Nikola Grbić dla „Wprost”: Żaden polski siatkarz nie uważa się za pępek świata. Oni ufają mi, a ja im

Nikola Grbić dla „Wprost”: Żaden polski siatkarz nie uważa się za pępek świata. Oni ufają mi, a ja im

Nikola Grbić
Nikola Grbić Źródło:Newspix.pl / Krzysztof Porebski / PressFocus
Odkąd Nikola Grbić objął polską reprezentację, Biało-Czerwoni z każdej imprezy przywożą medal. W 2023 roku zdobyli już złoto Ligi Narodów i mistrzostw Europy. Przed prowadzonym przez Serba zespołem stoi walka o występ na igrzyskach. Selekcjoner specjalnie dla „Wprost” opowiada m.in. o tym dlaczego nie należy popadać w samozachwyt i z jakiego powodu może uważać się za uprzywilejowanego trenera.

Która polska siatkarka najmocniej mu zaimponowała? Dlaczego przeświadczenie, że męska kadra nie może nie awansować na igrzyska, jest mylne? Jak buduje się jedność graczy po wielu miesiącach wspólnego przebywania i co składa się na siatkarskie bogactwo w Polsce? Selekcjoner złotych medalistów Ligi Narodów i mistrzów Europy w obszernej rozmowie dla „Wprost” wraca pamięcią do przeszłości, skupiając się jednak na tym, co czeka go w najbliższym czasie.

Michał Winiarczyk, „Wprost”: Mieliśmy okazję zobaczyć się w Łodzi, podczas meczu polskich siatkarek. Jakie są pańskie wrażenia z gry zawodniczek Stefano Lavariniego?

Nikola Grbić: To było fajne widowisko. W meczu z Włochami Polska męczyła się z serwisem, podobnie jak w przypadku starcia z Niemcami, ale znów udało im się odmienić losy meczu i wygrać ważne starcie. Pojedynek z Italią był jak finał jakichś mistrzostw. Czuło się klimat pucharowy, że ten, kto wygra, przechodzi dalej. Siatkarki po obu stronach też pewnie odczuwały presję.

Podobało mi się to, jak Polki radziły sobie z problemami. Udawało im się odwracać losy setów, a w końcówce mocno zaznaczyć swoją przewagę w spotkaniu. Finalnie otrzymały wielką nagrodę. Na rok przed igrzyskami mogą być spokojni o występy w Paryżu. Wiele reprezentacji nie dawało im wielkich szans na awans poprzez turniej, a one pokonując dwie czołowe ekipy świata – Włochy i USA – pokazały, że zasłużyły na walkę na igrzyskach.

Gdyby mógł pan wybrać swoją polską MVP turnieju, to na kogo by padło?

Numer 11.

Martyna Łukasik.

Podobała mi się gra tej przyjmującej. Nie oglądałem wszystkich meczów, ale biorąc pod uwagę to, co widziałem, to właśnie ona zrobiła na mnie największe wrażenie. Ale myślę, że to też zasługa rozgrywającej. Jeśli masz w zespole zawodniczkę pokroju Joanny Wołosz, która gra szybko i dokładnie, która wie jak grać pod konkretne siatkarki, to masz naprawdę ułatwione zadanie.

Przechodząc do męskiej siatkówki – jak spożytkował pan krótkie wolne po mistrzostwach Europy?

Nie było czasu na reset głowy. Skorzystałem z paru dni wolnych, by zobaczyć się z rodziną. Później znów spotkaliśmy się w Spale i to był pewnego rodzaju reset. Zamknęliśmy rozdział o nazwie mistrzostwa Europy, a zaczęliśmy patrzyć na to, co jest przed nami, czyli na turniej kwalifikacyjny. Podobnie było po Lidze Narodów. Wtedy mieliśmy trochę dłuższe wolne, ale również na początku zgrupowania przed mistrzostwami powiedziałem: „Chłopaki, jesteście super, wykonaliście fantastyczną robotę, ale teraz jest kolejny cel do osiągnięcia. Zaczynamy od zera i pracujemy nad elementami, które są do poprawy”. I zrobili to, skupili się na pracy.

W Zakopanem naprawdę mocno harowali. Podczas Memoriału Wagnera nie byliśmy nawet blisko optymalnej formy, ale z góry zakładaliśmy, że tak będzie. Najważniejsze, że chłopaki byli najlepsi wtedy, kiedy trzeba było być najlepszym. Teraz muszą zrobić to po raz kolejny.

