Teraz Lewandowski i Szczęsny, kiedyś Żurawski i Boruc. Co za dzieje polskiej piłki!

Teraz Lewandowski i Szczęsny, kiedyś Żurawski i Boruc. Co za dzieje polskiej piłki!

Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski
Wojciech Szczęsny i Robert Lewandowski Źródło: Newspix.pl / Lukasz Grochala / Cyfrasport
Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny to najbardziej znany piłkarski duet z Polski. FC Barcelona dziś, ale dawniej polski kibic nie był tak rozpieszczany.

Można zapewne poszukać głębiej, ale już sam XXI wiek przynosi wiele ciekawych historii związanych z polskimi akcentami w zagranicznych klubach piłkarskich. Futbol w Polsce niezmiennie dzierży palmę pierwszeństwa pod względem sportowego zainteresowania, ale umówmy się, nie przekłada się to na pozycję w hierarchii mocy w Europie. Jak jednak pokazuje przykład duetu z FC Barcelony, Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny pokazali, że można. Choć w głównej mierze to nie zasługa systemu, a samych piłkarzy.

twitter

Lewandowski i Szczęsny razem w stolicy Katalonii są oficjalnie od sezonu 2024/25. Były bramkarz Juventusu i reprezentacji Polski w odpowiedzi na ofertę Barcelony postanowił nawet wznowić swoją krótko wcześniej zakończoną karierę. Lewandowski jest za to postacią, która płynnie zdołała przenieść swoją skuteczność z niemieckiej Bundesligi do hiszpańskiej LaLiga. A skoro wywołaliśmy rozgrywki za naszą zachodnią granicą…

VfL Wolfsburg – polskie trio i tragiczna historia Krzysztofa Nowaka

Końcówka XX i początek XXI wieku to z pewnością okno na świat, które z Polski prowadziło piłkarzy właśnie do Niemiec. Prędzej czy później, bo jak pokazuje to piłkarskie trio, nie od razu Bundesliga stawała się miejscem, w którym panowie lądowali po wyjeździe z ojczyzny.

Zanim nastała era polskiego trio z Dortmundu (o nim za chwilę), trzech Polaków broniło barw VfL Wolfsburg. W mieście Volkswagena znaleźli się: napastnik Andrzej Juskowiak, pomocnik Krzysztof Nowak oraz obrońca Waldemar Kryger. Ten ostatni do Wolfsburga przyjechał prosto z Lecha Poznań, do którego zresztą wrócił na koniec kariery z VfL. W przypadku Nowaka historia była dużo bardziej zwariowana, bo zanim otrzymał „dziesiątkę” na plecach w Wolfsburgu, jako 21-latek wyjechał do… ligi brazylijskiej, grając razem z Mariuszem Piekarskim w Athletico Paranaense. Jako pierwsi Polacy w dziejach ligi Kraju Kawy! Piekarski jest dzisiaj znanym agentem piłkarskim. Co do Nowaka, niestety, jego życie przerwała śmiertelna choroba.

Nowak cierpiał na chorobę układu nerwowego ALS. Objawia się ona zwiotczeniem i stopniowym zanikiem mięśni. Leczenie w USA, Holandii czy Niemczech, niestety nie przyniosło rezultatów. Piłkarz pod koniec życia poruszał się na wózku inwalidzkim, zmarł w wieku zaledwie 29 lat, 26 maja 2005 roku. W Wolfsburgu wspominany jest do dzisiaj, jako „Dziesiątka naszych serc”. Nowak miał wyjątkowy talent i zdrowie – jak się wydawało – do zostania czołowym graczem reprezentacji i klubowej piłki. Jego marzeniem była gra w Barcelonie.

twitter

W stolicy Katalonii błyszczał za to trzeci z polskiego trio w Wolfsburgu, Andrzej Juskowiak. Na igrzyskach w 1992 roku został królem strzelców, zdobywając siedem goli w turnieju olimpijskim. Polscy piłkarze zdobyli za to srebrne medale. Juskowiak po tak udanym występie w Barcelonie trafił do Sportingu, następnie Olympiakosu Pireus, aż wylądował w Niemczech, najpierw Borussia Mönchengladbach, a następnie VfL. W Lizbonie i Wolfsburgu „Jusko” grał i strzelał najwięcej.

Nowak występował w VfL w latach 1998-2002. Ostatni mecz rozegrał 10 lutego 2001 roku, schodząc po zaledwie 11 minutach. Ze względu na chorobę Nowak nie miał już siły biegać. Klub pokazał klasę, przedłużając kontrakt z Polakiem o kolejny rok. Kryger grał w latach 1997-2002. Juskowiak? Napastnik był graczem VfL na przestrzeni lat 1998-2002.

