Ludzie chcą igrzysk! Tylko dlaczego w Polsce sport jest niepoważnie traktowany?

Ludzie chcą igrzysk! Tylko dlaczego w Polsce sport jest niepoważnie traktowany?

Justyna Święty-Ersetic
Justyna Święty-Ersetic Źródło: Newspix.pl / Imago
Dałem się oszukać. Usłyszałem przed igrzyskami, że medali olimpijskich dla Polski będzie w granicach szesnastu. I uwierzyłem. A później rachunki przestały się zgadzać…

Będąc realistą, bliżej mi jednak do tej optymistycznej strony życia, więc trochę życzeniowo pomyślałem – dobrze, chociaż raz zaufam temu znanemu prezesowi PKOl. W końcu nawet jeśli szacunki są przesadzone, to nadal będzie to pomyłka w słusznej sprawie. Czyli radości z sukcesów Polek i Polaków na igrzyskach olimpijskich.

Igrzyska olimpijskie w Paryżu, czyli biało-czerwona wyliczanka

Jak się już zapewne domyślacie, mina zrzedła mi dość szybko. Dotknęły mnie igrzyska w Paryżu. To były dwa tygodnie emocjonalnej karuzeli, gdzie chwilami można było odnieść wrażenie, że rozdane karty już dawno są oznaczone. Niestety, nie na biało-czerwono.

Takie dwa tygodnie emocji składają się później na różne obrazki. Igrzyska w Paryżu stały się kalendarium polskiego sportu. Medal w pięściarstwie po 32 latach. W kajakarstwie górskim po 24. W siatkówce po 48, dodatkowo idąc tym tropem, w grach zespołowych ponownie po 32. Pierwszy medal w historii polskiego olimpizmu w tenisie. To samo, choć w liczbie mnogiej, można było zapisać po stronie wspinaczki sportowej. Jakże zaskakującej, choć wcale nie bez powodu, z kandydaturą do kolejnego „sportu narodowego”. Trochę tu dowcipkuję, ale dla obu pań Aleksandr, nisko pochylam głowę. Wydaje mi się, że być w czymś pierwszą i trzecią na świecie, brzmi bardzo dobrze.

Niestety, wyliczanka działała też w drugą stronę. Kajakarstwo bez medalu pierwszy raz od igrzysk w Moskwie (1980), nie wliczając bojkotu olimpijskiej imprezy w Los Angeles (1984). Drugim tak poważnym ciosem były lekkoatletyczne starty, z tylko jednym – choć pięknym – medalem Natalii Kaczmarek w biegu na 400 metrów.

A, jeszcze rekord Polski Lidii Chojeckiej, pobity po 24 latach. Dokonała tego Weronika Lizakowska, ale nie dało to olimpijskiego finału na 1500 metrów. Światowa konkurencja najwyraźniej postanowiła nie czekać na polską lekkoatletykę i biegać szybciej. Ale do tego pozwolę sobie jeszcze powrócić.

Polski sport olimpijski, czyli praca po godzinach i za swoje

Choć najbliżej mi do siatkówki czy tenisa, kibicowałem każdej i każdemu, naprawdę, żadna tu kurtuazja. To taki mój nieudawany patriotyzm. Zapewne jestem z nim za pazuchą w hierarchii niżej od tych, co z racami stoją na placach w ustawowo określone dni w roku, ale trwam w nim.

Były łzy Igi Świątek, niosącej na plecach ciężary narodowej (i własnej) odpowiedzialności, kwalifikującej się spokojnie na pomost sztangistek. Zakończenie dominacji polskiego młota, choć z nieco nieszczęśliwym finiszem Anity Włodarczyk, bo dała z siebie wszystko, co w tym momencie kariery, miała. Wreszcie moje ulubione repasaże, które w szczególności w sportach na wodzie czy walki, niemal zawsze przyprawiają o dodatkowe, najczęściej niespełnione nadzieje.

I te trzy przewijające się motywy, prosto z polskiej kadry. Po pierwsze, często sport, jako pasja (czyt. praca) po godzinach i za swoje. Często też niepoliczalne w pieniądzach, bo przecież płacą też rodziny, wspierające prywatne olimpijki i prywatnych olimpijczyków, niezależnie od wyników. A konkurencja? Najczęściej sportowa, w urzędowym czasie pracy. Od takich można wymagać. Naszym bardziej szczerze współczuję.

Paryż 2024: Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?

