Maciej Kowalewicz pochodzi z Olsztyna, w którym jest zawodnikiem miejscowej Gwardii. Choć ma dopiero 25 lat, strzelec sportowy ma na swoim koncie m.in. tytuł mistrza Polski, medale czempionatu Starego Kontynentu, a nawet złoto mistrzostw świata!
Specjalizujący się w strzelaniu z karabinu reprezentant Polski rok 2024 zapamięta w szczególny sposób, bo zadebiutował na igrzyskach olimpijskich. W rozmowie dla „Wprost” opowiedział jednak nie tylko o wrażeniach ze stolicy Francji. Ciekawa jest bowiem specyfika samej dyscypliny, która wielokrotnie dawała Polsce mnóstwo radości.
Maciej Piasecki („Wprost”): Jak wygląda debiut olimpijski w pańskich oczach z perspektywy czasu?
Maciej Kowalewicz (strzelec sportowy, olimpijczyk z IO 2024): Niedosyt zawsze pozostaje jeśli nie ma wyników maksymalnych, czy nie uda się zdobyć złotego medalu. Sportowiec dąży do tego, żeby być jak najlepszym i osiągać rezultaty, które dają najważniejsze sukcesy.
Ja jestem jednak zadowolony, bo zrobiłem wszystko, co mogłem podczas rywalizacji olimpijskiej w Paryżu. I to każdego dnia, którego startowałem. Wiadomo, wyniki zawsze mogły być troszkę lepsze, miejsca również, ale to był mój debiut na igrzyskach i całościowo to nie było łatwe. Walczyłem tam sam ze sobą, olimpijskie wyzwanie jest naprawdę zupełnie czymś innym od pozostałych startów.
To już jednak za mną, podobnie jak kilka kolejnych występów w zawodach. Z pewnością po igrzyskach już nieco inaczej funkcjonowałem, bez tak dużego stresu.
Teraz w kontekście igrzysk spoglądam już bardziej w stronę tego, co będzie za kilka lat, myśląc o kwalifikacji do Los Angeles.
Te ostatnie sukcesy, to medale na Akademickich Mistrzostwach Świata. Jeden srebrny oraz trzy brązowe krążki.
Zgadza się. Konkurencja była ciekawa, rywalizowaliśmy w dalekim New Delhi. Ze względu na charakter wydarzenia, grupa zawodników była mniejsza niż ta olimpijska, choćby biorąc pod uwagę status studenta (Kowalewicz jest studentem Politechniki Gdańskiej dop. eMPe), który trzeba było posiadać. Stawka była jednak i tak solidna, przyznaję, bardzo wysoki poziom.
Osobiście osiągnąłem rekord życiowy w karabinie w trzech postawach – 593 punkty. Ten wynik jest tylko o jedno oczko gorszy od rekordu Polski. Więc z tego na pewno jestem bardzo zadowolony. Zwłaszcza po tak ciężkim sezonie, jaki był. To była dla mnie ostatnia taka akademicka możliwość wzięcia udziału w tym wydarzeniu. W kolejnej edycji już nie będę się łapał do studenckiego grona – pod względem wieku. Dlatego satysfakcja tym większa, że na zamknięcie tego etapu, przywiozłem cztery krążki do Polski.
Nowy rekord życiowy, w przełożeniu na rywalizację olimpijską w Paryżu, co by dał?
To jest pewne wejście do finału, tak naprawdę na każdy zawodach. Wynik ponad 590 punktów to jest bardzo dobry rezultat. Igrzyska, mistrzostwa świata czy Europy. Z takim wynikiem o finał mógłbym być spokojny.
Rozmawiamy o kolejnych pańskich występach, a kiedy czas na odpoczynek?
Tuż po występie w Paryżu miałem jeszcze zawody strzelania na 300 metrów. To już taka typowo wojskowa rywalizacja, bo ja na co dzień jestem żołnierzem Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. Choćby z tego względu startujemy na zawodach i z dumą reprezentujemy także Wojsko Polskie w międzynarodowej rywalizacji.
