano 6,5 tysiąca biletów na pojedynek. Prawdopodobnie informacja zmobilizowała dodatkowych sympatyków basketu, gdyż finalnie na trybunach zasiadło 7002 osoby.. Spodek nie był wypełniony jak podczas meczów siatkarzy, lecz z pewnością cicho nie było. Już sceny tuż po hymnach niejako zapowiedziały niecodzienny sparing. Rywale, Nowozelandczycy, wykonali swój tradycyjny, rytualny taniec – Hakę. Głodni koszykarskich emocji kibice musieli uzbroić się w cierpliwość. Problemy techniczne sprawiły, że spotkanie rozpoczęło się z 15-minutowym opóźnieniem. Polscy kibice skutecznie się przez ten czas rozgrzali, śpiewając między innymi tradycyjne „Polska Biało-Czerwoni”.
Gdy spiker wyczytał nazwisko Sochana w startowej piątce, rozległy się brawa. Gdy silny skrzydłowy „wjechał” pod kosz, prowokując faul, a następnie egzekwując jeden z dwóch rzutów osobistych, dostał jeszcze większe oklaski. Choć ze sportowego punktu widzenia mecz miał być przetarciem przed turniejem kwalifikacyjnym w Walencji, to pozasportowo wielu kibiców zerkało na gracza Spurs jako na wielką gwiazdę.
Polscy koszykarze kontrolowali mecz z Nową Zelandią
Sam mecz rozpoczął się udanie dla Biało-Czerwonych. Sporym utrudnieniem był niedziałający zegar techniczny, przez co o wyniku i czasie gry musiał na bieżąco informować spiker. Pierwsza kwarta pokazała jak ważną postacią w zespole Igora Milicicia jest Mateusz Ponitka. Kapitan reprezentacji zdobył 12 z 21 punktów kadry podczas dziewięciu minut pobytu na parkiecie. Polacy mocniej napierali na Nowozelandczyków – zespół, w którym nazwiska mówiły niewiele fanom koszykówki.
W drugiej kwarcie kibicie mogli śledzić wynik na tablicy, ale jeszcze bez 24-sekundowego zegara. Polacy grali pewnie, pokazując, że nikt nie musi wątpić w wynik spotkania. To nie on był najważniejszy. Dobrze radzili sobie w szybkich atakach, dominując rywali z Oceanii. Do solidnego Ponitki dołączył także Michał Sokołowski, który po pierwszej połowie miał już 14 punktów. Sochan grał nieco mniej niż dwaj liderzy. Jego statystyki również nie prezentowały się tak dobrze jak jego kolegów.
Ponitka i Sokołowski wciąż liderami polskiej kadry
Polacy podtrzymali skuteczność z pierwszej połowy w trzeciej kwarcie. Milicić rotował składem, sprawdzając jak najwięcej opcji. Nie było wątpliwości, że zwycięstwo w przedostatnim sparingu przed turniejem kwalifikacyjnym będzie w główniej mierze zasługą Ponitki i Sokołowskiego. Duet nie miał sobie równych zarówno w punktach, jak i w asystach oraz zbiórkach całego zespołu. Dobrze spisywali się także grający mniej w meczu A.J. Slaughter czy Andrzej Mazurczak. Przed ostatnią kwartą Biało-Czerwoni prowadzili 62:44.
W ostatniej kwarcie Polacy grali na znacznie większym luzie. Posiadali ponad 20-punktową przewagę, o którą nie musieli się bać. Już na kilka minut przed końcem spotkania kibice przeciskali się, by zając jak najlepsze miejsca. Chodziło tu o zwiększenie szans na autograf czy też zdjęcie z Jeremym Sochanem. Prawdopodobnie spełnienie wszystkich prósb zajęło by koszykarzowi całą noc. Ostatecznie gracz San Antonio Spurs zakończył pierwszy od trzech lat występ w kadrze z siedmioma punktami w dorobku, a kadra Milicicia zwyciężyła 88:59.
Polacy zagrają ostatni sparing przed turniejem kwalifikacyjnym do IO
Najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie gospodarzy był Mateusz Ponitka (29 punktów). W sobotę, 29 czerwca Polacy zagrają w ostatnim sparingu przed zaplanowanym w dniach 2-7 lipca turniejem kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich. W Sosnowcu czwarty zespół Eurobasketu 2022 podejmie Filipiny.
Czytaj też:
Zdobyli mistrzostwo i pobili rekord NBA. Sukces Boston Celtics w finałachCzytaj też:
Nie żyje legenda światowego sportu. Jego postać była znana wszystkim
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.