- Czuję się wspaniale, wręcz niesamowicie! Wygrałem po raz 39. w karierze. Dorównałem mojemu idolowi Adamowi Małyszowi. Rok po jego 39. zwycięstwie i to w tym samym miejscu, w którym on tego dokonał - podkreślił Schlierenzauer. Dodał, że po piątkowym konkursie odczuwał prawdziwą, sportową złość. - Były bardzo złe warunki, wręcz tragiczne. Dzisiejsze wynagrodziły mi wszystko - ocenił.
Zapytany kiedy uda mu się pobić rekord Fina Matti Nykaenena (46 zwycięstw w PŚ), odpowiedział: "Takich rzeczy nie można przewidzieć. Czy mogłem marzyć, że w wieku 22 lat wygram aż 39 razy! No ale nie byłoby tych i pewnie dalszych sukcesów, gdyby nie opieka całej mojej ekipy i wsparcie bliskich, za co zawsze będę im wdzięczny".
Dwa drugie miejsca w Zakopanem były dla Richarda Freitaga wielką radością. - Nie można wprawdzie jeszcze mówić o stabilnej formie, ale po ostatnich, nie bardzo udanych konkursach, te dwa starty to prawdziwy sukces. A do tego jak zwykle w tym mieście - dobra zabawa - podsumował Niemiec. Trzeci na podium sobotniego konkursu Anders Bardal podkreślił, że także przeżył ogromną "przemianę". - Po piątkowej, można śmiało rzec katastrofie (40. miejsce), czułem się źle i obawiałem dzisiejszego startu. Tymczasem było super. Do tego powiem szczerze, myślałem, że po tym jak Małysz zakończył karierę, na trybunach będzie niewielu kibiców - wspomniał norweski skoczek. Dodał, że ma nadzieję na dobry występ w mistrzostwach świata w lotach (Vikersund 23-26 lutego). "O ile będzie dobra forma, na co liczę, to wszystko pójdzie dobrze. Właściwa dyspozycja daje swoistą pewność siebie, a to zwykle przekłada się na jeszcze lepszy wynik".
eb, pap