O sprawie poinformował „Przegląd Sportowy”. W lutym 2017 roku rozgrywano mistrzostwa Polski w biegach narciarskich. Wówczas u jednej z zawodniczek wykryto trimetazydynę, która zmniejsza zużycie tlenu w sercu i pozytywnie wpływa na wykorzystanie glukozy do celów energetycznych. Przypadek polskiej zawodniczki wyszedł na jaw dopiero po publikacji przez Polską Agencję Antydopingową raportu z ubiegłego roku. Chociaż oficjalnie nie ujawniono nazwiska biegaczki, która została zdyskwalifikowana na 18-miesięcy, to „PS” ustalił, że chodzi o Marcelę Marcisz. W toku śledztwa stwierdzono, że biegaczka podczas feralnych zawodów była przeziębiona i nie miała świadomości, że przyjmuje lek z zakazaną substancją.
Co na to ojciec i trener?
Na tym nie koniec. Z raportu POLADA wynika, że dochodzenie jest prowadzone także w sprawie jeszcze jednej osoby, której przypadek jest powiązany z Marcisz. Oznacza to, że po raz pierwszy w historii ukarany może zostać nie tylko sportowiec, ale także osoba, która podała mu zabronioną substancję. Według rozmówców „PS”, mógł to być ojciec zawodniczki. Marek Marcisz stanowczo zaprzecza tym doniesieniom. – To jest cholernie przykre, że mnie albo moje dwie córki wiąże się z tą sprawą. Zapewniam, że nie mamy z tym nic wspólnego. Takie pomówienia dotykają rodzinę i kiedy najmłodsza córka jest w kadrze narodowej, a druga pracuje jako trenerka, bardzo im to szkodzi. Ale co mam zrobić, całej Polski nie przekrzyczę, może niedługo wszystko się wyjaśni – wyjaśnił Marek Marcisz.
Z informacji przekazanych przez portal biegowski24.pl wynika, że osoba podająca doping biegaczce została zdyskwalifikowana na cztery lata. W tej chwili trwa procedura odwoławcza. Ryszard Cybruch, który był trenerem w klubie, do którego należała wówczas Marcisz, został zapytany o to, czy to on podawał substancję. – Prawdopodobnie Marcela trochę nakłamała. Nie mam nic więcej do powiedzenia – powiedział w rozmowie z „PS”.
Czytaj też:
Mistrzyni Polski pozbawiona tytułu. Wyrzuciła śmieci na trasie biegu