Ale faktycznie, odłożyłem broń po tych olimpijsko-wojskowych wyzwaniach. Była okazja do tego, żeby odpoczęła przede wszystkim głowa. To ona jest kluczowa w strzelectwie. Nie jest to łatwy kawałek chleba ze względu na stronę psychiczną.
Wypoczęty mogłem zakończyć rok na wspomnianych AMŚ, a teraz zaczęliśmy już trenować pod kątem kolejnego sezonu, nowych wyzwań. Na przełomie lutego i marca 2025 roku czekają nas mistrzostwa Europy. Jesteśmy w treningu, przez święta chwila odpoczynku i wracamy do pracy. Choć zaznaczę, że rok 2025 jest mniej intensywny pod względem naszych startów. To też czas, żeby dopracować pewne szczegóły, mogące mieć znaczenie w kontekście kolejnych, istotnych startów.
Słyszałem o pańskim rytuale przed startami, mianowicie żonglowaniu. Nic się nie zmieniło?
Nie, to faktycznie stały element. Mnie żonglowanie koncentruje, ale też uspokaja przed występami. Każdy zawodnik ma jakiś pomysł na to, jak przygotować się do startu. Do tego jeszcze dochodzi ustabilizowanie oddechu. Przykładowo, niektórzy słuchają muzyki. Jeżdżąc po świecie, obserwowałem, że żonglowanie jest dosyć popularne, bądź jakaś forma rzucania piłeczką. To dodatkowo pobudza koordynację, tak istotną przy naszych występach. Trzeba doprowadzić do optymalnego stanu, żeby być gotowym w danym momencie, w jak najlepszy sposób.
W jednym z wywiadów wspominał pan, że najlepsze są te starty, z których niewiele człowiek pamięta. Dlaczego?
Rzeczywiście, podpisuję się raz jeszcze pod swoimi słowami (śmiech).
Przyznaję, że najlepiej jest, jak nic nie pamiętam. Ten poziom skupienia na celu sprawia, że wchodzę niemal w automatyzm. To wychodzi z człowieka, kolejne strzały po prostu się dzieją. Strzelam, nie myślę o niczym innym, tylko skupiam się na kolejnych elementach odpowiedniego ułożenia.
Później schodzę, zadowolony z wyniku i zaczynam się zastanawiać, jak ja to właściwie zrobiłem. I trudno to jakoś sobie odkurzyć w pamięci. Dodatkowo działamy na naprawdę mocnych emocjach. Każdy zawodnik dobrze czuje, czy idzie na dobry wynik, czy niekoniecznie. Staramy się tego nie kontrolować na bieżąco, bo to by wyprowadzało z równowagi, ale zazwyczaj te rezultaty są z tyłu głowy.
Pojawia się element, nazwijmy to, „amnezji” i pytania samego siebie: Jak ja to zrobiłem?
Spoglądając na historię polskiego strzelectwa sportowego, na igrzyskach mamy swoje tradycje – łącznie dwanaście medali olimpijskich w dorobku. Czy to nowe pokolenie, którego pan również jest reprezentantem, spogląda na tamte, nieco zamierzchłe czasy sukcesów?
Tak jak pan słusznie zauważył, pokoleniowo doszło do zmian i my teraz piszemy swoją nową historię, próbując przebijać się zarówno w Europie, jak i na świecie. Przyznaję, moim zdaniem jesteśmy na bardzo dobrym etapie rozwoju strzelectwa sportowego w Polsce. Jest nas przede wszystkim dużo, a poziom w kraju jest wysoki. Wywalczyliśmy sześć kwalifikacji olimpijskich, co w historii polskiego strzelectwa na pewno jest jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym wynikiem. Mówię o grupie karabinowej. Może kiedyś, dawno temu, ale wówczas też funkcjonował zupełnie inny system kwalifikacji.
