Aleksander Śliwka dla „Wprost”: W tym roku szykują się małe zmiany. Sport uczy pokory

Aleksander Śliwka dla „Wprost”: W tym roku szykują się małe zmiany. Sport uczy pokory

Aleksander Śliwka
Aleksander Śliwka Źródło:Newspix.pl / Łukasz Laskowski/PressFocus
– Tylko ciężka praca, pełne skupienie na celu i pokora mogą przynieść odpowiednie sukcesy. Myślę, że na tej ścieżce zostaniemy, bo po dwóch triumfach w Lidze Mistrzów zmieniali się u nas trenerzy i zawodnicy. W tym roku też szykują się małe zmiany, ale uważam, że w dalszym ciągu te wartości, także dobra atmosfera w drużynie, będą nam sprzyjać – mówi w rozmowie z „Wprost” Aleksander Śliwka, lider Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.

Karol Osiński „Wprost”: Jak kilka dni po trzecim z rzędu triumfie w Lidze Mistrzów czuje się lider Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle?

Aleksander Śliwka: Emocje cały czas gdzieś w środku są, bo ten mecz był wyjątkowy. Dwie polskie drużyny spotkały się w finale Ligi Mistrzów, co już samo w sobie jest ogromnym wydarzeniem, ale też to spotkanie miało bardzo emocjonujący przebieg. Można powiedzieć, że to był taki rollercoaster, bo mieliśmy piłki setowe, meczowe, których nie udało nam się wykorzystywać, ale ostatecznie wygraliśmy i naprawdę radość była ogromna.

Można powiedzieć też, że trzeci rok z rzędu robi Pan sobie przedwczesny prezent urodzinowy.

Dokładnie. Maj jest moim ulubionym miesiącem ze względu na obchodzone urodziny, ale też w ostatnich latach na wygrane finały Ligi Mistrzów. W poprzednich dwóch latach to ułożyło się bardzo blisko, więc można nazwać to prezentem.

Kilkukrotnie spotkałem się w mediach, że ZAKSA określana jest siatkarskim odpowiednikiem Realu Madryt...

To bardzo pochlebna opinia. Real Madryt zdominował europejską piłkę nożną w ostatnich latach i w dziewięć lat pięciokrotnie zwyciężył piłkarską Ligę Mistrzów także jest to z pewnością jest to niebywałe osiągnięcie. Zresztą Real Madryt jest klubem, który najwięcej razy w historii triumfował w Lidze Mistrzów, więc można powiedzieć, że jest najbardziej utytułowanym klubem w Europie.

Jednak z pewnością nasze osiągnięcie i trzykrotne zwycięstwo w siatkarskiej Lidze Mistrzów jest również wielkie zarówno dla polskiego, jak i europejskiego sportu. Dołączyliśmy do drużyn takich jak Itas Trentino, czy Zenit Kazań, którzy zrobili to odpowiednio trzykrotnie i czterokrotnie z rzędu. Także jesteśmy bardzo dumni z tego osiągnięcia i będziemy głodni kolejnych wyzwań.

Czyli następny cel jest już znany – pobicie rekordu Zenitu Kazań…

Cóż, sport uczy pokory i po każdym z tych triumfów nie patrzyliśmy na następną edycję, tylko na próbę wygrania. Nie wybiegaliśmy nigdy za bardzo w przyszłość. W tej chwili skupiamy się na odpoczynku i sezonie reprezentacyjnym. Potem przyjdzie kolejny sezon, a każdy z nich jest długi i wyczerpujący. Tak naprawdę tylko ciężka praca, pełne skupienie na celu i pokora mogą przynieść odpowiednie sukcesy. Myślę, że na tej ścieżce zostaniemy, bo po tych dwóch triumfach zmieniali się u nas trenerzy i zawodnicy. W tym roku też szykują się małe zmiany, ale myślę, że w dalszym ciągu te wartości, także dobra atmosfera w drużynie, będą nam sprzyjać.

Możemy spodziewać się konkretnych niespodzianek?

Nie chciałbym zdradzać i ogłaszać rzeczy, które nie są jeszcze oficjalne, ale mogę powiedzieć, że w składzie tegorocznych zwycięzców Ligi Mistrzów zajdą delikatne zmiany personalne.

