Śląsk Wrocław, czyli filmowa historia 2023 roku. Piłkarze uwierzyli w moc „Magica”

Śląsk Wrocław, czyli filmowa historia 2023 roku. Piłkarze uwierzyli w moc „Magica”

Jacek Magiera, trener Śląska Wrocław
Jacek Magiera, trener Śląska Wrocław Źródło:Newspix.pl / Lukasz Grochala / Cyfrasport
Piłkarski zespół Śląska Wrocław, to jedna z najbardziej niezwykłych historii zamkniętych w dwunastu miesiącach roku 2023. Wrocławianie z klubu wyśmiewanego i balansującego na cienkiej linie nad degradacją, stali się liderem PKO BP Ekstraklasy, z pękającymi w szwach trybunami Tarczyński Areny. A hasło „Cała Polska w cieniu Śląska” przestało być pustym frazesem, a stało się czymś, na co dowody można znaleźć w ligowej tabeli.

Mieszkając na wrocławskim Grabiszynie praktycznie na wyciągnięcie masz ślady historii piłki nożnej dolnośląskiej stolicy. Przez okna widać maszty stadionu przy ulicy Oporowskiej 62. Nieprzypadkowo sektor najwierniejszych kibiców na nowym obiekcie, zbudowanym na Euro 2012 – Tarczyński Arenie – nosi nazwę „O62”, skrótowo nawiązując do legendarnej lokalizacji. Z której dalej, treningowo, korzystają piłkarze Śląska Wrocław.

Odmieniony Jacek Magiera… odmienił Śląsk Wrocław

Jeszcze kilka dekad wstecz przy alei generała Józefa Hallera (nadal jesteśmy na Grabiszynie) znajdował się stadion Pafawagu Wrocław. Wagoniarze funkcjonowali przy dawnej ulicy Przodowników Pracy, ale tak samo, jak zmieniono nazwę na tę ku pamięci generała broni Wojska Polskiego, tak po klubie nie pozostał praktycznie żaden ślad.

Pafawag, czyli Państwowa Fabryka Wagonów nie przetrwała agresywnego kapitalizmu końca XX wieku, a w miejscu malowniczo położonego stadionu – klub przestał istnieć w 1997 roku – wyrosło osiedle mieszkaniowe z wysokiej półki, tzw. Ogrody Hallera. Po piłkarskim Pafawagu pozostał tylko symboliczny, pamiątkowy kamień i ludzkie wspomnienia.

Ogrody Hallera i pamiątkowy kamień o Pafawagu

Wagoniarzem na początku swojej piłkarskiej drogi m.in. Tadeusz Pawłowski. Ten sam, który ze Śląskiem sięgał po krajowy puchar (1976) czy mistrzostwo Polski (1977). A kiedy wrócił po latach do Wrocławia w roli trenera, wywalczył awans (2015) do europejskich pucharów z WKS. spełniając później funkcję m.in. dyrektora akademii. Wielu twierdzi, że to dzięki niemu Karol Borys, diament młodzieżowej piłki, przed laty wybrał Śląsk.

Człowiek, który wychował się na ulicy Kruczej, przy której znajduje się boisko treningowe WKS, na łamach „Wprost” mocno martwił się o dalsze losy ukochanego klubu.

– Na moje oko najważniejsze, przy problemach Śląska jest całokształt tego, co działo się w klubie przez ostatnie cztery lata. Śląsk prosi się o spadek od dłuższego czasu. Już z poprzedniego sezonu nie wyciągnięto odpowiednich wniosków. Spojrzałem przed naszą rozmową na wyniki Śląska osiągane w sezonie 2022/23. I muszę przyznać, że w klubie chyba ktoś źle widzi na oczy – mówił na początku czerwca Pawłowski, tak kwitując utrzymanie wrocławian. Szczęśliwe, bo osiągnięte w ostatnim momencie, przy wydatnej pomocy ze strony nieudolnej (i zdegradowanej ostatecznie) Wisły Płock.