Wiem, że ten kalendarz jest długi. To chyba najdłuższy sezon reprezentacyjny, jaki pamiętam zarówno jako trener, jak i jako były siatkarz. Realia są takie, że najważniejszy turniej jest dopiero przed nami. Musimy się zakwalifikować na igrzyska i – co ważne – musimy to zrobić już teraz. Chodzi o to, abyśmy z wielkim spokojem mogli przygotowywać się na przyszły rok i zmagania w Paryżu, bez spoglądania w ranking.

instagram

Jak z perspektywy trenera wygląda przygotowanie zespołu do najważniejszej imprezy roku wiedząc, że wygrało się Ligę Narodów i mistrzostwo Europy?

To jest… problematyczna sprawa. Podświadomie możemy sami sobie stworzyć kłopoty. Możesz to sobie wyobrazić, co by się działo, gdybyśmy polecieli do Chin z nastawieniem „wygraliśmy Ligę Narodów, wygraliśmy mistrzostwo Europy, kto nam może podskoczyć?”.

Spójrzmy na to z kim graliśmy od ćwierćfinałów VNL i EuroVolley – Brazylia, Japonia, USA, Serbia, Słowenia, Włochy. To sześć piekielnie mocnych ekip, z którymi trudno nam się grało. Z żadnym z nich nie zmierzymy się w turnieju kwalifikacyjnym. Teoretycznie jedynym zespołem z grona – nazwijmy to – czołówki światowej na tych zmaganiach oprócz nas będzie Argentyna. I to jest właśnie problem.

Obawia się pan, że siatkarze zlekceważą rywali?

Po zdobyciu dwóch złotych medali i pokonaniu najlepszych ekip świata podświadomie może u zawodnika wystąpić rozluźnienie.Jesteśmy w takim miejscu, że nie możemy sobie pozwolić na relaks. Każdy będzie się spinał na mecze z Polską. Po pierwsze dlatego, że do wywalczenia są dwa bilety na igrzyska. Po drugie, zwycięstwo nad nami to potężny zastrzyk punktów do rankingu FIVB, bo znajdujemy się na pierwszym miejscu. Spodziewam się, że każdy będzie walecznie nastawiał się na starcie z nami. Musimy być ostrożni, bo jeśli zejdziemy z poziomu, który prezentowaliśmy w poprzednich miesiącach i pogubimy koncentracje, to sami sobie stworzymy gorsze warunki do awansu.

Kolejną „szansą” do zgubienia koncentracji może być myśl, że jeśli nie przez turniej, to na pewno przez ranking Polacy zdobędą kwalifikację na igrzyska.

Świetnie, że o tym wspomniałeś. Chłopakom już też to tłumaczyłem. Zakładam, że nie będą tak myśleć, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto im o tym przypomni np. podczas wywiadu. Przeczytają artykuł, gdzie będzie napisane, że nie ma co się przejmować wynikami, bo i tak zagrają na igrzyskach z rankingu. Że mogą mieć wywalone, a i tak polecą do Paryża. To kompletnie nie ma związku z prawdą.

Tak, dzisiaj jesteśmy pierwsi. Gdy zaczniemy przegrywać, będziemy tracić punkty – i to bardzo wiele punktów. Możemy spaść w rankingu, bo nie będziemy przy porażkach wiecznie utrzymywać się na pierwszym miejscu. Przyszłoroczna Liga Narodów może być szczególnie groźna. Wyobraź sobie sytuację, że – odpukać – nie zdobywamy kwalifikacji w Chinach. Przecież w takiej sytuacji musiałbym od początku grać VNL najmocniejszym składem, by utrzymać punkty w rankingu. To jest absolutnie konieczne, by zapewnić sobie awans na igrzyskach już teraz. Ze spokojną głową będziemy mogli przygotować się na kolejny sezon.

Co pan może zrobić, by zawodnicy nie myśleli o trudach sezonu i zbliżających się, równie wymagających rozgrywkach klubowych?

Najważniejsze jest to, aby myśleć o pojedynczych krokach, o teraźniejszości. Jeśli już teraz myślisz o tym, co będzie cię czekać po turnieju, to znaczy, że w głowie myślisz już o przyszłości. Oczywiście, to prędzej czy później cię dopadnie, ale zamartwianie się teraz niczego nie zmieni, a tylko pogorszy sprawę, bo stracisz koncentrację nad tym, co czeka cię dziś. Co rusz mówię chłopakom, żeby skupiali się nad tym, co jest przed nimi tu i teraz, na widoku. Pierwszym rywalem są Belgowie i myślimy o nich. Po meczu zaczniemy myśleć o Bułgarii, kolejnym przeciwniku. Jeśli skupisz się na tych detalach, to samoczynnie odrzucasz myśli o przeszłości czy przyszłości.

