Finał Ligi Mistrzów rozgrywany 1 czerwca to jeden z najpiękniejszych prezentów, jaki na Dzień Dziecka mogli dostać fani piłki nożnej z całego świata. Zwłaszcza, że grają w nim dwie drużyny, które ucieleśniają wszystkie idee tego sportu, także w jego podwórkowym wydaniu. Zarówno Tottenham i Liverpool prezentują przecież futbol ofensywny, energiczny, radosny. Strzelają dużo bramek, ofiarnie walczą w obronie, cieszą się z sukcesów i nie poddają po utracie gola.
Finaliści jak z bajki
Wielu polskich kibiców może pamiętać z dzieciństwa bajkę o futbolowej przygodzie niejakiego Tsubasy. W serialu animowanym „Kapitan Jastrząb” praktycznie w każdym odcinku oglądało się epickie starcia, w których drużyna głównego bohatera, pomimo przeciwności, potrafiła w dramatycznych okolicznościach doprowadzić do zwycięstwa. Czy tegoroczna droga Tottenhamu do finału nie przypomina wam tamtych historii?
Tottenhamu droga do finału
Piłkarscy eksperci skreślali zespół Mauricio Pochettino już w połowie fazy grupowej. Po pierwszych trzech meczach miał on zaledwie jeden punkt na koncie. Przegrał z Interem Mediolan (2:1) i FC Barceloną (2:4), zremisował z PSG (2:2). Dwie kolejne wygrane i remis w ostatnim meczu (Lucas Moura wyrównał dopiero w 85 minucie) w niespodziewany sposób dały jednak Anglikom awans.
W dwumeczu z silną Borussią Dortmund Tottenham nie dał Niemcom żadnych szans, wygrywając 3:0 i 1:0. Kolejne starcie z Manchesterem City było jednak jednym z największych hitów tej edycji Ligi Mistrzów. Po wygranej w pierwszym starciu 1:0, w rewanżu padł wynik 4:3. Zwycięskiego gola dla Tottenhamu uznano dopiero po obejrzeniu powtórki wideo. Kluczową bramkę dla przeciwników anulowano także po analizie VAR.
Półfinał z Ajaksem Amsterdam to już klasyka europejskiej piłki. Po przegranej 0:1 w pierwszym meczu, w rewanżu Tottenham zwyciężył świetnie grający zespół z Holandii 3:2. Podopieczni Pochettino dokonali tego, chociaż po pierwszej połowie przegrywali 0:2. Po ostatnim gwizdku płakali nie tylko załamani piłkarze Ajaksu, płakał także trener Tottenhamu, którego marzenie o finale wreszcie się ziściło.
Liverpool znów w finale
Historia Liverpoolu także nadawałaby się na scenariusz kilkunastu odcinków „Kapiatana Jastrzębia”. To przecież klasyczna opowieść o feniksie odradzającym się z popiołów. Po porażce w ubiegłorocznym finale z Realem Madryt gracze Juergena Kloppa byli zdruzgotani, a on sam znów dał argument tym, którzy wypominają mu niezliczone porażki w kluczowych momentach. Co zrobili uparty Niemiec i jego zespół? Znów zameldowali się w starciu o Puchar Europy.
Na swojej drodze nie mieli łatwych przeciwników. W grupie musieli pokonać m.in. PSG, SSC Napoli i Crvenę Zvezdę Belgrad. O awansie decydował dopiero ich ostatni mecz z Napoli, wygrany 1:0. Później odprawili Bayern Monachium i FC Porto. To jednak mecz półfinałowy na stałe zapisze się wśród największych klubowych sukcesów.
Po pierwszym meczu Liverpool przegrywał z Barceloną 3:0. Pomimo naprawdę świetnej gry Anglików (Klopp powiedział, że był to najlepszy mecz zespołu po jego wodzą), znajdujący się w wybitnej formie Leo Messi dał swojemu zespołowi pewne zwycięstwo. Jeżeli grając swój najlepszy futbol przegrywa się 3:0, to jak wierzyć w możliwość odrobienia strat z tym samym przeciwnikiem zaledwie tydzień później?
Tymczasem Klopp nawet przez chwilę nie przestawał motywować swoich zawodników. Twierdzili, że byli nastawieni na walkę do samego końca i na zwycięstwo z potężną Barceloną. Potwierdzenie swoich słów dali już w 7. minucie spotkania, kiedy to pierwszego gola zdobył Divock Origi. Później długo nie mogli wepchnąć piłki do siatki bramki Barcelony. Mimo to nie przestali wierzyć. Pomógł przebłysk geniuszu Georginio Wijnalduma, który na przestrzeni dwóch minut zdobył dwie bramki. Nadzieje Barcelony ostatecznie przekreślił znów Origi, strzelając w 79 minucie na 4:0.
Angielski finał zwiastuje świetne widowisko?
Zarówno Tottenham, jak i Liverpool chwalone są za to, z czym przez lata były utożsamiane najlepsze angielskie drużyny. Za walkę do końca, ale i od pierwszej minuty, za wkładanie serca w cały mecz i poświęcania się dla zespołu. Chwaleni są także trenerzy Klopp i Pochettino. To dzięki nim oprócz samej walki oglądamy też przyjemną dla oka grę i składne akcje. Obaj mają świetną historię i sympatię kibiców, co przekłada się także na sympatie dla obu zespołów.
Neutralnym kibicom przypuszczalnie trudno jest wskazać, za kim będą trzymać kciuki w tym starciu. Może za Liverpoolem, który jest świetnie poukładaną drużyną i któremu rok temu brakło naprawdę niewiele? Za Mo Salahem, wykluczonym z ubiegłorocznego finału przez sprytny faul Sergio Ramosa? Może za Tottenhamem, który z powodu oszczędności nie kupił przed sezonem ani jednego zawodnika, co na tym poziomie, zwłaszcza w Lidze Mistrzów, jest światowym ewenementem i dodaje jeszcze jeden romantyczny akcent do całej tej historii?
Niektóre historie z tej edycji Ligi Mistrzów były tak nieprawdopodobne (choćby niewspomniany tutaj mecz Manchesteru United z PSG), że z pewnością zostałyby wykreślone z każdego scenariusza filmowego, jako niepoważne i naciągane. Być może miejsce dla nich znalazłoby się co najwyżej właśnie w bajce dla dzieci, choć raczej tych młodszych. Na szczęście rzeczywistość obdarowała nas tym unikalnym sezonem, pozwalającym cieszyć się z wielu starć w taki sam sposób, w jaki cieszyliśmy się zwycięstwami Tsubasy Ozory i spółki. Właśnie dlatego 1 czerwca wszyscy fani piłki nożnej znów zasiądą przed telewizorami. I w tym roku nawet ci znacznie starsi będą mogli należycie świętować Dzień Dziecka.
Gdzie oglądać finał Ligi Mistrzów Tottenham - Liverpool?
Finałowy mecz Champions League odbędzie się 1 czerwca. Rozpoczęcie spotkania zaplanowano na godzinę 21:00. Mecz będzie można oglądać na kanale TVP1 oraz na kodowanym Polsat Sport Premium. Mecz pokaże też sieć kin Helios. W internecie transmisja ze spotkania będzie dostępna za darmo na tvp.sport.pl oraz na ipla.tv.
Czytaj też:
Ukochany klub księcia Williama awansował do Premier League. Tak wnuk Elżbiety II cieszył się z wygranejCzytaj też:
Klęska Barcelony, Liverpool triumfuje. Zobacz najciekawsze memyCzytaj też:
Tottenham z piekła do nieba, Ajax we łzach. Te memy mówią wszystko!