Warto dodać, że równolegle w tamtym okresie piłkarzami Schalke 04 Gelsenkirchen było dwóch Tomaszów odpowiedzialnych za defensywę. Duet Wałdoch-Hajto współtworzyło jedną z najlepszych formacji obronnych w Bundeslidze. Polacy sięgnęli m.in. po wicemistrzostwo Niemiec oraz dwukrotnie krajowy puchar.

Wałdoch grał w Schalke 04 w latach 1999-2006. Hajto w okresie 2000-04.

twitter

Artur „Holy Goalie” Boruc i Maciej „Magic” Żurawski – Celtic Glasgow

Obaj wyjeżdżali z Ekstraklasy jako gwiazdy. Wybór Celticu Glasgow dla jednego był ostatnim liczącym się klubem na dużej, europejskiej arenie, a dla drugiego, przystankiem do dalszych wyzwań – na czele z Serie A czy grą w Premier League.

Co ciekawe, zanim Boruc i Żurawski trafili do Glasgow, Celtic w przeszłości miał w swoich szeregach inny duet Polaków. Tak jak w Gelsenkirchen postawiono na Tomaszów, w przypadku Szkocji była to dwójka Dariuszów: Dziekanowski (w latach 1989-92) oraz Wdowczyk (1989-94). Żurawski w Celticu otrzymał „siódemkę” na plecach, czyli numer, który wcześniej nosił m.in. Henrik Larsson. Maciej nazywany przez miejscowy „Magic” miał w Glasgow swoje pięć minut. W pierwszym sezonie była gwiazda Wisły Kraków i kapitan reprezentacji Polski w 30 meczach zdobył 20 goli. „Magic” barw Celticu bronił w latach 2005-08, zaliczając debiut w Lidze Mistrzów, do tego były tytuły mistrzowskie, Puchar Ligi czy Puchar Szkocji na koncie.

twitter

Żurawski odszedł z Glasgow zimą 2008 roku, a pałeczkę numeru 1 wśród Polaków na dobre przejął Boruc. Nazywany „Holy Goalie” na Parkhead występował w latach 2005-10. Skąd taki pseudonim Boruca? Charyzmatyczny bramkarz potrafił wyjątkowo zaleźć za skórę największemu rywalowi, czyli Rangers. Protestanci z nieukrywaną wściekłością spoglądali m.in. na t-shirt Boruca z podobizną Jana Pawła II, z napisem „God bless the Pope” (Boże błogosław papieża).

twitter

Duet Boruc-Żurawski to na początku XXI wieku była odpowiedź na dzisiejszy zestaw ze Szczęsnym i Lewandowskim. Co dobrze pokazuje, jaką różnica dzieliła ówczesne oczekiwania względem osiągnięć reprezentantów – liga szkocka a hiszpańska.

Celtic to miejsce, w którym Polacy pojawiali się jeszcze kilkukrotnie. Epizod Pawła Brożka w 2012 roku, Łukasz Załuska (2009-15) czy historia najnowsza, Patryk Klimala (2020-21).

Borussia Dortmund – trio Błaszczykowski, Lewandowski, Piszczek

Pierwszy był Jakub Błaszczykowski (2007-16). Następnie Łukasz Piszczek (2010-21) i Robert Lewandowski (2010-14). Trio z BVB, które elektryzowało nie tylko polskich kibiców, ale wzbudzało zachwyt wśród zagranicznych obserwatorów. Na potwierdzenie tych słów wystarczy spojrzeć do gabloty klubu z Dortmundu. Już w pierwszym sezonie (2010/11) wspólnej gry BVB sięgnęło po mistrzostwo Niemiec. Co więcej, w sezonie 2012/13 stanęło na finale Ligi Mistrzów.

Zabrakło niewiele, ale Bayern Monachium triumfował jednak 2:1 na Wembley. Jürgen Klopp w swoim najważniejszym wówczas meczu w karierze w wyjściowym składzie wystawił, jakżeby inaczej, trio z Polski.

twitter

O tym, jak mocno szanowani są Polacy w Dortmundzie niech świadczy pompa, z jaką pożegnano Błaszczykowskiego i Piszczka, organizując specjalny mecz, na zamknięcie karier byłych świetnych zawodników. Piszczek jest zresztą nadal związany z BVB, będąc obecnie prawą ręką trenera Nuriego Sahina od startu sezonu 2024/25.

twitter

Lewandowski przenosinami do Bayernu z pewnością nie pomógł sobie – w kontekście sympatii kibiców BVB z perspektywy lat. RL9 zrobił jednak milowy krok, który pozwolił wskoczyć na jeszcze wyższy poziom, dzięki któremu sięgnął po Ligę Mistrzów a także stał się jednym z najlepszych strzelców w historii futbolu, ustępując jedynie dwójce kosmicznych piłkarzy w dziejach – Lionelowi Messiemu oraz Cristiano Ronaldo.

twitter

Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny – polski duet Kanonierów

Było o Lewandowskim w kontekście BVB, czas na Szczęsnego i jego ukochany – piszemy to z pełną świadomością – Arsenal. Londyński klub wychował polskiego bramkarza na fachowca światowej klasy. Szczęsny Kanonierem był w latach 2006-17. Ostatnie dwa lata (2015-17) to już jednak wypożyczenia do Serie A, najpierw jako gracz AS Romy, a następnie, już definitywnie w barwach Juventusu.