Mieliśmy dwa finały na igrzyskach w Paryżu. Sądzę, że można to zapisać po stronie dużych sukcesów. W większości jesteśmy młodymi ludźmi i na kolejnych igrzyskach będziemy mieli szanse na pokazanie czegoś więcej. To doświadczenie z Paryża może tylko zaprocentować z korzyścią dla reprezentacji Polski. A dodam, że przychodzą po nas jeszcze młodsi, którzy również mają naprawdę solidne wyniki.
Wydaje mi się, że przyszłość strzelectwa rysuje się w pozytywnych barwach. Medali z mistrzostw świata, Europy, czy uzyskiwanych finałów – było w ostatnich latach bardzo dużo. To tylko pokazuje, jaki mamy potencjał. Na pewno się nie poddajemy i zrobimy wszystko, żeby na kolejnych igrzyskach pokazać się wynikowo z jeszcze lepszej strony.
W mikście występuje pan z Julią Piotrowską. Maciej Kowalewicz wywodzi się z Olsztyna, a wspomniana sportowa partnerka z Wrocławia. Czy to geograficznie da się dobrze rozegrać pod względem logistyki treningów, dobrej współpracy?
Rzeczywiście, to może z boku wyglądać trochę dziwnie, tu Olsztyn, tam Wrocław. Ale od razu wyjaśniam, że w przypadku miksta nie musimy trenować stricte razem. Odbywa się to w taki sposób, że stoimy obok siebie i każde ma oddać 30 strzałów indywidualnie. Z kimkolwiek bym nie strzelał, powinno to wyglądać tak samo.
Oczywiście relacje między Julią a mną, mają znaczenie. Stoimy razem, jesteśmy w drużynie i jednak lepiej, kiedy ma się obok kogoś, kogo się lubi. Mamy jednak takie szczęście, że w naszej drużynie jest dobra atmosfera. Zazwyczaj w 90 procentach przypadków strzelam w mikście właśnie z Julią. Jesteśmy często na zgrupowaniach, pracujemy razem, więc tak naprawdę nie ma dużego znaczenia, czy my się wywodzimy z dwóch końców Polski, czy jesteśmy z tego samego miasta.
W ramach ciekawostki zapytam na koniec, czy jest szansa na wprowadzenie do olimpijskiej karty strzelania na 300 metrów? Bo rozmawiam z mistrzem świata z 2023 roku, do tego wicemistrzem również był Polak Tomasz Bartnik. Potencjał na krążki widzę bardzo duży!
Nie, niestety, to na pewno się nie wydarzy. Przede wszystkim ze względu na to, że obiekt do strzelania na 300 metrów, to musi być naprawdę duża przestrzeń. Na całym świecie nie znajdzie się wiele tak dostosowanych miejsc do tego typu rywalizacji.
Do tego karabin i przede wszystkim amunicja, są dużo droższe, a strzałów oddajemy tyle samo, co w olimpijskich konkurencjach. Co więcej, są takie pogłoski, że dąży się, żeby na igrzyskach było strzelanie tylko na 10 metrów. Aczkolwiek my jako strzelcy, nie chcemy tego. Powinno być utrzymane 50, 10 i 25 metrów dla pistoletu.
Co do rywalizacji na 300 metrów, ono zalicza się do mistrzostwa Europy, świata, Pucharów Świata. W przypadku igrzysk nie ma co się jednak łudzić, większy kaliber i dużo większa przestrzeń, zamyka tę drogę. To już typowo nieolimpijska rywalizacja.
Czyli można to skwitować tym, że w mundurze już jest pan złoty.
Jeszcze długa droga do bycia złotym, ale obrałem odpowiedni kierunek. Tak bym to określił.
Czytaj też:
Polska paralimpijka mamą na pełen etat. „Ludzie nie boją się już niepełnosprawności”Czytaj też:
Iga Świątek właśnie rozpoczęła nowe życie. Dobrze, że z daleka od Polski