Wielki talent, który utopił się w morzu przeciętności

Wielki talent, który utopił się w morzu przeciętności

Karol Linetty
Karol Linetty Źródło: PAP / PAP/Leszek Szymański
Karol Linetty od dziecka był uznawany za wyjątkowy talent. Jako 16-letni chłopak potrafił wygrać bardzo mocno obsadzone ogólnopolskie zawody Akademii Futbolu Coca-Cola Cup, gdzie nagradzano za indywidualne umiejętności. Już wtedy wróżono mu wielką karierę w reprezentacji. I rzeczywiście szybko zadebiutował w kadrze. Przez ponad 8 lat zagrał 41 spotkań, ale tych naprawdę dobrych było zaledwie kilka. Zamiast sławy, sukcesów i laurów stał się synonimem przeciętności. Przylgnęła do niego łatka: średni piłkarz, ze średniego klubu.

Obecne zgrupowanie kadry miało szansę być przełomowym w karierze reprezentacyjnej Karola Linettego. Bo od początku sezonu jest w doskonałej formie, wskoczył na dobre do podstawowego składu Torino, a wiadomo było, że w środku pola nasza drużyna narodowa ma w tej chwili wielkie deficyty.

Ze względu na kontuzje i kłopoty zdrowotne, na wrześniowe mecze Ligi Narodów z Holandią i Walią nie mogli przyjechać trzej środkowi pomocnicy, którzy zagrali w barażowym spotkaniu ze Szwecją: Jakub Moder, Krystian Bielik i Jacek Góralski. Na dodatek z Holandią nie mógł zagrać za żółte kartki Szymon Żurkowski. Jeśli więc na dzień dobry ubywa aż czterech rywali do miejsca w składzie, to już jest nieźle.

Przygotowanie mentalne

A Linetty miał jeszcze ten komfort przygotowań do czwartkowego meczu, że ostatni poważny konkurent do gry obok pewniaka Grzegorza Krychowiaka – Mateusz Klich akurat ostatnio stracił miejsce w podstawowym składzie Leeds. I choć gra w każdym meczu, to jego rola w klubowej drużynie jest dużo mniejsza niż była. Stracił trochę pewności siebie, brakuje mu entuzjazmu, jest mniej skłonny do wybierania trudnych, ryzykownych rozwiązań na boisku.

Było więc niemal pewne, że Linetty z Holandią zagra, bo przecież trudno było przypuszczać, że wskoczą za niego do składu kompletne żółtodzioby – Jakub Piotrowski czy Mateusz Łęgowski, którzy przyjechali na kadrę pierwszy raz w życiu. Czy zatem, mając taki komfort, Karol odpowiednio mentalnie przygotował się do starcia z Holendrami? No właśnie… Przygotowanie mentalne – to tu trzeba szukać źródła wszystkich problemów Linettego.

Karol jest bez wątpienia bardzo utalentowanym piłkarzem, ale też typem zawodnika, który potrzebuje zaufania trenera, żeby pokazać w meczu pełnię swoich możliwości. A z tym zaufaniem to różnie bywało. W AC Torino Linetty gra już trzeci sezon. Ale ten poprzedni miał już na tyle słaby, że Czesław Michniewicz ostrzegł go, iż jeśli nadal będzie grał tak mało (zaledwie 16 występów w lidze, często z ławki rezerwowych), to straci szansę wyjazdu na mundial. Selekcjoner namawiał go na zmianę klubu, ale latem z Torino odeszło kilku piłkarzy, Linetty wskoczył do składu i miejsca nie oddał. W tym sezonie zbiera pozytywne recenzje za swoje występy w Serie A, nawet jeśli jego drużyna przegrywa.

Syndrom Karolka

Michniewicz postawił więc w meczu z Holandią na Karola z pełnym przekonaniem. Niewysoki pomocnik zaczął spotkanie z dużym animuszem. Już w 6. minucie meczu, po bezpardonowym starciu z Linettym, boisko musiał opuścić Teun Koopmeiners. Ucierpiał także Polak, ale pozostał na placu gry. Nie do końca wiadomo czy nic się Karolowi nie stało, ale kontynuował grę. Choć może trafniej byłoby napisać, że przedłużył swoją obecność na boisku, bo grania (szczególnie dobrego) nie było tam zbyt wiele.

Obaj z Krychowiakiem dawali za mało wparcia stoperom, spóźniali się z kryciem, nie doskakiwali do rywali, dając im za dużo swobody. O rozgrywaniu piłki, konstruowaniu akcji ofensywnych, w ogóle nie mogło być mowy. Żaden z nich nie wykonywał roboty, jakiej się oczekuje od defensywnych pomocników. Ale rachunek za to zapłacił jedynie Linetty, bo już po przerwie nie wrócił na boisko. Krychowiak pozostał na placu, choć pożytek z niego był dokładnie taki sam jak z piłkarza Torino. No, ale „Krycha” ma silną pozycję w drużynie i z nim Michniewicz musi się liczyć.

Linnety nadal jest traktowany jak chłopiec, mimo że lutym skończy już 28 lat. Przykleiło się do niego zdrobnienie „Karolek”, jakim ochrzcił go swego czasu Adam Nawałka. Z tym że było to w czasach, gdy Linetty dopiero wchodził do kadry, był zawodnikiem młodym, perspektywicznym, przyszłością reprezentacji. Ale od jego debiutu w kadrze minęło 8 lat, zawodnik zdążył się w tym czasie zestarzeć, a dla wielu nadal pozostał „Karolkiem”. W odklejeniu ciążącej łatki na pewno nie pomaga mu chłopięca fizjonomia, ale też – bądźmy szczerzy – życiowa postawa.

Świat profesjonalnego futbolu jest bezwzględny. Wygrywa ten, który potrafi walczyć o swoje. Ktoś, kto czasem zrobi awanturę trenerowi, że nie gra, ktoś, kto da wyrazisty wywiad, mówiąc, że nie czuje się słabszy od kolegów, z którymi przegrywa rywalizację o miejsce w składzie, jak to robił np. młody Wojtek Szczęsny, gdy nie mógł się przebić do składu Arsenalu. Tyle tylko, że Linetty przez całe swoje życie nic kontrowersyjnego ani nie powiedział, ani nie zrobił.