Robert Korzeniowski dla „Wprost”: Dzisiejsza polska lekkoatletyka w skali świata jest krucha

Robert Korzeniowski dla „Wprost”: Dzisiejsza polska lekkoatletyka w skali świata jest krucha

Czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski
Czterokrotny mistrz olimpijski Robert Korzeniowski Źródło:Newspix.pl / Marcin Szymczyk
„Dzisiejsza polska lekkoatletyka w skali świata jest krucha” – mówi „Wprost” Robert Korzeniowski. Czterokrotny mistrz olimpijski zachowuje wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o szanse medalowe w Paryżu.

Polscy sportowcy szykują się na najważniejszy sezon czterolecia. To właśnie pod igrzyska olimpijskie wszyscy atleci szykują formę. Przedstawiciele „królowej sportu” często rezygnują z sezonu halowego, aby być maksymalnie skupionym na jednej imprezie. Stawka jest wysoka, bowiem każdy medalista zapisuje się w historii sportu. Po ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Budapeszcie nadzieje kibiców mogą być jednak wystawione na próbę.

Rozmowa z Robertem Korzeniowskim, czterokrotnym mistrzem olimpijskim

Robert Korzeniowski dobrze wie, jak to jest stawać na najwyższym stopniu podium igrzysk. W bogatej karierze aż czterokrotnie wysłuchiwał „Mazurka Dąbrowskiego” na imprezach tej rangi. Od czasu zakończenia startów w 2004 roku wciąż pozostaje aktywny – zarówno fizycznie, jak i zawodowo. Choć nie jest już wyczynowcem, to angażuje się między innymi w konsultacje z zawodnikami czy zarządzenie własnym klubem.

W rozmowie z „Wprost” wybitny lekkoatleta dzieli się spostrzeżeniami z życia po karierze. Zapytany o szanse medalowe nie gryzie się w język, zwracając uwagę na poziom światowej lekkoatletyki. „Mam wrażenie, że mamy więcej żalu niż powodów do żalu, gdy mowa o naszych biegaczach długodystansowych” – mówi czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie, nie ukrywając smutku, jeśli chodzi o formę jego młodszych kolegów i koleżanek po fachu. Były sportowiec odniósł się także do oczekiwań względem kadry siatkarzy Nikoli Grbicia.

Michał Winiarczyk, „Wprost”: Dawniej oglądało się Roberta Korzeniowskiego w stroju sportowym. Dziś dosyć często pojawia się w garniturze. Łatwo odnalazł się pan w „nowym życiu” po zakończeniu kariery?

Robert Korzeniowski: W moim przypadku możemy mówić o pełnej symetrii. W tym roku miła 20 lat odkąd nie jestem już wyczynowym sportowcem. Wcześniej z kolei przed 20 lat startowałem profesjonalnie. Zastanawiam się teraz, w czym czuję się bardziej swojo. Wiadomo, że już teraz nie będę biegał z olimpijskim numerem startowym, ale cieszę się, kiedy dzięki mojej pracy, ktoś inny go sobie przypina.

Dobrze panu w roli trenera?

Dzisiaj nie jestem takim trenerem o jakim ludzie myślą. Nie jestem gwizdkowym, stoperowym. Mając swój klub trenerski i 12 trenerów pracujących dla nas, pełnię bardziej funkcję „nadtrenera”, który szkoli innych specjalistów. Moje zadania mają w sobie więcej cech menedżerskich niż sportowych, choć gdzieś tam moja fachowość cały czas musi być aktywna. Przeprowadzam konsultację zarówno z 12 czy 18-latkami, jak i z profesjonalnymi zawodnikami. Jestem i będę trenerem do końca życia, ale praca szkoleniowa nie jest dziś osią mojego życia.

Łatwiej prowadzi się młodzieżowych czy dorosłych zawodników?

Nie ma jednej odpowiedzi. Na pewno to wdzięczny temat, gdy służy się jako wzór dla młodzieży, ale z drugiej strony to także wyzwanie ze strony wychowawczej, pedagogicznej. Z dorosłymi jest różnie, bo czasem mowa o zawodniku, który został „u nas” wychowany, a czasem został przejęty po kimś.

instagram

Mamy rok olimpijski. Czy w związku z tym wracają wspomnienia z czasów startów na igrzyskach?

W ogóle nie. Ludzie przypominają mi daty i zdarzenia. Jestem z tego dumny, ale to nie jest tak, że jak zbliżają się igrzyskach, to mi się dany start przypomina. Mam inne rzeczy do wykonania. Będę obecny na igrzyskach w Paryżu, ale w roli eksperta. Żyję igrzyskami, ale na inny sposób. Dziś szeroko patrzę na sport. Zwracam uwagę na kwestię MKOlu, ich decyzji dot. dopuszczenia sportowców z Rosji czy ogólnego kształtowania ruchu olimpijskiego. W 2004 roku zamknąłem stary rozdział raz na zawsze. Mam tyle ciekawych zajęć, że nie muszę siedzieć nad swoim ołtarzykiem i myśleć, jakby to było, gdybym dalej startował. Mam inne cele życiowe niż 25 lat temu.

Jak pan ocenia szanse polskich lekkoatletów na IO. Ma pan cichego faworyta?