Uwielbiam ten cytat wypowiedziany przez nieodżałowanego trenera tysiąclecia, Kazimierza Górskiego. Między oczy dostał wówczas Jerzy Engel, kolega po fachu pana Kazia, po mundialu z 2002 roku. Trochę wyciągając te słowa z przeszłości, wyławiam jednak drugi motyw przewodni. Mianowicie – metrykę.

I tu mógłbym jedynie wyzłośliwić się, wskazując na siatkówkę. Bo medal siatkarzy wydaje się być najbardziej systemowy ze wszystkim. Podsłuchałem tego z ust Justyny Kostyry, na antenie Eurosportu, ale to prawda. Polska siatkówka pracowała na to sumiennie przez niemal dwie dekady, jako początek osi czasu biorąc srebrny medal MŚ z 2006 roku. Siatkarze przełamali klątwę/fatum ćwierćfinałów w Paryżu i poszli po swoje. Tu i teraz mogę napisać, że w Los Angeles znowu zagrają w finale olimpijskim. Zaufajcie mi.

Wyzłośliwienie polega jednak nie na chwaleniu siatkówki, a pytaniu: A co z resztą? Ostatnie, przemyślane działanie, jakie przychodzi mi do głowy – wybaczcie zimowy skręt – to efekty Małyszomanii. Pojawili się tacy goście, jak Kamil Stoch, Dawid Kubacki, czy Piotr Żyła, zgarnęli kolejne medale – w tym olimpijskie. I cóż, również mają już dzisiaj swoje lata. Pływanie i Otylia Jędrzejczak? Być może młody polski zespół powalczy w LA 2028. Następcy czy następczynie wspomnianego, polskiego młota? Sztafety lekkoatletyczne, potraktowane – przepraszam, takie mam wrażenie – po macoszemu? Wioślarstwo i kajakarstwo? W każdym z przypadków mam wrażenie, że to w głównej mierze zasługa tych samych nazwisk. Które też potrzebują konkurencji, żeby osiągać lepsze wyniki.

Na koniec będzie ten trzeci motyw. Tragikomiczny absurd życia od bandy do bandy.

Prezes Piesiewicz (bo skoro tak dobrze…), któremu chyba jednak zrzedła nieco mina, co do liczby 16 zmienionej błyskiem szprychy na 10 przez Darię Pikulik. Kolarki torowej, która kilka dni przed zdobyciem tytułu wicemistrzyni olimpijskiej otwarcie mówiła o tym, w czym nie pomógł jej związek sportowy. Na czele ze zgrupowaniami za własne pieniądze czy strojami, które dotarły dzień przed startem na igrzyskach.

Związki i federacje sportowe? Nasłuchaliśmy się i pewnie nie muszę zbyt wiele dodawać.

Jasne, kibic ma prawo wymagać. Sam bym chciał, żeby Polska była najlepsza. Ale jeśli np. nie pozwolimy tym szczątkowym przypadkom młodych-zdolnych zdobyć doświadczenia olimpijskiego, to nie oczekujmy cudów. Plucie w stronę wcześniej wymienionych, którzy poświęcili życie na zawalczenie, jeszcze raz i znowu, o medal, to też nie jest rozwiązanie. Co będę wyjaśniał za każdym razem, kiedy tylko nadarzy się okazja. A nadarzy się, niestety jestem o to spokojny, na pewno.

Radziłbym przyznać się tu i tam do błędów, jakie popełniono. Traktując w pewnym momencie sport, jako jakiś dodatek, niewiele znaczący. Zwłaszcza przy porażkach. Okej, znaczący raz na cztery lata, żeby ogrzać się sukcesem.

Jasne, jest wiele ważniejszych dziedzin życia, funkcjonowania państwa. Wolałbym jednak za ileś tam lat mieć przekonanie, że choć raz, Polak mądry jest przed (kolejną) szkodą. Zrobienie kroku wstecz to żaden wstyd. Spokojne poukładanie, a nawet głębsze zmiany, ale w zamian za puste gadanie.

Kto wie, może dzięki temu w nagrodę, przy kolejnej okazji, przed światem znów wybrzmi Mazurek Dąbrowskiego. Chociaż o raz więcej niż ten raz w Paryżu.

Czytaj też:
Zrównała działaczy z ziemią i zdobyła medal olimpijski! Oto historia Darii Pikulik
Czytaj też:
Julia Szeremeta zapytana wprost o Konfederację. Polka pod naciskiem na igrzyskach

Źródło: WPROST.pl