Cudotwórcą okazał się Jacek Magiera. Śląsk zdecydował się na przywrócenie do łask szkoleniowca, którego zwolnił trzynaście miesięcy wcześniej, ale… nadal miał na kontrakcie. „Magic”, jak nazywają Magierę, dał próbkę swoich magicznych zdolności, wchodząc tam, gdzie nikt nie chciał, a dodatkowo robiąc to, w co niewielu wierzyło.

– Miałem okazję rozmawiać z trenerem Magierą, już po jego powrocie. On ma dużą przewagę nad resztą, wiedząc, kto zrobił mu przykrość przy odsunięciu od obowiązków pierwszego trenera kilkanaście miesięcy temu. Dodatkowo zobaczył, jak klub wygląda z perspektywy swojego powrotu. Czy to jest rozwojowe miejsce. Najważniejsza będzie jednak odpowiedź na pytanie, czy będzie mógł poukładać stronę sportową po swojemu, od początku do końca. Wiem to po sobie, że we Wrocławiu bywa z tym różnie – dodawał Pawłowski, dobrze wiedzący, jak pracuje się w klubie, którego właścicielem jest miasto.

Od ogrodu zoologicznego do pełnego stadionu

Wydawało się, że niezależnie od powodzenia akcji ratunkowej Magiery i jego sztabu, w Śląsku i tak lepiej nie będzie. Przez Polskę przetaczały się co rusz to bardziej absurdalne przykłady zarządzania klubem, np. ten kwietniowy, kiedy to Rada Miejska miała przesunąć cztery miliony złotych z jednej ze swoich spółek właśnie na rzecz piłkarskiego klubu. Akurat stanęło na tym, że poszkodowany w tej sytuacji był… ogród zoologiczny.

twitter

Sytuacji nie poprawiały też kwestie sportowe. Ivan Djurdjević wyleciał z klubu w trakcie sezonu. Wcześniejszy pomysł z ratownikiem Piotrem Tworkiem (sezon 2021/22) również był daleki od wyśnionego z perspektywy wrocławskiego kibica. A Śląsk dwa razy z rzędu kończył na piętnastym miejscu, ostatnim bezpiecznym nad czerwoną strefą spadku z ligi.

Mało? Tak, z pewnością kibiców na stadionie. Jeszcze w kwietniu 2023 roku na mecz z Piastem Gliwice potrafiło przyjść niecałe sześć tysięcy kibiców. Jak to wygląda na obiekcie mogącym pomieścić 40 000? Delikatnie mówiąc, słabo. Ale niestety, Śląsk przyciągał tylko tych najwierniejszych. A tak właściwie, ci najwierniejsi sami ciągnęli do klubu. W liczbie, która spokojnie pomieściłaby się na wspomnianym wcześniej stadionie przy Oporowskiej.

Właśnie tam tuż przed startem sezonu 2023/24 spotkaliśmy się z trenerem Magierą. „Magic” po rozmowie m.in. z prezydentem Wrocławia Jackiem Sutrykiem, ostatecznie postanowił zostać w miejscu, gdzie po raz drugi wszedł do tej samej rzeki.

– Przez te 13 miesięcy bardzo dużo wydarzyło się w moim życiu. Zarówno prywatnie, jak i sportowo. Mogłem sobie poukładać wiele rzeczy w głowie. Z perspektywy czasu mogę przyznać, że to zwolnienie dużo mi dało. Inaczej dziś patrzę na piłkę, na zarządzanie, na podejmowanie decyzji. Dzisiaj więcej rzeczy mam w dupie. Zwłaszcza tego, co myślą o mojej pracy inni. Wiem, że to brzydko brzmi, ale taka jest prawda. Zapewniam, że nie traci na tym jakość czy standard mojej pracy, profesjonalizm – mówił w rozmowie dla „Wprost” szkoleniowiec wrocławian.

Cel? Śląsk miał wylądować w czołowej dziesiątce ligi.