Takiego, o jakiego pan pyta, to nie. Myślę, że musimy przytomnie patrzeć na nasze szanse. Mam na myśli przede wszystkim Wojtka Nowickiego. To na nim opiera się najbardziej okazji na medal w lekkoatletyce. Wszystko co więcej pozostaje otwartym tematem. Przyzwyczailiśmy się do myślenia o medalu Natalii Kaczmarek. Bardzo bym tego chciał, ale jest jedną z pięciu pretendentek do podium na swoim dystansie, a pięć to nie trzy. Chciałbym także zobaczyć kolejne złoto na szyi Anity Włodarczyk, ale na ostatnich mistrzostwach świata nie załapała się do finału. Mam nadzieję, że teraz będzie przygotowana w takim stopniu, by w Paryżu mogła walczyć o wszystko.

Nie mamy dziś twardych atutów lekkoatletycznych, takich dominatorów w skali świata. W przeszłości myli nimi nasi młociarze – Fajdek, Nowicki, Włodarczyk, czy choćby ja. Zawsze słyszałem, że jestem murowanym kandydatem do medalu, choć wiedziałem, że w sporcie wszystko jest otwarte. Dzisiejsza polska lekkoatletyka w skali świata jest krucha, jeśli chodzi o nadzieje na radość medalową.

Zastanawiam się, czy liczne medale lekkoatletycznych mistrzostw Europy nie zamydlają polskim kibicom myślenia o poziomie reprezentantów kraju. Później przychodzą mistrzostwa świata i jest zdziwienie, bo kadra przywozi dwa krążki.

Pewnie tak jest. Był czas gdy Europejczycy dominowali w lekkoatletyce, a mistrzostwa Europy były podobne wynikowo do mistrzostw świata. Dziś sytuacja wygląda odwrotnie – Stary Kontynent jest w mniejszości. Spójrzmy na ostatni turniej w Budapeszcie. Taka potęga jak Niemcy nie zdobyła ani jednego medalu, a Francuzi wrócili tylko z jednym srebrem w sztafecie.

Mamy dobre miejsce w Europie. To z pewnością powód do radości i motywacja do dalszych startów. W tym roku mistrzostwa Europy odbędą się przed igrzyskami, więc to może być jakaś nadzieja. Z jednej strony zalecałbym, abyśmy patrzyli trzeźwo na szanse polskich lekkoatletów w skali świata. Z drugiej, jak ktoś jest kibicem sportu, to niech cieszy się każdym medalem.

A co jeśli chodzi o biegi długodystansowe? Jest jakaś iskierka nadziei na sukcesy?

Na nadchodzących igrzyskach? Nie widzę szans. Bardzo żałuję, że notujemy obecnie również regres na średnich dystansach. Nie możemy liczyć na dalszy rozwój na miarę oczekiwań Patryka Dobka. Myślę, że bez zmiany metodyki treningowej i transferu wiedzy będziemy dreptać w miejscu.

Nie jestem zadowolony z tego jak wyglądają nasze długie dystanse. Można popatrzeć na świat i brać z nich przykład. Czterech Francuzów pobiegło maraton poniżej 2:06. Rekord Polski to 2:07,39 i nikt teraz nie biega u nas w kraju na taki wynik. Zastanówmy się czy w związku z tym, wszystko idzie we właściwym kierunku, jeśli chodzi o te konkurencje. Mam wrażenie, że mamy więcej żalu niż powodów do żalu, gdy mowa o naszych biegaczach długodystansowych. Cenie ich i cieszę się z każdego ich sukcesu, ale…

Maraton zaczyna się od biegania na dziesięć kilometrów. Dzisiaj nie mamy zawodników pokonujących ten dystans w 28 minut, a 28 minut to żaden wynik, bo dopiero od 27 zaczyna się szybkie bieganie. Czekam, czekam i może się jeszcze kiedyś tego doczekam… a może nie? (śmiech)

Trzeba trąbić na alarm?

Nie ma sensu. Trzeba brać się do roboty. Porozglądać się po świecie, poszukać, pomyśleć o fachowcach w tej dziedzinie. Zobaczyć jak wygląda trening, który przynosi efekty i już. Nie możemy tylko narzekać, że jesteśmy Afrykanami mieszkającymi na płaskowyżu. Nawet w mojej konkurencji – chodzie – możemy zrobić coś sensownego. Afryka tam nie dominuje, są szanse medalowe.

Wspomniał pan wcześniej, że w panu zawsze widziano murowanego faworyta do medalu. Teraz tak się dzieje z siatkarzami. Oni otwarcie mówią, po co jadą Paryża. Czy z perspektywy sportowca taka deklaracja tkwi później w głowie podczas startu?

Zawodowcy pozostaną zawodowcami. Takie deklaracje nie sprawią, że będą sparaliżowani. W sporcie drużynowym na igrzyskach duże znaczenie ma kwestia drabinek, losowań itp. Jeden mecz decyduje o tym, co dalej. Naszych siatkarzy stać na zdobycie złotego medalu. Kto wie co się wydarzy. Może trafią w finale na Francuzów, którzy w Tokio byli górą? To byłby finał marzeń, gdybyśmy trafili na nich w meczu o złoto, udanie się rewanżując.

Rozmowę przeprowadzono podczas VII Kongresu SBP.

Czytaj też:
Tomasz Majewski i jego dwa złote triumfy na igrzyskach. Upamiętnił wielkiego mistrza
Czytaj też:
Anita Włodarczyk przekazała ważną wiadomość. Chodzi o dalszą karierę

Źródło: WPROST.pl