Jak się pan odnajduje w nowej formule walki o igrzyska?

Jeśli mam być szczery, to jest znacznie sprawiedliwsza niż poprzednia, a co za tym odpowiedniejsza. Wcześniejsza sprawiała, że mieliśmy na turnieju olimpijskim ekipy pokroju Meksyku czy Wenezueli, które odstawały od czołówki. To nie był najmocniejszy turniej pod względem sportowym, choć wiadomo, że igrzyska zawsze będą miały prestiż. Przy całym szacunku dla wspomnianych reprezentacji, oni by nawet nie przeszli do najlepszej szesnastki mistrzostw Europy. Dodatkowo bolało to, że mocne zespoły takie jak Serbia, Słowenia, Niemcy z tego powodu nie łapały się do turnieju. Nie byłem fanem starego faworyzowania poprzez klucz geograficzny.

Podoba mi się także format kwalifikacji olimpijskich do igrzysk w Los Angeles. Będzie promował siatkarską jakość i sukcesy, a nie położenie na mapie świata. Wygranie mistrzostwa Europy albo zajęcie miejsca na podium mistrzostw świata nie jest łatwą sprawą. Jeśli tego dokonasz, to znaczy, że naprawdę nadajesz się na walkę o medal olimpijski.

Nieobecność Bartosza Kurka jest dla pana kłopotem?

ma problem z biodrem, więc nie miałem wątpliwości, aby sięgnąć po Bartłomieja Bołądzia. Nie mogliśmy w takim krótkim czasie rozwiązać jego zdrowotnej sprawy. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie, jeśli skupi się na powrocie do zdrowia w kontekście zbliżającego się sezonu klubowego. To ważne, bo mowa tu o sezonie olimpijskim.

Z pewnością dla Bartka to trudny okres. Nie mógł wspomóc zespołu na boisku w finałach Ligi Narodów i mistrzostw Europy. On czy „Bieniu” (Mateusz Bieniek – przyp. M.W) są ważni dla kadry, ale musimy sobie radzić z tymi zawodnikami, którzy są teraz dostępni – im też nie brakuje siatkarskiej jakości. W ubiegłym roku występowaliśmy bez Wilfredo Leona i Norberta Hubera. Teraz też nie mamy wszystkich graczy, a mimo to zachowujemy świetny poziom sportowy. Liczę na to, że tak samo będzie w przyszłości.

Drzemią w panu obawy o zdrowie zawodników w kontekście przyszłego sezonu olimpijskiego? Zaraz po turnieju zaczną się rozgrywki klubowe, który dla czołowych polskich siatkarzy grających w Lidze Mistrzów może być bardzo wyczerpujące.

Oczywiście. Obawy potęguje fakt, że przez dwadzieścia lat sam byłem na ich miejscu i wiem, jak to wygląda. Mam nadzieję, że trenerzy podejdą do nich ze zrozumieniem i dadzą im z siedem dni na odpoczynek. Przez ten czas nie stracą formy, a uwierz mi, nawet taki tydzień może dać wyczerpanemu siatkarzowi ulgę, szczególne psychiczną. Rozumiem też obawy siatkarzy. Jak na dobre wejdą w sezon, to czeka ich gra co trzy dni.

Ivan Miljković powiedział mi kiedyś, że w złotej kadrze Jugosławii z Sydney nie wszyscy byli ze sobą przyjaciółmi, ale każdy potrafił odstawić niesnaski na bok. Jak zarządzać zespołem pełnym charakteru przez tyle miesięcy, by ten wciąż się dobrze dogadywał?

Wydaje mi się, że każdy zawodnik zdaje sobie sprawę z roli, jaką odgrywa w tym zespole. Żaden gracz nie uważa, że wszystko w kadrze dzieje się wokół niego.

Nikt nie jest pępkiem świata.

Otóż to. Od początku mojej pracy w Polsce zawodnicy wielokrotnie udowodnili, że nawet pomimo braku ważnych graczy, a także pomimo wielkich sukcesów, wciąż trzymają się mocno ziemi. Ważne jest to, że ich ego na czas treningów i meczów pozostaje poza boiskiem. Jako były siatkarz widzę to, że potrafią odpuścić własne, czysto indywidualne ambicje dla drużynowego sukcesu. Nikt nie robi zamieszania o to, jaką rolę ma w zespole. Każdy bez zająknięcia akceptuje moje decyzje. Jednych widzę w roli podstawowych graczy, innych w roli zmienników. Gdy postanawiam zmienić coś w składzie, każdy to przyjmuje z pokorą.