W przypadku Szczęsnego nie zabrakło jednak polskiego konkurenta, który – jak się później okazało – rywalizował ze „Szczeną” również w drużynie narodowej. Mowa o Łukaszu Fabiańskim, który podobnie jak Szczęsny, do Arsenalu przeniósł się z Legii Warszawa. Różnica była jednak taka, że ten pierwszy zrobił to jeszcze w okresie juniorskim, bez jakichkolwiek śladów oficjalnych meczów w Ekstraklasie. „Fabian” wyjechał za to do Londynu jako uznana marka w Polsce, chcą zrobić kolejny krok.

Szczęsny wygrał jednak rywalizację z Fabiańskim o miejsce między słupkami Arsenalu. Życiorysy obu świetnych bramkarzy przecinały się na każdym kroku, poczynając od faktu, że obaj… urodzili się tego samego dnia w kalendarzu. Dokładnie 18 kwietnia, choć rocznikowo Fabiański w 1985, a Szczęsny 1990 roku.

Obaj rozstali się z Arsenalem, choć „Fabian” nadal funkcjonuje w Londynie, tylko innej dzielnicy. Fabiański jest bowiem uznaną marką w Premier League, obecnie (stan na sezon 2024/25) broniąc barw West Ham United. Szczęsny po przejęciu pałeczki od Gianluigiego Buffona w Juventusie i wznowieniu kariery, będzie chciał raz jeszcze udowodnić swoją wartość, kilkoma cennymi występami w barwach Barcelony.

twitter

Trzeba jednak przyznać otwarcie, że dwójka bramkarzy rywalizująca o miejsce w „klatce” słynnego klubu Premier League, to scenariusz, którego pozostaje sobie życzyć w przyszłości. W Londynie dobrze poznali, czym jest polska szkoła bramkarska.

Arkadiusz Milik i Piotr Zieliński – SSC Napoli

Dopiero od sezonu 2024/25 w Neapolu nie ma Piotra Zielińskiego. Jednego z symboli mistrzowskiej drużyny SSC Napoli z 2023 roku. Polak w latach 2016-24 zagrał dla tego klubu w 281 meczach, zdobywając 39 goli. Co jednak najistotniejsze, Napoli sięgnęło po długo wyczekiwane mistrzostwo, nawiązując do złotych czasów z końcówki lat 80. XX wieku, kiedy liderem drużyny był nieodżałowany wirtuoz Diego Armando Maradona. Nieprzypadkowo zresztą jego imieniem nazwany jest stadion Napoli.

twitter

Zieliński to piłkarz klasy światowej, mający ugruntowaną pozycję w Serie A. Po Polaka z chęcią sięgnął Inter, wyciągając do pomocnika rękę w momencie, w którym w Neapolu nie było już dla „Zielka” miejsca. Być może nie wszyscy pamiętają, ale poza Zieliński w Napoli uwielbiany był przed laty jeszcze jeden Polak. Arkadiusz Milik, który był własnością włoskiego klubu w latach 2016-22.

Napastnik nękany był jednak przez liczne kontuzje, które mocno wyhamowały jego karierę. Polak latem 2016 roku kosztował 32 miliony euro. Pierwszy uraz więzadeł krzyżowych to sezon 2016/17 – łącznie 130 dni pauzy Polaka. Drugi? Kolejna kampania (2017/18) i ta sama kontuzja, tym razem 150 dni bez przerwy. Do tego dwukrotnie Milik opuścił mistrzostwa Europy (2021 i 2024) ze względu na problemy ze zdrowiem.

twitter

Sezon 2024/25 polski napastnik rozpoczął jako piłkarz Juventusu. Głęboki rezerwowy, mający kolejne problemy ze zdrowiem. Gdyby Milik miał więcej szczęścia w karierze i omijały go urazy, niewykluczone, że poszedłby drogą Lewandowskiego. Niestety, stało się inaczej i Polaka ominęło choćby historyczne, trzecie w dziejach, mistrzostwo Napoli. Klubu, którego do czasów przenosin do Turynu, Polak był jednym z ulubieńców.

Czytaj też:
Nie żyje bramkarz reprezentacji Polski niesłyszących w piłce nożnej. Ratował piłkę
Czytaj też:
Alarmujące wieści od Anny Lewandowskiej. Wielka woda dotarła do Katalonii!