Reprezentacja Polski przegrała w Charkowie 0:1 z Ukrainą i straciła szanse na grę na przyszłorocznym mundialu. Jedyną bramkę zdobył w 64. minucie Andrij Jarmolenko. Polacy ostatnie eliminacyjne spotkanie rozegrają z Anglią na Wembley - ten mecz nie będzie jednak miał żadnego znaczenia.
Od pierwszego gwizdka obie drużyny grały bardzo agresywnie. Gospodarze - tak jak w marcu na Stadionie Narodowym - chcieli udowodnić biało-czerwonym swoją siłę fizyczną i faulami przestraszyć Polaków. Tym razem jednak reprezentanci Polski odpowiedzieli równie zdecydowaną grą. Biało-czerwoni grali twardo, byli zorganizowani, a przede wszystkim faulowali bardziej umiejętnie. Dość powiedzieć, że gospodarze w ciągu ośmiu minut otrzymali dwie żółte kartki, a goście ani jednej.
Polacy w pierwszej połowie meczu byli drużyną zwyczajnie lepszą. Biało-czerwoni byli wyjątkowo sumienni w obronie i nie pozwalali rywalom na zbyt wiele. W międzyczasie podopieczni Waldemara Fornalika szukali swoich okazji. W 27. minucie po rzucie rożnym świetną okazję miał Kamil Glik - obrońca Torino uderzył głową idealnie, tuż przy słupku. Chronił go jednak Jewhen Konoplianka, który uratował Ukrainę przed stratą bramki.
Niewiele gorszą okazję miał w 40. minucie Waldemar Sobota. Były skrzydłowy Śląska Wrocław dostał świetne podanie na linię pola karnego od Jakuba Błaszczykowskiego. Sobota najpierw uderzył niezdarnie, ale po chwili świetnie poprawił - strzegący bramki Andrij Pjatow z problemami przeniósł futbolówkę nad poprzeczką.
Zobacz jak Polacy przegrali kolejne spotkanie, którego przegrać nie mogli
Po zmianie stron obraz gry z początku nie uległ zmianie. W 64. minucie meczu gospodarzom udało się jednak zdobyć upragnioną bramkę - głównie dzięki nieprawdopodobnemu błędowi Grzegorza Wojtkowiaka. Akcja zaczęła się od zwykłego dośrodkowania Konoplianki z lewego skrzydła w pole karne. W szesnastce na piłkę czekało trzech polskich obrońców i zamykający akcję samotny Jarmolenko. Piłka przeleciała nad prawie całym polem karnym, futbolówkę chciał wybić głową Wojtkowiak, ale... minął się z nią w powietrzu! Jarmolenko spokojnie przyjął i z 10 metrów uderzył na dalszy słupek. Artur Boruc nie miał najmniejszych szans.
Biało-czerwoni w tym momencie, aby zachować szanse na mundial, potrzebowali dwóch goli. I dwie bramki rzeczywiście mogli zdobyć - w ciągu zaledwie jednej minuty, kiedy gospodarze całkowicie pogubili się w defensywie. W 75. minucie Sławomir Peszko rozciągnął grę na skrzydło do Adriana Mierzejewskiego - ten dośrodkował do Roberta Lewandowskiego w pole karne. Nieoczekiwanie Ukraińcy całkowicie zgubili krycie i zostawili napastnikowi BVB kilka metrów wolnej przestrzeni pięć metrów przed bramką. Polak miał nawet czas przyjąć tę piłkę i uderzyć nogą, ale zdecydował się na strzał i uderzył wysoko nad bramką.
Zaledwie kilkadziesiąt sekund później wyrównać mógł Peszko. Były Lechita wpadł rozpędzony w pole karne i otrzymał podanie od Mierzejewskiego. Peszko z 7-8 metrów trafił jednak zaledwie w boczną siatkę. Miał też ustawionego na piątym metrze Błaszczykowskiego, ale całkowicie go zignorował.
Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Biało-czerwoni przegrali w Charkowie z Ukraińcami 0:1 i na ostatnie spotkanie eliminacyjne - na Wembley - pojadą jako turyści. Gospodarze wywalczyli sobie z kolei prawo do gry co najmniej w barażach. Podopieczni Waldemara Fornalika zagrali w piątkowy wieczór niezłe zawody i długimi okresami gry byli zwyczajnie lepsi - ale przegrali jak zawsze.
pr
Polacy w pierwszej połowie meczu byli drużyną zwyczajnie lepszą. Biało-czerwoni byli wyjątkowo sumienni w obronie i nie pozwalali rywalom na zbyt wiele. W międzyczasie podopieczni Waldemara Fornalika szukali swoich okazji. W 27. minucie po rzucie rożnym świetną okazję miał Kamil Glik - obrońca Torino uderzył głową idealnie, tuż przy słupku. Chronił go jednak Jewhen Konoplianka, który uratował Ukrainę przed stratą bramki.
Niewiele gorszą okazję miał w 40. minucie Waldemar Sobota. Były skrzydłowy Śląska Wrocław dostał świetne podanie na linię pola karnego od Jakuba Błaszczykowskiego. Sobota najpierw uderzył niezdarnie, ale po chwili świetnie poprawił - strzegący bramki Andrij Pjatow z problemami przeniósł futbolówkę nad poprzeczką.
Zobacz jak Polacy przegrali kolejne spotkanie, którego przegrać nie mogli
Po zmianie stron obraz gry z początku nie uległ zmianie. W 64. minucie meczu gospodarzom udało się jednak zdobyć upragnioną bramkę - głównie dzięki nieprawdopodobnemu błędowi Grzegorza Wojtkowiaka. Akcja zaczęła się od zwykłego dośrodkowania Konoplianki z lewego skrzydła w pole karne. W szesnastce na piłkę czekało trzech polskich obrońców i zamykający akcję samotny Jarmolenko. Piłka przeleciała nad prawie całym polem karnym, futbolówkę chciał wybić głową Wojtkowiak, ale... minął się z nią w powietrzu! Jarmolenko spokojnie przyjął i z 10 metrów uderzył na dalszy słupek. Artur Boruc nie miał najmniejszych szans.
Biało-czerwoni w tym momencie, aby zachować szanse na mundial, potrzebowali dwóch goli. I dwie bramki rzeczywiście mogli zdobyć - w ciągu zaledwie jednej minuty, kiedy gospodarze całkowicie pogubili się w defensywie. W 75. minucie Sławomir Peszko rozciągnął grę na skrzydło do Adriana Mierzejewskiego - ten dośrodkował do Roberta Lewandowskiego w pole karne. Nieoczekiwanie Ukraińcy całkowicie zgubili krycie i zostawili napastnikowi BVB kilka metrów wolnej przestrzeni pięć metrów przed bramką. Polak miał nawet czas przyjąć tę piłkę i uderzyć nogą, ale zdecydował się na strzał i uderzył wysoko nad bramką.
Zaledwie kilkadziesiąt sekund później wyrównać mógł Peszko. Były Lechita wpadł rozpędzony w pole karne i otrzymał podanie od Mierzejewskiego. Peszko z 7-8 metrów trafił jednak zaledwie w boczną siatkę. Miał też ustawionego na piątym metrze Błaszczykowskiego, ale całkowicie go zignorował.
Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Biało-czerwoni przegrali w Charkowie z Ukraińcami 0:1 i na ostatnie spotkanie eliminacyjne - na Wembley - pojadą jako turyści. Gospodarze wywalczyli sobie z kolei prawo do gry co najmniej w barażach. Podopieczni Waldemara Fornalika zagrali w piątkowy wieczór niezłe zawody i długimi okresami gry byli zwyczajnie lepsi - ale przegrali jak zawsze.
pr
Ankieta:
Czy Waldemar Fornalik powinien stracić posadę trenera reprezentacji Polski?