Zaczęło się jednak bardzo źle. Remis z Koroną Kielce (1:1), prestiżowa porażka w derbach Dolnego Śląska z Zagłębiem Lubin (1:2) u siebie i kompletnie nieudana wyprawa na teren Stali Mielec (1:3). Niektórzy już wtedy machnęli na wrocławian ręką. Bo choć były momenty, ba, nawet dominacja w derbach przez 45 minut, to kończyło się jak przez ostatnie lata. Wstydliwymi wynikami.

Sztab z Magierą na czele zrozumiał, że albo coś zmienią, albo… zmienią ich.

– Zaczęliśmy spoglądać na to, jak pomóc drużynie, żeby była skuteczna. Podjęliśmy pewne kroki, które jak się okazało, opłacało się zrobić. Jesteśmy zespołem, który nie przegrał szesnastu meczów z rzędu. Punktujemy ze średnią w okolicach 2,17 punktu na mecz, co jest bardzo dobrym wynikiem. Będziemy chcieli to kontynuować. Wierzyłem w to, ale nie sądziłem, że nastąpi to w tak krótkim czasie.

Tak, to ponownie słowa trenera Śląska, ale już w grudniu. Jako szkoleniowca lidera PKO BP Ekstraklasy, który rzeczywiście potrafił przedefiniować charakter zespołu. Z tego anegdotycznego, miejskiego klubu zabierającego pieniądze zwierzakom z ZOO, do numeru 1 w Polsce. Mając na rozkładzie Legię Warszawa (4:0), Lecha Poznań (3:1), Jagiellonię Białystok (2:1), Pogoń Szczecin (2:0). I dwukrotnie wyprzedany czterdziestotysięczny stadion, z drugą frekwencją w kraju.

twitter

– Przekroczyliśmy 208 tysięcy w tym sezonie, robiąc ogromny postęp, spoglądając przez pryzmat poprzedniego sezonu. Średnia frekwencja druga w Polsce, nie udało nam się prześcignąć Legii Warszawa, ale wszystko przed nami. Nieco ponad 23 tysiące kibiców na domowych meczach Śląska Wrocław, przed sezonem raczej nikt by w to nie uwierzył – dodaje Patryk Załęczny, prezes klubu. Również nowa twarz, która dała Śląskowi świeży powiew przekonania, że we Wrocławiu też można. Tylko trzeba mieć pomysł.

twitter

A jak ktoś już dotarł na stadion, to po latach oczekiwań, mógł nawet dotrzeć do klubowego muzeum. Sąsiadującego zresztą z barem, który również nie tylko otworzono, ale zaczęto nawet organizować spotkania kibiców z ludźmi z klubu. Niby europejski standard, ale niekoniecznie oczywistość w polskich realiach.

facebook

David Balda: Wyżej w tabeli już nie będziemy!

Jak niewytłumaczalny był to rok dla piłkarskiego Śląska, najlepiej pokazują nie tylko wyniki z drugiego półrocza, ale przeobrażenie roli Erika Exposito. Hiszpański napastnik wyrobił sobie łatkę gracza, który przerasta ekstraklasowy poziom, o ile akurat ma na to ochotę.

Magiera po powrocie do Śląska na powitanie wysłał Hiszpana na zieloną trawkę. I nie była to murawa przy Oporowskiej czy na Tarczyński Arenie, a taka karna, odchudzająca. Exposito miał przemyśleć to, w jakim stanie jest on sam i wrócić, żeby wydatnie pomóc zespołowi w grze o utrzymanie. Dwa kroki wstecz dały kolejne trzy, już we właściwym kierunku. A Hiszpan z roli zesłańca stał się kapitanem zespołu i kilka miesięcy później najlepszym strzelcem Ekstraklasy. Deklasując ofensywną konkurencję o kilka długości.

Nieszczęście w szczęściu, że Exposito najprawdopodobniej walczy właśnie o kontrakt życia. W czerwcu Hiszpanowi wygasa umowa ze Śląskiem. Walka o pozostanie kapitana trwa, ale nie za wszelką cenę. Wysoką, jak na klubowe realia, ale nie będzie radykalnych kroków pokroju sprzedaży wrocławskiego Ratusza, żeby Exposito został w drużynie.