Jasne, natomiast podsumowując minioną kampanię ligową. Jako mistrz Polski z sezonu 2021/22 wielu ludzi widziało ZAKSĘ jako faworytów do obrony tytułu, ale po drodze jeszcze w rundzie zasadniczej kilkukrotnie podwinęła Wam się noga. Bywały w drużynie chwile zwątpienia?

Słyszałem różne opinie na temat faworytów. Generalnie skupialiśmy się przede wszystkim na tym, żeby wrócić do pełni zdrowia po sezonie reprezentacyjnym. Wielu z nas przyjechało mocno zmęczonych. Musieliśmy podreperować się zdrowotnie, ale rzeczywiście, mieliśmy problemy wielu rodzajów. Był to nieco inny sezon i nie wszystko układało się pięknie. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w poprzednich latach często wygrywała rundę zasadniczą i seriami wygrywała spotkania. W tym roku było zupełnie inaczej, bo musieliśmy się wspinać w górę tabeli, nawet z szóstego miejsca. Przegraliśmy choćby z PSG Stalą Nysa w derbach Opolszczyzny. To była pierwsza porażka ZAKSY z nimi prawdopodobnie od około dwudziestu lat. Przegraliśmy także z AZS-em Olsztyn u siebie na hali, któremu nie udało się to od 2012 roku.

Także były momenty, w których rzeczywiście było ciężko, ale myślę że w wielu drużynach mogłyby zacząć się wzajemne pretensje, może nie konflikty, ale chwile zwątpienia, a w naszej ekipie zaczęliśmy szukać rozwiązania. Wiedzieliśmy w jakim momencie sezonu się znajdujemy. Potrzebowaliśmy podreperować nasze zdrowie. David Smith również miał miesięczną przerwę z kontuzją, więc każdy gracz w naszej drużynie, wymieniając nawet zawodników, którzy odeszli (Denis Karyagin, Tomasz Kalembka), mieli udział w tych sukcesach. Grali, pomagali drużynie i wszyscy byli potrzebni.

Myślę, że ten sezon pokazał nam, że ta siła tkwi właśnie w drużynie nie tylko na boisku, ale i poza nim, aby zachować spokój mimo niepowodzeń, szukać rozwiązań i wspólnie dążyć do celu. Wiedzieliśmy też, że nasz potencjał sportowy jest duży i możemy bić się o wszystkie trofea, choć na początku to się nie udawało. W tak intensywnym sezonie nie ma zwyczajowo czasu na trening i doszlifowanie elementów, które nie idą w meczach. Przed Pucharem Polski mieliśmy jednak trochę więcej czasu i wykorzystaliśmy go wzorowo i myślę, że to od tej chwili zaczęła się ta tendencja zwyżkowa.

Przyjście Bartosza Bednorza wiele odmieniło w Waszej grze. Pojawiały się nawet doniesienia, że to jego transfer przesądził o poprawie wyników. Zgodzi się Pan z tym?

Tak, myślę, że zakontraktowanie Bartka było przełomowym momentem i sam to otwarcie przyznałem. To kapitalny gracz, co udowodnił, grając w najlepszych klubach europejskich, czy reprezentacji Polski i wiedzieliśmy, że będzie to bardzo duże wzmocnienie naszego składu. Z pewnością gra Bartka bardzo nam pomogła, ale myślę, że siła zdecydowanie tkwi w drużynie i tym, że w zestawieniu z Bartkiem odnaleźliśmy ten balans, naszą grę i elementy, które nam pomogły. Muszę wyróżnić wszystkich graczy, bo każdy dołożył cegiełkę i miał wpływ na to, że dziś cieszymy się jako zwycięzcy Ligi Mistrzów.

Indywidualnie ten sezon przebiegł dla Pana doskonale. Znów stanął Pan na wysokości zadania i poprowadził swoją drużynę do sukcesów, jakim były Liga Mistrzów i Puchar Polski. Tak szczerze – jest coś, co może Pan sobie zarzucić?

