W zespole gości zabrakło Amerykanki Renee Montgomery, która wystąpiła tylko w trzech pierwszych spotkaniach, a Lotosowi rzuciła 17 punktów. Jej absencja nie przeszkodziła jednak ekipie z Gyor po raz drugi (u siebie po dogrywce 86:76) pokonać gdynianki, które zlekceważyły kibiców, zagrały bez ambicji i przeszły obok meczu. Początek spotkania był nerwowy z obu stron. W Lotosie skutecznie poczynała sobie Aneika Henry, która w pierwszej kwarcie zdobyła sześć punktów. Dzięki swojej środkowej gospodynie prowadziły 15:11, jednak po 10 minutach był remis 15:15.
Gdynianki fatalnie rozpoczęły drugą kwartę. Po sześciu punktach zdobytych z rzędu przez Czeszkę Editę Sujanovą węgierski zespół wygrywał 25:17. W 18. minucie po jednym wolnym Quanitry Hollingsworth było już 39:30 dla Gyor. Po przerwie, kiedy wydawało się, że koszykarki Lotosu rzucą się do odrabiania strat, było jeszcze gorzej. A prawdziwy popis nieudolności podopieczne trenera Javiera Forta Punte zaprezentowały w trzeciej kwarcie. Faule w ataku przeplatały stratami i rzutami, po których piłka nie dolatywała nawet do obręczy.
Tymczasem zawodniczki Seat, wśród których brylowały Rita Rasheed, Quanitra Hollingsworth, a zwłaszcza rozgrywająca Iva Ciglar, skrupulatnie wykorzystywały fatalną dyspozycję polskiej drużyny i systematycznie powiększały przewagę. W 29. minucie przyjezdne prowadziły już różnicą 22 punktów - 64:42. Gdynianki zaczęły grać dopiero wtedy, kiedy spotkanie było właściwie rozstrzygnięte. W 37. minucie Lotos przegrywał tylko 67:75, jednak drużyna gości nie pozwoliła odebrać sobie zasłużonego zwycięstwa. Końcówka również zdecydowanie należała do zespołu z Gyor.
zew, PAP