W ostatnim czasie Radosław Piesiewicz, prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl), jest na cenzurowanym. W organizacji trwają dwie kontrole. Jedna z nich odbywa się na zlecenie Rafała Trzaskowskiego, prezydenta Warszawy, a druga jest prowadzona przez administrację skarbową. W mediach też dochodziło do przepychanek słownym pomiędzy Piesiewiczem i Sławomirem Nitrasem, ministrem sportu i turystyki. Polityk po igrzyskach olimpijskich w Paryżu obiecał, że niepoprawne działania PKOl i jej prezesa zostaną odpowiednio rozliczone.
PPL zrywa umowę z PKOl
Wyszło na jaw choćby to, że na Okęciu Piesiewicz korzystał z odprawy VIP, podobnie zresztą jak jego członkowie rodziny. W przypadku sportowców takich przywilejów już nie było. W tę sprawę były zaangażowane Polskie Porty Lotnicze, które zerwały umowę marketingową z PKOl-em.
W piątek poinformowała o tym rzeczniczka PPL Anna Dermont. Zupełnie inaczej na tę sytuację patrzy PKOl. Wydaje się wręcz, że nie przyjmuje do wiadomości tego, że mogło dojść do rozstania. Za pośrednictwem Polskiej Agencji Prasowej przedstawiono komunikat, z którego można wywnioskować, iż PKOl nie uważa, że umowa została zerwana.
PKOl wywołuje kolejne kontrowersje
Na łamach PAP głos w tej sprawie zabrała rzeczniczka prasowa PKOl Katarzyna Kochaniak-Roman. „Otrzymaliśmy pismo z Polskich Portów Lotniczych. Jego forma nie wywołuje żadnych skutków prawnych, ponieważ w samej umowie przewidziano konkretne powody jej rozwiązania, a one nie zaistniały” – stwierdziła w rozmowie z PAP Kochaniak-Roman.
„Pismo otrzymaliśmy w czwartek. Już na nie odpowiedzieliśmy. Naszym zdaniem umowa nie została wypowiedziana skutecznie. Nie zaszła żadna przesłanka, aby tak się stało” – dodała.
Trzeba zapewne poczekać, jak dalej rozwinie się sytuacja pomiędzy PKOl-em i ważnym partnerem strategicznym. Oczywistym jest natomiast fakt, że Piesiewicz jest w coraz trudniejszej sytuacji.
Czytaj też:
Polska wicemistrzyni olimpijska podbiła serca kibiców. Pozbywa się największej nagrodyCzytaj też:
Nikola Grbić pominął go przy powołaniach. „Przeszedłem już naprawdę dużo”