– Erik ma dobre oferty. My też jesteśmy mu w stanie zaoferować bardzo dobre pieniądze. Sam bym chciał takie zarabiać (śmiech). Dzięki rosnącej frekwencji i przychodom klubu, mamy większe możliwości finansowe. Nie chcę jednak wariować z pieniędzmi do granic możliwości. Erik dostał od nas łącznie trzy oferty […] Jeśli nie dogadamy się, będę pierwszym, który wyjaśni tego powody. My też mamy swoje limity jako klub. Oferty z innych krajów dla niego mają po sześć zer. Takich stawek Śląsk nie zaoferuje. Ale czasami nie chodzi o pieniądze, a o zaufanie, perspektywę na przyszłość, jak widzi to sam piłkarz. Wiem, że jest zadowolony z gry dla Śląska, ale Erik jest w takim wieku, że zapewne chce też zabezpieczyć rodzinę na przyszłość, a to jest moment na ostatni wielki kontrakt. Jestem przygotowany, że będę negocjował z nim do ostatniego dnia jego umowy. Będę walczył, nie będę pasywny – tłumaczy sytuację David Balda.

twitter

Czeski dyrektor sportowy Śląska również musiał swoje udowodnić, żeby przekonać, że nie jest tym, o kim kolportują „życzliwi” w mediach społecznościowych. Balda na tym etapie obronił się, wykonując kilka kluczowych ruchów. Zmiana podejścia na bardziej pragmatyczne przez piłkarzy Śląska, po wspomnianych trzech wpadkach, to jedno. Bez takich piłkarzy jak ściągnięci latem Alex Petkov czy Peter Pokorny, to by się nie udało.

– Wiedzieliśmy, że transfery, które przeprowadziliśmy, to będzie dodatkowy zastrzyk mentalny dla drużyny. Tak też było. Przyjście Pokornego czy Petkova, to są strzały w dziesiątkę Davida Baldy – zauważa Magiera.

Wyniki Śląska Wrocław

A Czech z charakterystycznym uśmiechem dodaje, podsumowując udane półrocze swojej pracy w Śląsku Wrocław.

– Punktów mogło być więcej, prezes mnie naciska na jeszcze lepsze wyniki. Ale ja odpowiadam wtedy: Przepraszam Patryk, ale wyżej w tabeli już być nie możemy (śmiech). A tak już na poważnie, kto by przed sezonem powiedział, że będziemy tu, gdzie jesteśmy? Może tylko ja w domu swojej dziewczynie, w sferze marzeń o miejscu numer jeden w tabeli ze Śląskiem. Marzeniem było też wyprzedać choć raz cały stadion, a ta sztuka powiodła się dwa razy. Więc to wszystko idzie błyskawicznie. Jesteśmy w klubie zadowoleni, ale to nie oznacza, że przestaniemy pracować. Będziemy pracować jeszcze więcej niż do tej pory. Podoba nam się ten smak zwycięstwa. Żeby móc krzyknąć: Cała Polska w cieniu Śląska – kwituje Balda.

Śląsk Wrocław ma plan na przyszłość

O wrocławskim zespole w roli lidera tabeli mówi się raczej z przymrużeniem oka. Dokładnie tak samo, jak było w przypadku – a jakże – mistrzowskiego Śląska z sezonu 2011/12. Lepszy miał być Lech, lepsza Legia, a na mecie złoty był Wrocław, a wicemistrzostwo kraju przypadło równie sensacyjnemu Ruchowi Chorzów.

Rakowa Częstochowa na czele ligi również nikt długo nie brał poważnie w kategoriach przyszłego mistrza Polski. Na takich historiach we Wrocławiu mogą budować scenariusz, który nakręca koniunkturę w dolnośląskiej stolicy.