Z pewnością jestem bardzo ambitną osobą i staram dawać z siebie wszystko zarówno na treningach, jak i w trakcie meczów. Z biegiem czasu więcej rozumiem i staram się lepiej rozumieć porażki, wyciągać z nich wnioski. Razem z kolegami jesteśmy w stanie je przeanalizować. Najważniejsze jest to, żeby dawać z siebie wszystko, a w przypadku porażek starać się wracać na właściwe tory.

Jeśli chodzi o mnie, myślę, że nie mnie to oceniać. W tym sezonie dałem z siebie absolutnie wszystko zarówno sportowo, jak i pozasportowo, aby stać się lepszym zawodnikiem i człowiekiem oraz starać się wpływać na moich kolegów z zespołu i pchać ich do lepszej i cięższej pracy, ale też trzymać atmosferę. Muszę przyznać, że wszystkie drużyny, do których trafiałem miały w składzie bardzo dojrzałych zawodników i niesamowicie inteligentnych ludzi, którzy wiedzą, na czym polega funkcjonowanie w grupie, czym jest sport drużynowy, jakim jest siatkówka. Współpraca z nimi jest dużo łatwiejsza.

Natomiast, wracając do mojej osoby, to tak, jak mówię – dawałem z siebie absolutnie wszystko. Nawet jeśli siatkarsko nie wychodziły mi mecze, to wynikało z tego, że przeciwnik był po prostu lepszy lub byłem w słabszej formie.

Czytaj też:
Tomasz Fornal dla „Wprost”: Pozostaje niedosyt, ale ten sezon był najlepszy w historii Jastrzębskiego Węgla

To był pierwszy sezon ZAKSY „pod skrzydłami” Tuomasa Sammelvuo. Jak wygląda współpraca z tym szkoleniowcem?

Tuomas jest człowiekiem niezwykle zaangażowanym w swoją pracę. Widać ogromną pasję, którą w nią wkłada i bardzo dużą chęć poprawiania składu, siebie czy sztabu szkoleniowego. Cały czas stosuje filozofię ciągłego postępu. W tym sezonie mieliśmy wiele porażek, których się nie spodziewaliśmy, ale trzeba przyznać, że trener zachowywał spokój i szukał rozwiązań. Często rozmawiał z nami, żeby wspólnie wypracować sposoby powrotu na właściwe tory. Więc z pewnością wyniki pokazują, że Tuomas zrobił świetną robotę. Poskładał zespół, który w tym sezonie sięgnął po dwa trofea, zatem bardzo się cieszę, że był z nami.

W tym miejscu muszę też podkreślić rolę całego sztabu szkoleniowego, bo choć ostatnie zdanie zawsze należy do pierwszego trenera, to w naszym klubie jest świetnie funkcjonujący od wielu lat sztab szkoleniowy. Można powiedzieć, że zmieniają się pierwsi trenerzy, którzy byli wspaniałymi fachowcami, mieli swoje indywidualne, inne spojrzenia, jednak ten sztab szkoleniowy, którego nie widzi się na boisku wykonuje znakomitą robotę, więc muszę wyróżnić tych ludzi. Oni swoją pasją, zaangażowaniem i umiejętnościami nie tylko w swoim fachu, ale życia, dostosowania się w grupie, mocno przykładają się do wyników, które potem wychodzą na boisku.

14 stycznia odniósł Pan kontuzję w meczu z VK Karlovarsko. Szybki powrót też świadczy o znakomitym wsparciu ze strony sztabu medycznego.

Tak, co prawda nie była to poważna kontuzja, ale oczywiście muszę przyznać z pełnym uznaniem, że sztab medyczny, asystenci trenera, statystycy i wszyscy, którzy mają wpływ na funkcjonowanie drużyny naprawdę wykonują znakomitą robotę. Mamy w sztabie także ludzi, którzy uczą się tego fachu od najlepszych i w swoim czasie pójdą w świat jako specjaliści. Także współpraca z nimi to sama przyjemność.

Tuomas Sammelvuo jest czwartym trenerem po Andrei Gardinim, Nikoli Grbiciu i Gheorghem Cretu, z którym spotyka Pan się w ZAKSIE. Każdy z nich wniósł coś nowego do gry i funkcjonowania klubu. Co zatem wyróżnia Fina na tle wcześniejszych szkoleniowców?

