Boniek: Je... PZPN? To ładna piosenka

Boniek: Je... PZPN? To ładna piosenka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zbigniew Boniek (fot. Piotr Kucza/Newspix.pl)Źródło:Newspix.pl
To bardzo ładna piosenka. Chciałbym tylko, by nie była śpiewana, gdy sędzia się pomyli, bo PZPN nie ma na to wpływu. Gdy jednak kibice śpiewają to po zniknięciu orzełka, mają rację. Powiem tak – jeśli zasłużymy, sam się do tego śpiewu przyłączę - mówi o wyzywającej przyśpiewce kibiców Zbigniew Boniek, nowy prezes PZPN, w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
- W czwartek wieczorem wydawało mi się, że wybory potoczą się tak, jak się potem ułożyły. Ale wszystko mogło się zmienić. Gdy wchodziliśmy na salę, to nikt nie wiedział nawet, w jaki sposób będziemy głosować, było ogromne zamieszanie. Byłem zadowolony, że prezes musi uzyskać bezwzględną większość. Gdyby wystarczyła zwykła większość, byłoby to niesympatyczne, prezes miałby słabszy mandat do rządzenia - mówi Boniek o kulisach wyboru nowego prezesa związku.

Przed wyborami wielu przeciwników nowego prezesa twierdziło, że Boniek wycofa się z wyścigu. - Nie jestem przestraszonym królikiem. Nigdy o tym nie myślałem. Miałem tylko jeden moment, w którym powiedziałem – jeśli któryś z innych kandydatów mnie przekona, że ma lepsze pomysły, ustąpię. Dwóch kandydatur, mniejsza o nazwiska, od początku nie brałem poważnie. Więc skoro zostało trzech, dlaczego miałem się wycofać? - wyjaśnia były piłkarz Juventusu.

Boniek nie przykłada większej wagi do tego, że Roman Kosecki - wiceprezes w jego zarządzie - był jego wyborczym przeciwnikiem. Boniek od początku chciał, aby Kosecki pracował dla niego jako wiceprezes ds. szkolenia. - Pierwszego dnia, gdy zobaczyłem listę kandydatów. Od razu pomyślałem, że jeśli wygram, zaproponuję Romanowi tę funkcję. To jego pasja, poza tym nie musi się zrzekać mandatu poselskiego - mówi nowy prezes i dodaje: - Nie było łatwo z nim rozmawiać, dwa razy wyciągałem rękę, ale zaplecze Romana było w kampanii wyborczej bardzo agresywne. Patrzyłem na to z przymrużeniem oka.

Były reprezentant Polski i szkoleniowiec kadry zdaje sobie sprawę z tego, że przejmuje związek o fatalnej opinii. Chciałby jednak, aby jego praca była rozliczana uczciwie przez kibiców. - To bardzo ładna piosenka. Chciałbym tylko, by nie była śpiewana, gdy sędzia się pomyli, bo PZPN nie ma na to wpływu. Gdy jednak kibice śpiewają to po zniknięciu orzełka, mają rację. Powiem tak – jeśli zasłużymy, sam się do tego śpiewu przyłączę. Dziś za tę piosenkę daje się zakazy stadionowe. Za moich czasów nikt za to nie zostanie ukarany - obiecuje.

pr, przegladsportowy.pl