Czego dowiedzieliśmy się po debiucie Roberta Lewandowskiego w FC Barcelonie?

Czego dowiedzieliśmy się po debiucie Roberta Lewandowskiego w FC Barcelonie?

Robert Lewandowski w barwach FC Barcelony w towarzyskim El Clasico
Robert Lewandowski w barwach FC Barcelony w towarzyskim El ClasicoŹródło:PAP / Marcin Cholewiński
W niedzielę nad ranem polskiego czasu Robert Lewandowski zagrał swój pierwszy mecz w barwach FC Barcelony. Występ Polka w rozgrywanym w Las Vegas „El Clasico” przeciwko Realowi Madryt, trwał zaledwie 45 minut i skończył się bez strzelonej przez niego bramki. Czego zatem dowiedzieliśmy się po debiucie „Lewego”? Wbrew pozorom, dosyć dużo.

Przede wszystkim tego, że Barcelona nadal ma kłopot i nie wie, co zrobić z Memphisem Depayem. Holendra na razie nie udało się sprzedać i to on nadal zakłada na plecy koszulkę z numerem „9”. W tej sytuacji, Lewandowski, który zagrał w Vegas od początku spotkania, wybiegł na boisko z „12” na plecach. To jest dobry numer, ale dla rezerwowego bramkarza, a nie dla środkowego napastnika i gwiazdy drużyny.

Czekanie na „dziewiątkę”

Numer „9” – który Polakowi w Barcelonie obiecano – jest ważny dla Roberta nie tylko z powodów sentymentalnych, ale i marketingowych, bo przecież cały merchandising jego marki jest oparty na znaku firmowym RL9. RL12 brzmi jak zły żart, prawda? Zmuszenie napastnika do rebrandingu brzmi tu tym bardziej niczym strata pieniędzy, niepotrzebny wysiłek i wizerunkowy strzał w stopę.

Sprawa z numerem prędzej lub później się rozwiąże, bo śmiesznie to wygląda, gdy oficjalne sklepy FC Barcelony sprzedają koszulki wyłącznie z nazwiskiem Lewandowskiego, bez numeru, a tymczasem rynek w całej Europie zalewają podróbki, gdzie pod nazwiskiem Polaka widnieje doklejona „9”. W ten sposób klub sam sobie szkodzi, jakby zachęcał „socios”, żeby nie kupować oryginałów, a przecież dochód z gadżetów jest istotą częścią monetyzacji transferu Lewandowskiego.

Jak pozbyć się Memphisa Depaya?

W kwestii Depaya problem nie polega jedynie na – jak się już zdążyliśmy zorientować po ostatnich działaniach „Barcy” – organizacyjnym niedowładzie klubu. Holender ma umowę podpisaną jeszcze na rok i nie bardzo zamierza się ruszać z Barcelony. Jego otoczenie daje sygnały klubowi, że Memphis zgodzi się odejść, ale… Za darmo. Tymczasem jego wartość rynkowa według Transfermarktu to 35 mln euro i nawet jeśli jest przez ten serwis zawyżona, to za nie mniej niż 20 mln euro powinno się go dać sprzedać. Tyle tylko, że to trwa, a sam zawodnik też nie ułatwia sprawy. A pogrążona w kryzysie finansowym Barcelona nie może sobie pozwolić na stratę takich pieniędzy.

Inna sprawa, że to dowodzi tylko tego, w jak fatalny sposób zarządzano Dumą Katalonii w ostatnich latach pod kątem transferów. Ktoś tam pomylił słowa „jakość” i „jakoś”.

Z kolei Holender ma prawo czuć się rozczarowany, bo do Barcelony przeszedł rok temu i witano go wówczas mniej więcej tak, jak dzisiaj witany jest Lewandowski. O niego Blaugrana też bardzo długo zabiegała. Jego transfer był finalizowany przez wiele miesięcy, bo klub z Katalonii miał znane już powszechnie problemy finansowe. Depay w Barcelonie nie spełnił oczekiwań. Dobrze zaczął sezon, szybko przygasł i nieoczekiwanie w drugiej części minionego sezonu najgroźniejszym napastnikiem drużyny stał się Pierre–Emerick Aubameyang, po którym – paradoksalnie – nie spodziewano się zbyt wiele.

Depay zagrał w drugiej połowie meczu z Realem w Vegas, bardzo się starał, ale nie zachwycił. O jego statusie świadczy też to, że nie znalazło się dla niego miejsce na środku ataku (tam wystąpił w drugiej połowie Aubameyang). Holender musiał zagrać jako lewoskrzydłowy. Można mieć obawy, że to przeciąganie liny klubu z Depayem trochę potrwa. A jak znam Roberta, jest wściekły – choć publicznie tego nie okaże – że musi grać z „12” na plecach.

Stary znajomy David Alaba

Wracając do występu Polaka przeciwko Realowi… To świetnie, że miał szansę debiutu nie w byle jakim meczu, ale w „El Clasico”. Musiał od razu stanąć naprzeciwko aktualnych triumfatorów Ligi Mistrzów. Szybko poznał wymagania, jakie postawi Barcelonie w La Liga główny rywal do mistrzostwa Hiszpanii.

Mecz w Vegas stał na zaskakująco wysokim poziomie. Było w nim dużo jakości piłkarskiej, dynamiki, twardej walki i spięć między zawodnikami. To nie był żaden sparing, obie strony grały tak, jakby to było regularne, ligowe „El Clasico”. Lewandowski przez 45 minut miał dwie dogodne sytuacje do zdobycia gola. W pierwszej jego uderzenie obronił bramkarz Realu – Thibaut Courtois, ale to nie była dobra dla Roberta pozycja strzałowa. Dużo lepszą miał nieco później, gdy w swoim stylu znalazł sobie wolną przestrzeń przed bramką i silnie uderzył na bramkę, ale ten strzał udanie zablokował jego dobry znajomy ze wspólnych występów w Bayernie, David Alaba.

Źródło: WPROST.pl