Z pewnością każdy z nich jest bardzo doświadczonym szkoleniowcem i grali na wysokim poziomie w siatkówce. Wiedzą też czym jest funkcjonowanie w grupie i budowanie relacji z zawodnikami. Są między nimi różnice, ale to temat na bardzo długą rozmowę. Każdy z nich czegoś nas nauczył, ale też przychodzili do klubu w różnych momentach. Nikola Grbić przychodził do klubu, kiedy ZAKSA była mistrzem Polski, klubem liczącym się w Polsce, ale to on zaszczepił w nas wiarę, że możemy rywalizować z najlepszymi klubami w Europie. Dzięki tej ciężkiej pracy na treningach ona z pewnością kiełkowała i przeniosła nas do momentu, kiedy podnieśliśmy pierwszy puchar Europy.

Gheorghe Cretu również jako kapitalny trener umiał świetnie ułożyć sobie relacje z zawodnikami. Był człowiekiem bardzo o to dbającym, ale też zakręcony niesamowicie pod względem taktycznym i siatkarskim Nikola Grbić, człowiek o niezwykłym wyczuciu – wielki respekt, jakim darzyliśmy go zarówno z kariery zawodniczej i trenerskiej. Myślę, że jest jeszcze większy, patrząc na jego kolejne sukcesy.

Tuomas Sammelvuo jest człowiekiem, któremu niezwykle zależy, jest bardzo zaangażowany w swoją pracę. Ma również ogromne doświadczenie i wiedzę siatkarską. Te sukcesy, które ma na koncie pokazują, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Każdy trener dał coś tej drużynie. Fin przychodził do drużyny, która dwukrotnie zwyciężała w tych rozgrywkach, ale też w jakiś sposób nas rozwinął i wpłynął na nas, bo ten trzeci tytuł w Lidze Mistrzów był bardzo trudny do zdobycia i droga, którą przebyliśmy była niesamowicie wyboista.

Dobrze, że wspomniał Pan o Lidze Mistrzów, bo chciałem na moment wrócić do półfinału, w którym zmierzyliście się z Sir Safety Susą Perugia. W chwili, kiedy doszło do Waszego starcia z nimi, Włosi uchodzili za najmocniejszą drużynę w Europie. Tylko dwóm drużynom udało się ich pokonać i to nie bez problemów, a Wy w tak trudnym momencie pokonaliście ich w pięknym stylu. Mieliście przygotowanego asa w rękawie na to spotkanie?

Trudno powiedzieć. Myślę, że przede wszystkim równa i mądra gra oparta nie na indywidualnościach a grze zespołowej była kluczowa. Przede wszystkim dobrze zagraliśmy w zagrywce, bloku i obronie. Byliśmy w stanie blokować rywala i wyprowadzać kontrataki. Uprzykrzaliśmy życie rywalowi, a ich gra była oparta na świetnej grze w kontrze i zagrywce. Udało nam się pokazać swoje. Generalnie siatkówka czasami jest grą, w której decydują detale. W tej grze byliśmy lepsi, bo docenialiśmy klasę przeciwnika. Wiedzieliśmy, kto stoi po drugiej stronie siatki, jak znakomici to są siatkarze i co osiągnęli. Wygrywali mistrzostwo świata, Ligę Mistrzów, czy igrzyska olimpijskie, ale sport jest przewrotny i w przyszłych sezonach, w których będziemy się z nimi bić o tytuły wyniki mogą być odwrotne, więc cieszymy się, że udało nam się osiągnąć pozytywny wynik.

Jednak uważam, że jeszcze trudniejsza była rywalizacja ćwierćfinałowa z Itasem Trentino, świeżo upieczonym mistrzem Włoch. To był dwumecz niesamowicie emocjonujący. Dwa pięciosetowe spotkania, do tego złoty set. Te mecze zapamiętam do końca życia, bo były niesamowicie wyczerpujące fizycznie i emocjonalnie.

To prawda. Pokonujecie Trentino, następnie Perugię i przychodzą play offy PlusLigi. Nie bez problemów przechodzicie do finału najpierw rozprawiając się z Projektem Warszawa, a następnie Asseco Resovią Rzeszów. Dochodzicie do finału z Jastrzębskim Węglem i dzieją się rzeczy, których żaden kibic ZAKSY oglądać nie chciał. Dziś już umiecie powiedzieć, co się wówczas wydarzyło, że te starcia tak wyglądały?