– Przychody są większe, mamy wzrosty, cieszy mnie też sprzedaż klubowych gadżetów. Choć wiem, że mamy tutaj jeszcze sporo pracy do wykonania. Potencjał jest niesamowity. Czasami brakuje towaru i my o tym doskonale wiemy. Będziemy z tym walczyć, nie wszystko jesteśmy w stanie zmienić w tydzień czy dwa tygodnie […] W styczniu będziemy otwierali stacjonarny sklep Śląska Wrocław przy ulicy Piłsudskiego 44. Będzie to pierwszy w historii, naprawdę z prawdziwego zdarzenia, sklep klubowy. Nie będzie to tylko przestrzeń sklepowa. Chcemy z tego miejsca zrobić taką strefę kibica. Znajdzie się miejsce na część sprzedażową, ale będzie też trybuna, rzutnik, konsola, coś ciekawego się tam znajdzie – zauważa prezes Załęczny.

Jakie argumenty ma Śląsk? Kilka słusznych odnalazł Andrzej Janisz, legenda dziennikarstwa sportowego, w programie Canal+ Sport „Wysoki Pressing”.

twitter

O argumentach prosto z szatni powiedział „Wprost” za to trener Magiera.

– Mamy przede wszystkim dobrą chemię, energię w drużynie. Fundamenty, o które dbamy, czyli pasja, energia, odpowiedzialność, rodzina. To powoduje, że zawodnicy chcą ze sobą spędzać dużo czasu. Relacje zbudowane między sztabem a zawodnikami też są dobre, jest duże zaufanie, odpowiedzialność, ale też wymagania, od jednych i drugich – stwierdził szkoleniowiec Śląska.

Przychody Śląska Wrocław

A najtrudniejszy rywal, z którym przyszło się zmierzyć w trwającym sezonie?

– Nie znajdę jednego takiego rywala, bo każdy mecz jest inny. Nie analizowaliśmy meczów, które są za nami. Bardziej przygotowywaliśmy się pod kolejnego przeciwnika. Jak to mawiam w szatni: To co się już wydarzyło, to już spadło. Żyjmy tym, co tu i teraz. Bo to jest najważniejsze. I działajmy na takiej zasadzie, żeby oddziaływać na to, na co mamy wpływ. Czyli na dobre przygotowanie, pielęgnowanie energii w drużynie. To jest recepta na to, co dzieje się obecnie w Śląsku Wrocław – kwituje Magiera.

Balda w trakcie rundy jesiennej ściągnął do klubu Patryka Klimalę. Mającego całkiem solidną przeszłość napastnika, jak na polskie warunki. Ze Śląskiem okres pomiędzy grą w MLS a występem w reprezentacji Polski spędził Karol Świderski. To też nobilitacja dla klubu, że praca sztabu szkoleniowego jest doceniana na zewnątrz.

twitter

A co do transferów „do Śląska”, to nie koniec.

– Chcemy sprowadzić zimą minimalnie trzech piłkarzy. Środek obrony (pojawił się Simeon Petrov dop. eMPe), środek pomocy i skrzydłowy. Plus liczymy na Klimalę, którego mamy już przecież podpisanego. Maksymalnie sprowadzimy pięciu zawodników w zimowym okienku transferowym. Nie chcemy robić rewolucji w zespole. Zawodnicy, którzy wywalczyli sobie miejsce w drużynie zasługują na to, żeby grać. Zatem jeśli ktoś się pojawi, to nie będzie piłkarz z miejsca do pierwszego składu. Bardziej mowa o zawodniku do rotacji, walki o miejsce, z potencjałem na „jedynkę” na danej pozycji – przyznaje Balda.

Dyrektor sportowy Śląska wie też dobrze, że musi być przygotowany na różne scenariusze. Również te, w których liderzy mogą otrzymać oferty życia. Albo przynajmniej takie, nad którymi przynajmniej dwa razy się zastanowią.

– Muszę być przygotowany na zastępstwo na każdej pozycji. Może się nagle pojawić klub z Bundesligi, zaoferować 5 milionów euro za Petkova i zawodnik może chcieć odejść. Nie jesteśmy od tego, żeby blokować piłkarzy i ich kariery. Na końcu poza kontraktem, istnieje też czynnik ludzki. Piłkarz pomaga nam, a my jemu. Nie jesteśmy klubem końcowym, tak to po prostu jest. To nie Manchester City, gdzie gracze trafiają i już nie odchodzą – kwituje dyrektor sportowy lidera Ekstraklasy.

