Pierwotnie elektryzujące kibiców starcie rewanżowe w półfinale PGE Ekstraligi miało się odbyć w niedzielę, 15 września. Zostało już jednak przełożone po raz trzeci, a powód jest oczywisty – sytuacja hydrologiczna we Wrocławiu. Władze ligi nie miały wątpliwości, by znów zmienić termin rozegrania tego spotkania. Niektórzy kibice zastanawiają się tylko, dlaczego znając prognozy dotyczące poziomu wody w rzekach, PGE Ekstraliga myślała o przeprowadzeniu półfinału w najbliższy weekend. Nie było innego wyjścia niż zrezygnować z tego pomysłu. Sport schodzi bowiem na dalszy plan
Stadion Olimpijski z nową funkcją
Areną spotkania Sparty ze Stalą ma oczywiście być Stadion Olimpijski, a w środę zamienił się on w punkt, w którym mieszkańcy Wrocławia mogą nabyć worki z piaskiem. Podobną akcję zorganizowano wcześniej na stadionie piłkarskim Śląska Wrocław.
W stolicy Dolnego Śląska poprzedniego dnia miała miejsce wielka mobilizacja. Mnóstwo ludzi umacniało wały przeciwpowodziowe. Niestety choćby na Bystrzycy w Marszowicach były dwa przesiąki. Później opanowano sytuację. Worki z piaskiem układano oczywiście także w innych częściach miasta, a woda w Odrze systematycznie się podnosiła. Każdy chce być przygotowany na najgorsze.
W prognozach IMGW można było dostrzec, że fala powodziowa powinna przechodzić przez Wrocław od czwartku do soboty. Dobrą informacją jest fakt, że poziom Odry na Trestnie w czwartkowy poranek miał wynieść 636 cm. To z kolei o sporo mniej niż zakładano (699 cm).
Sparta Wrocław blisko finału
Jeśli już sytuacja w mieście się uspokoi, to powinien dojść do skutku mecz Sparty ze Stalą. Bliżej finału PGE Ekstraligi są wrocławianie, którzy pokonali w pierwszym spotkaniu Stal na jej torze 46:44. Jak poinformowały władze ligi, komunikat o terminach meczów finałowych będzie podany po rozegraniu pojedynku na Stadionie Olimpijskim. Pierwotnie spotkania o złoto miały się odbyć 22 i 29 września.
Czytaj też:
Przerażający widok. To zdjęcie stadionu pokazuje skalę dramatu w Stroniu ŚląskimCzytaj też:
Uczestniczył w wypadku z Bartoszem Zmarzlikiem. Kontuzja jest gorsza niż przypuszczano