Sezon był bardzo intensywny i wyczerpujący zarówno mentalnie, jak i fizycznie. Myślę, że po spotkaniach ćwierćfinałowych i półfinałowych, ale również Lidze Mistrzów, w której często graliśmy tie-breaki, dotarliśmy do finału PlusLigi w dobrej formie. Jednak tu trzeba oddać rywalowi honory. Czasami są takie momenty, że trzeba przeciwnikowi bić brawo, bo Jastrzębski Węgiel w finale był drużyną dużo lepszą. W każdym elemencie gry byli od nas lepsi i nie mieliśmy problemu, żeby przyznać, że było to ich zasłużone zwycięstwo i poziomem siatkarskim w tych finałach nie byliśmy na ich poziomie.

Uważam, że zaakceptowanie tego choćby w połowie było ważnym elementem, bo wiedzieliśmy, że zaraz mierzymy się z nimi w finale Ligi Mistrzów i musimy popracować nad swoim poziomem siatkarskim i porządnie poprawić elementy, które nie poszły nam najlepiej. Poprawienie swojej gry jest jedyną szansą w starciu finałowym Ligi Mistrzów przeciwko drużynie, która jest w takim „gazie” i która świetnie wygląda fizycznie i tak naprawdę wydaje się nie do zatrzymania. Przepracowaliśmy ten okres mocno, byliśmy skonsolidowani, osiągnęliśmy ten wspólny cel i trzeba przyznać, że drużyna wykonała kawał dobrej roboty, co miało przełożenie na finał w Turynie.

Pokuszę się o stwierdzenie, że w finale Ligi Mistrzów na korzyść ZAKSY działał przede wszystkim aspekt psychologiczny i doświadczenie w grze w finałach. Tutaj wrócę do początku naszej rozmowy i porównywaniu Was do Realu Madryt, który podobnie jak Wy w rozgrywkach europejskich czuje się znakomicie. Myśli Pan, że wpłynęła na Was aura tych rozgrywek i to ona była kluczem do triumfu?

Z pewnością nie było to bez znaczenia, że mieliśmy doświadczenie z grania w takim meczu, jakim jest finał Ligi Mistrzów. Mimo tego nie sądzę, że było ono aż tak duże i nie miało tak wielkiego znaczenia na ostateczny wynik. Trzeba przyznać, że Jastrzębski Węgiel również zagrał bardzo dobre spotkanie i zadecydowały dwie lub trzy piłki w tym meczu, a czasami jest to szczęście lub jedno lub dwa dobre zagrania, które decydują o wyniku. Z pewnością cieszyliśmy się, że ten finał (pod względem sportowym) będzie rozgrywany za granicą w nowej hali wśród wielu kibiców. Byliśmy świadomi, że to jest jedno spotkanie, także z pewnością wiedzieliśmy, że nasze szanse trochę urosły względem PlusLigi, gdzie w tych trzech meczach i rywalizacji do trzech zwycięstw nie mieliśmy wiele do powiedzenia.

Z pewnością upatrywaliśmy w tym swojej szansy, ale jeszcze raz podkreślę, że przede wszystkim wiedzieliśmy, że potrzebujemy przede wszystkim lepiej grać w siatkówkę i skupić się na elementach czysto siatkarskich, technicznych i taktycznych jeśli chodzi o grę na boisku. Tutaj wykonaliśmy dobrą pracę, którą pokazaliśmy w finale. Jastrzębski Węgiel też to pokazał i jeśli to doświadczenie dało nam jakiś handicap w grze, to z pewnością nie było ono decydujące.

Okej, zatem zamykamy sezon ligowy i przychodzi czas na wakacje, które w tym roku są dla Pana wyjątkowo długie. Jakie plany na ich spędzenie?

Trochę odpoczynku. Znajdzie się czas na wyjazd do domu, spędzenie czasu z narzeczoną, troszkę kibicowania jej na boiskach plażowych także przede wszystkim chciałbym zarówno fizycznie, jak i mentalnie, bo był on bardzo wyczerpujący.

