Mistrz i kolekcjoner brutalnych nokautów. „Mam obsesję na punkcie perfekcji”

Mistrz i kolekcjoner brutalnych nokautów. „Mam obsesję na punkcie perfekcji”

Kacper Formela
Kacper Formela Źródło:Materiały prasowe / fot. Łukasz Krusiński/FEN
Czasem na świat przychodzą ludzie, którzy są wprost stworzeni do sportów walki. Do tej grupy należy Kacper Formela. Aktualny mistrz federacji FEN w kategorii piórkowej uwielbia to, co robi. Jest pewny siebie, a jego celem jest zdobycie pasa UFC. – Presję robią ludzie, kibice, a ja nie bije się dla nich, tylko dla samego siebie, bo to lubię – powiedział w rozmowie z Wprost.pl.

Kacper Formela to jeden z najbardziej perspektywicznych zawodników młodego pokolenia w polskim MMA. Od dziecka trenował karate, w którym odnosił spore sukcesy. Następnie zdecydował się wejść do klatki i z każdą kolejną walką udowadnia, że był to słuszny wybór. Ma swój styl, który jest niezwykle efektowny. Uwielbia brutalne i krwawe pojedynki, a jego celem jest zdobycie pasa mistrzowskiego UFC. Kilka tygodni temu obronił mistrzowski pas federacji Fight Exclusive Night w kategorii piórkowej.

Michał Król, Wprost.pl: Na wstępie chciałem pogratulować ostatniej walki. Fenomenalny nokaut. Widać, że karate, które trenowałeś od dziecka, nie poszło na marne. Kiedy zrozumiałeś, że karate już Cię nie interesuje i nową pasją stało się MMA? Od kiedy gdzieś te myśli się pojawiały u ciebie, że jednak to karate jest super, ale nie można z tego zarobić? Jak dobrze pamiętam, chyba tak definitywnie zrezygnowałeś z zawodów, reprezentowania Polski w karate w 2013 roku po mistrzostwach świata.

Kacper Formela: Nawet nie chodziło o to, czy zarobię, czy nie. Bardziej mi chodziło o możliwości i swoje potrzeby. Byłem pewny, że przejdę do MMA już w wieku 14 lat. Wtedy też mniej więcej dostałem się do kadry Polski w karate. Mimo że intensywnie startowałem w zawodach, zacząłem też swoją przygodę z brazylijskim jiu-jitsu i po prostu trenowałem równolegle te oba sporty walki. Nie uczyłem się żadnej innej stójki ani boksu, ani kickboxingu, ponieważ nie chciałam przeszkadzać sobie w swojej karierze karate, bo zależało mi na startach w kadrze i na reprezentowaniu kraju na najważniejszych imprezach.

Miałem też misję, cel do wykonania. Postanowiłem, że dopóki nie zdobędę czarnego pasa w karate, jeżdżę po świecie i próbuję zdobywać te najcenniejsze medale organizacji WKF. Nie udawało się, ale za to udało się w Shotokanie. W końcu też w wieku 18 lat zdobyłem czarny pas i to było takie zwieńczenie kariery karate. Dodatkowo zakończone tytułem wicemistrza świata w Shotokanie na zawodach w Liverpoolu. To był właśnie ten czas, gdy powiedziałem sobie: Dobrze, to, co chciałem, to praktycznie zrobiłem, pora przejść do MMA. I tak się stało. Podsumowując, ta droga do MMA pojawiła się już znacznie szybciej niż w Hiszpanii w 2013 roku.

Tego nie wiedziałem. Pamiętam, że po wspólnych treningach kadry, zostawałeś i praktykowałeś BJJ. Jeśli dobrze pamiętam, to miałeś takie „sparingi” z Michałem Bąbosem.

Tak, jeszcze z braćmi Chmielewskimi. Oni też mieli epizody w MMA, więc z nimi także gdzieś tam się kulaliśmy. Zawsze próbowaliśmy robić tak, żeby trenerzy nie widzieli. Aby tylko nie było żadnych nieprzyjemnych sytuacji. Ale gdzieś tam zawsze łapaliśmy się na ziemi.

Bo jakby przydarzyła się kontuzja, to wiadomo, co by się działo. Jak jesteśmy jeszcze przy karate, powiedz mi, jak bardzo sport ten pomógł ci po przejściu do MMA? Stójkę masz na kapitalnym poziomie, czego efektem była ta ostatnia walka. Potrafisz znokautować tymi technikami swoich rywali albo przynajmniej skutecznie poobijać.

Uważam, że karate ma duży wpływ na mój styl MMA. Przydaje się do pracy, jaką teraz wykonuję oraz czucia dystansu. Dla mnie jest to coś naturalnego. Myślę, że 50 proc. tego, co wychodzi mi w klatce, to czyste karate i przeciwnicy mają problem z poruszaniem się i utrzymywaniem dystansu. Zmiana pozycji, czyli raz walczę z lewą nogą z przodu, raz z prawą, to powoduje, że krzyżuje im ich plany na walkę ze mną. Dla przykładu większość pojedynków walczę z pozycji mańkuta. Oczywiście robię to specjalnie, żeby zapaśnicy mieli trudniej mnie obalić. Nagle do ostatniego pojedynku wyszedłem w normalnej pozycji, w której też bardzo dobrze się czuję i to całkowicie zepsuło plan taktyczny mojego rywala. Zobaczył innego zawodnika.

Rozmawiał:
Źródło: WPROST.pl