Tottenham ma za sobą 26 spotkań angielskiej Premier League, zajmuje 7. miejsce w tabeli i ma dwa mecze zaległe. W poniedziałek 7 marca podopieczni Antonio Conte zmierzyli się z piłkarzami Franka Lamparda i odnieśli piorunujące zwycięstwo. Wystarczy powiedzieć, ze strzelanie zaczęło się już w 14. minucie, a bramkarz Evertonu wyciągał piłkę z siatki aż pięć razy.
Strzelanie zaczęło się od bramki samobójczej. Do przerwy było 3:0
Spotkanie zaczęło się bardzo pechowo dla piłkarzy Evertonu. Po dośrodkowaniu z lewej strony piłkę do własnej bramki pod presją Harry'ego Kane'a wbił Michael Keane. Parę minut później do siatki po podaniu Dejana Kulusevskiego trafił niezawodny Heung-Min Son. Jeszcze przed przerwą swoją 10. bramkę w sezonie zanotował Kane. Piłkarze Evertonu już na przerwę schodzili z lekko zwieszonymi głowami, a trzeba było jeszcze wyjść na druga połowę.
Podczas drugich 45 minut nie było wiele lepiej, ponieważ od razu po wyjściu z szatni prowadzenie na 4:0 podwyższył Sergio Reguilon. Strzelanie łaskawie zakończył w 55. minucie Harry Kane, który potężnym wolejem z lewej nogi umieścił piłkę w przeciwległym końcu bramki. Ostatnie pół godziny było już bez finalizacji akcji golem, ale zwycięstwo 5:0 posuchę w końcowych dwóch kwadransach chyba zupełnie tłumaczy.
Przypomnijmy, aby Tottenham mógł zagrać w przyszłym sezonie Ligi Mistrzów, musi zająć conajmniej 4. miejsce w Premier League. Na dokonanie tego jest ciągle duża szansa, ale potrzeba będzie podopiecznym Conte parę wygranych meczów i kilka potknięć rywali.
Czytaj też:
Specjalna dedykacja trenera Legii i mocny transparent Śląska. Kulisy zwycięstwa Wojskowych