Wrocław coraz mocniej żyje piłkarskim Śląskiem

Wypatrując w dolnośląskiej stolicy sportowych skalpów w postaci mistrzostw Polski, to ostatnie było dziełem Śląska, ale koszykarskiego. Po latach zapaści w 2022 roku po złoto sięgnął zespół prowadzony przez legendę polskich parkietów Andreja Urlepa.

Stosunkowo niedawno (2021) złoto zdobyli też żużlowcy Betard Sparty Wrocław. Zarówno koszykarze, jak i ci, co na swoich jednośladach jeżdżą tylko w lewą stronę, wygrywali w innych rejonach miasta, aniżeli rozpoczynaliśmy tę historię. Koszykówka to triumf w Hali Stulecia (aka Ludowej), a żużlowcy wygrywali na Stadionie Olimpijskim.

Frekwencja Ekstraklasy

Na murawie tego drugiego legendarne mecze w europejskich pucharach rozgrywali jednak piłkarze Śląska. Wspomniany Pawłowski i jego koledzy mierzyli się z takimi tuzami, jak Liverpool FC, SSC Napoli czy Borussia Mönchengladbach.

Do pucharowych kluczy dla obecnego Śląska droga jeszcze daleka. Miasto jednak żyje sukcesami piłkarzy, otrzepując się po latach, chwilami kompromitujących niepowodzeń.

– Odczuwam dookoła dużo pozytywnej energii, uśmiechu, radości. Nie tylko w trakcie wizyt w sklepach, takich zwykłych, codziennych. Ale też w szkołach, gdziekolwiek się nie pojawię. Widać, że ludzie żyją Śląskiem. Ja jestem szczęśliwy, że zapełniliśmy dwa razy stadion, że jest moda na Śląsk, że kibice pokazali nieprawdopodobny potencjał, jaki drzemie we Wrocławiu, patrząc na piłkę nożną klubową. Każdemu z osobna dziękuję za to, co dla nas zrobił, że był z nami w trakcie dotychczasowych meczów – przyznaje z uśmiechem szkoleniowiec wrocławian.

No dobrze, ale czy Magiera ma jakieś obawy przed noworocznym wyzwaniem? Ucieczka przed konkurencją nie wydaje się być misją łatwą i przyjemną w realizacji.

– Przede wszystkim wolę być na pierwszym miejscu niż na ósmym. Tak podchodzę do naszego położenia w tabeli. Nie mam żadnych obaw. Bierzemy to co jest, chcemy się dalej realizować, pracować. Gdzie nas to zaprowadzi w maju, zobaczymy.

twitter

Póki co wrocławianie nie przegrali od sierpnia i rzeczonej plamy w Mielcu. Co więcej, na piętnaście straconych goli, aż sześć stracili w trzech pierwszych meczach. To naprawdę solidne fundamenty pod sukces. I przykład dla innych, jak można w ciągu kilku miesięcy, zamiast spoglądać na plecy innych, zasiąść na fotelu lidera. To taka filmowa historia, którą napisała solidna praca i przebudzenie lokalnego środowiska.

Jak widać, we Wrocławiu piłka nożna ma się dobrze. Tylko czasem trzeba o tym przypomnieć czymś więcej niż tylko sentymentami czy historią. A perspektywa? Nawet zmiana właściciela i miliony euro wpompowane w klub. Choć wydaje się, że do tego droga wcale nie jest taka krótka, bo Śląsk po latach zapaści zaczął być... wyjątkowo opłacalny.

Czytaj też:
Piotr Stokowiec dla „Wprost”: ŁKS nie ma zepsutej szatni. Nie da się zjeść słonia na raz
Czytaj też:
Cała Polska w cieniu Śląska! Wrocławianie na fotelu lidera na koniec 2023 roku

Źródło: WPROST.pl