– Przygotowania mieliśmy doskonałe, selekcja odpowiednia. Widzieliśmy piłkarzy rozwijających się, cieszących grą, skoncentrowanych i rozumiejących koncepcję, czasem pomagaliśmy im dojść do formy fizycznej – stwierdził Paulo Sousa w rozmowie z Onetem i „Przeglądem Sportowym”.
Dwa błędy w trakcie Euro
Selekcjoner reprezentacji Polski podkreślił, że kadra przed startem turnieju zrealizowała wszystkie cele w zakresie przygotowania. Przyznał się także do dwóch błędów popełnionych w trakcie imprezy. Jednym z nich jest pozostawienie na boisku Grzegorza Krychowiaka po tym, jak w meczu ze Słowacją obejrzał pierwszą żółtą kartkę.
Sousa przy okazji przypomniał, jakie były następstwa jego decyzji. – Spychaliśmy Słowaków, tworzyliśmy szanse i to był moment, by zmienić Grześka, który miał żółtą kartkę. Nie zrobiłem tego i wiadomo, co było dalej. Wyleciał z boiska, a zaraz potem straciliśmy gola na 1:2 – powiedział Portugalczyk.
Drugim błędem były decyzje personalne w meczu ze Szwecją, kiedy to po wyrównaniu drużyna potrzebowała pomocnika „zapewniającego równowagę w środku”. Takim zawodnikiem był Karol Linetty, którego Sousa nie wpuścił na boisko. – Przy stanie 2:2 mieliśmy jeszcze dwie sytuacje, a potem straciliśmy bramkę po kontrze, kiedy piłkarze nie byli na swoich pozycjach. Musimy lepiej reagować na takie sytuacje – stwierdził trener.
Bierność w obronie i poziom Lewandowskiego
Selekcjoner Biało-Czerwonych odpowiedział także na pytanie o błędy, jakie w trakcie Euro 2020 popełniała nasza defensywa. – Niestety, nasi zawodnicy zbyt często grają tak, żeby przenieść odpowiedzialność na innych, są bierni w obronie. A muszą być aktywni, nie mogą wpuszczać kolegów w kłopoty i sprawiać im dodatkowej trudności – ocenił.
Podczas wywiadu Sousa podkreślił również, że „poziom naszej drużyny to nie jest poziom Roberta Lewandowskiego”. – Mamy doświadczonych piłkarzy, kilku kluczowych ma wysokie umiejętności techniczne i taktyczne, ale mentalnie musimy pójść do przodu jako grupa – skwitował.
Czytaj też:
Koniec kolejnej przygody Legii z Ligą Mistrzów. Dinamo nie było silniejsze, ale skuteczniejsze