5 czerwca wraca Pan do gry w reprezentacji. Niektórzy twierdzą, że Nikola Grbić ma problem, ale na szczęście to problem bogactwa na pozycji przyjmującego, gdzie znalazło się aż dziesięciu powołanych zawodników, z których każdy jest gotowy do gry. Spodziewam się, że da Pan z siebie 100 procent, ale widzi siebie jako „pewniaka” do gry w wyjściowym składzie?

Absolutnie nie ma tu mowy o byciu „pewniakiem”. Rywalizacja jest ogromna i bardzo się cieszę, że mamy tak wielu zawodników grających na wysokim światowym poziomie, którzy mają doświadczenie, medale i sukcesy. Myślę, że Nikola Grbić jako niezwykle doświadczony trener, od podszewki znający siatkówkę i posiadający ogromną wiedzę na jej temat będzie w stanie wydobyć z tej drużyny maksymalny potencjał siatkarski i ułożyć ją w całość. Wszystko zaczyna się od świadomości każdego chłopaka. Uważam, że wszyscy przyjeżdżają tam z takim nastawieniem, że nie ważne jaką rolę będzie spełniał w tej drużynie, będzie chciał z całej siły pomóc jej zwyciężać. Czy to gra w pierwszej szóstce, czy na treningach.

Wszyscy mamy jeden cel, jakim jest wyjazd na Igrzyska Olimpijskie i osiągnięcie tam sukcesu. Ja jadę tam, aby pomóc w takim wymiarze, w jakim będzie chciał zrobić to trener. Postaram się wykorzystać swoje umiejętności i doświadczenie do tego, aby trochę pomóc swojej drużynie w zwycięstwach.

Doskonale zna Pan współpracę z Nikolą Grbiciem. Przez dwa lata trenował Pana w ZAKSIE, a teraz w reprezentacji Polski. Wskaże go Pan jako jednego z najważniejszych szkoleniowców w swojej karierze?

Bez wątpienia Nikola Grbić jest bardzo ważną osobą jeśli chodzi o moją ścieżkę sportową. Wiele mnie nauczył nie tylko jeśli chodzi o siatkówkę, ale też na temat tego jaką być osobą na boisku oraz poza nim. Pokazał mi jak odpowiednio funkcjonować w grupie, też m.in. jak się ustawiać. Bardzo wiele mu zawdzięczam jako siatkarz i jako człowiek. Bardzo się cieszę na współpracę z nim w reprezentacji Polski.

Tak na koniec, kolejny raz po sezonie jedzie Pan na zgrupowanie kadry. W tym sezonie zaszło niewiele roszad, ale kilka zaskoczeń było. Interesuje mnie kwestia atmosfery. Ten sezon klubowy był „zakręcony”, więc zastanawiam się, czy następuje taki moment, w którym wspólnie z kolegami z kadry, a na co dzień przeciwnikami klubowymi debatujecie o tym, co wydarzyło się w poszczególnych meczach, czy też zamykacie ten rozdział i idziecie przed siebie?

Atmosfera na zgrupowaniach reprezentacji zawsze jest przyjazna nawet pomimo ogromnej rywalizacji sportowej. W kadrze nie ma takich sytuacji do jakich dochodzi w klubie, bo nie ma odrzucania zawodników, nie ma sytuacji, że ktoś zostaje w domu i nie pojedzie na turniej. To jest właśnie specyfika reprezentacji, szczególnie tak mocnej, jak nasza. Natomiast atmosfera zawsze jest zdrowa, koleżeńska i oparta na przyjaźni oraz śmiechu. Myślę, że tematów do rozmowy za każdym razem jest bardzo dużo i w tym przypadku nie będzie inaczej. Oczywiście będą to też tematy siatkarskie minionego i przyszłego sezonu. Z pewnością znajdą się też takie na temat finału Ligi Mistrzów oraz PlusLigi, ale to przede wszystkim w formie pozytywnej, żartobliwej.

Czytaj też:
Prezes ZAKSY dla „Wprost” o grze w Klubowych Mistrzostwach Świata: Słowa wyciągnięte z kontekstu
Czytaj też:
Paweł Papke dla „Wprost”: Siatkarsko prześcignęliśmy Włochów. Nie musimy martwić się przez 15-20 lat

Źródło: WPROST.pl