- Żałuję, szkoda. To, co mogę zrobić, to cierpliwie czekać, aż noga wróci do pełni sprawności. Na pewno wsiądę na rower wtedy, kiedy tylko będzie to możliwe – skomentowała Włoszczowska, która leczy kontuzję w specjalistycznym ośrodku w Bieruniu na Śląsku. Lekarze szacują, że podstawowe leczenie potrwa sześć tygodni, a pełne wraz z rehabilitacją - około 12 tygodni.
Po doznanej w piątek we włoskim Livigno kontuzji zawodniczka miała jeszcze cień nadziei, że udział w igrzyskach będzie możliwy. Opiekujący się nią specjalista medycyny sportowej, ortopeda dr Krzysztof Ficek rozwiał jednak te nadzieje. Jak powiedział, szczegółowe badania wykazały, że kontuzja jest poważniejsza niż pierwotnie sądzono.
Koniec sezonu dla Włoszczowskiej
- Majka nie wystartuje na igrzyskach i nie wystąpi w ogóle w tym sezonie. Dzisiejsze badania pokazały, że są nowe uszkodzenia i to w obrębie struktur kostnych – wyjaśnił. Pytany, czy zawodniczka może mieć problem z powrotem do wyczynowego sportu, lekarz odpowiedział: „Nie przewidujemy, aczkolwiek odpukujemy w puste niemalowane”.
"To zmienia taktykę leczenia"
Przeprowadzona w Bieruniu diagnostyka radiologiczna, rezonansowa i tomograficzna wykazały niewidoczne wcześniej uszkodzenie w obrębie kości skokowej. - To absolutnie wyklucza możliwość podjęcia jakiejkolwiek akcji treningowej i zmienia w ogóle taktykę leczenia – powiedział dr Ficek.
Lekarze pracują nad wygojeniem tkanek miękkich – tu uraz, jak powiedział lekarz, „nie jest aż tak masywny i nie wymaga leczenia operacyjnego”. Później podjęta zostanie próba zespolenia kości piątej śródstopia – miało to nastąpić już we wtorek, ale gdy okazało się, że uszkodzona jest także kość skokowa, trzeba z tym zaczekać.
"Kość wymaga kontroli"
0 Natomiast kość skokowa wymaga kontroli, bo tam przechodzą bardzo ważne zginacze stopy, które dla jej funkcji są bardzo istotne. Ten bloczek, który jest odłamany, musi się zrosnąć, bo inaczej nie uzyskamy funkcji stopy – tłumaczył specjalista.
"Nie płaczę, ale..."
Maja Włoszczowska, która spotkała się z dziennikarzami, siedząc na inwalidzkim wózku, przyznała, że miała trzy dni na oswojenie się z myślą, że nie wystąpi na olimpiadzie, choć pozostawał jeszcze „cień nadziei”. - Spodziewałam się, że tak się dzisiejszy dzień może dla mnie zakończyć, więc płakać nie płaczę, aczkolwiek wielki zawód jest oczywiście – powiedziała, dziękując wszystkim osobom i instytucjom, które wspierały ją w przygotowaniach olimpijskich.
- Miałam naprawdę bardzo dużo wsparcia i dzięki niemu wszystko szło bardzo dobrze. Byłam bardzo blisko tego, żeby spełnić swoje marzenia i marzenia wszystkich. Niestety, nie będzie mi to dane i strasznie mi z tego powodu przykro – dodała.
"Czuję się głupio"
- W tej chwili wiem, że jeżeli w ogóle gdziekolwiek w tym roku wystartuję, to będzie tak naprawdę bliskie cudu. Szkoda, czuję się po prostu głupio, jeszcze nigdy nie kończyłam tak wcześnie sezonu – ubolewała.
Zawodniczka zapowiada, że będzie chciała zrekompensować sobie i kibicom tegorocznego pecha, np. późniejszymi startami w mistrzostwach świata. Prawdopodobnie będzie także chciała pojechać na olimpiadę, by obejrzeć zmagania w kolarstwie górskim i swoją obecnością wesprzeć polską ekipę.
"Mamy fajną ekipę"
Włoszczowska ma świadomość, że była – jak sama powiedziała - „największą nadzieją czy nawet pewniakiem” do olimpijskiego medalu, spodziewa się jednak „miłych niespodzianek” na olimpiadzie. - Ekipę mamy fajną, silną i bardzo zmotywowaną. Trzymam gorąco za wszystkich kciuki, mam nadzieję, że polscy sportowcy wrócą do Polski z medalami i dużymi sukcesami – powiedziała.
- Mój chłopak powiedział mi, że za to, że jestem taka dzielna, pozwoli mi jeszcze cztery lata się ścigać, więc jest szansa, że do Rio (kolejne igrzyska są w Rio de Janeiro – red.) dojeżdżę – żartowała Włoszczowska, zapewniając jednak, że skupi się na tym, by „odbić sobie tegorocznego pecha dużo wcześniej".
Kto pojedzie zamiast Mai?
Prezes Polskiego Związku Kolarstwa Wacław Skarul zapowiedział, że jeszcze w poniedziałek trener Marek Galiński i związek wytypują zawodniczkę, która pojedzie na olimpiadę zamiast Włoszczowskiej, a we wtorek uruchomione będą stosowne procedury w Polskim Komitecie Olimpijskim. Wśród rezerwowych są Anna Szafraniec i Paula Gorycka.
- Taka mistrzyni jest praktycznie nie do zastąpienia; na dzisiaj nie mamy innej zawodniczki tej klasy, natomiast oczywiście będziemy musieli uruchomić plan awaryjny – powiedział Skarul. Wskazał, że w sporcie trzeba być przygotowanym na to, że kontuzja eliminuje najlepiej przygotowanego zawodnika. Ocenił, że w polskiej ekipie kolarskiej w dobrej formie są m.in. Michał Kwiatkowski na szosie i Małgorzata Wojtyra na torze.
- Na pewno nie będziemy mieli drugiej tak wielkiej szansy, choć gdzieś tam jakieś swoje małe nadzieje i swoje typy mamy. Majka była niewątpliwie asem w naszej talii, ale mamy jeszcze inne mocne karty – podsumował prezes PZKol.
Tylko o medale
Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji związku i lekarzy Włoszczowska mówiła, że jej wyjazd na olimpiadę do Londynu byłby uzasadniony jedynie wówczas, jeżeli byłaby w stanie walczyć o olimpijski medal.
zew, PAP