Pewnie pamiętasz jak w przeszłości siatkarze trzymali w rękach tabliczki z numerem przy zmianach w trakcie meczu. Wiele razy widziałem zawodników, którzy rzucali nimi o ziemię ze zdenerwowania, bo zostali ściągnięci przez trenera. Tutaj czegoś takiego nie ma i nie chodzi mi o to, że już nie używa się tabliczek (śmiech). Odkąd tu pracuje nie spotkałem się z przejawem złego zachowania, buntu czy ekspresyjną złością ze względu na to, jaką decyzję podjąłem.

Każdy podstawowy gracz zdaje sobie sprawę, że może zostać zmieniony, a każdy zmiennik akceptuje to, że może grać mniej niż część kolegów. Nikt nie widzi w tym przejawu faworyzowania. Oni ufają mi, a ja im. Wiem, że mam szeroki skład zawodników. Wiem, że ktoś może mieć słabszy dzień, a wtedy w jego miejsce wstawię innego gracza. Chłopaki to akceptują, bo chcą, aby wygrał zespół. Mamy wielką jedność w zespole, co bardzo mi się podoba.

Jaki czynnik odegra największą rolę w zapewnieniu kwalifikacji olimpijskich?

Koncentracja jest czymś oczywistym, więc wspomnę o kontynuacji. Potrzebujemy podtrzymania formy z poprzednich imprez, by dalej grać na najwyższym możliwym poziomie. Jeśli będziemy grać na przykład z Meksykiem, to lepiej jest się spiąć i wygrać w godzinę niż teoretycznie oszczędzać siły i grać dłużej, bo nie na sto procent. Przeciwnik potrafi wyczuć, że nie dajesz z siebie wszystkiego. Jeśli Meksykanie zobaczą po nas i po wyniku, że mają szansę, to przy wyrównanej grze, zapłacimy podwójną cenę. Do gry wejdzie również stres i frustracja. Musimy do każdego rywala podchodzić tak samo, z nastawieniem: „dajemy z siebie 100 procent, wygrywamy najpewniej jak to tylko możliwe i lecimy dalej”. Chcę by tak było od pierwszego meczu z Belgią do ostatniego z Chinami.

Oleh Płotnycki powiedział mi, że jest pan bardzo uprzywilejowany. Ma pan warunki do pracy, których może pozazdrościć niemal cały świat siatkówki. Bruno Lima z kolei stwierdził, że polski dziesiąty przyjmujący byłby podstawowym graczem w większości innych zespołów.

Ma rację. Dysponujemy naprawdę szeroką ławką rezerwowych. W kadrze mam teraz pięciu przyjmujących, a myślę, że poza nią jest przynajmniej dwóch, trzech innych, którzy mogliby tu być i nikt nie skrytykowałby mnie za powołanie ze względu na niedostateczne umiejętności. Mamy naprawdę bogatą reprezentację pod względem sportowym. Historia pokazała jednak, że nie zawsze złote medale zgarniają najbardziej utalentowane czy najsilniejsze zespoły.

Na obecny poziom polskiej kadry składa się praca federacji. Nie chodzi mi o moją kadencję, tylko o wcześniejsze lata, a nawet dekady. To, co dzisiaj oglądamy, to owoce działań podjętych przynajmniej kilkanaście lat temu. To skutek organizacji i inwestycji, które były czynione z długofalowym myśleniem. Obecne bogactwo zawodników na najwyższym poziomie mnie nie zaskakuje.

Mówi się, że cierpliwość popłaca.

I tak jest. Myślę, że jeszcze tylko Włosi mogą pochwalić się tak długoterminową strategią rozwoju graczy. To też jest lekcja cierpliwości. Italia może w ubiegłej dekadzie nie osiągała sukcesów tak hurtowo jak teraz, ale za to stworzyła sobie Lavię czy Michieletto, którzy w dobrym zdrowiu i formie będą grać dla nich jeszcze długo. Dodatkowo sam pewnie zwracasz uwagę na rozgrywki młodzieżowe i widzisz, ile sukcesów osiągają na juniorskich mistrzostwach.

Tak, jestem uprzywilejowany, bo mogę korzystać ze świetnej infrastruktury. Jako cały zespół mamy świetne warunki do treningu, spania i podróży. Dawno temu w Serbii nie mieliśmy co marzyć o podobnych udogodnieniach. Nie było też takich pieniędzy jak dziś. Oczywiście, super warunki nie zdobędą za ciebie mistrzostwa olimpijskiego. Zdobyliśmy w 2000 roku złoto nie mając żadnych luksusów. Niemniej, to co mamy teraz w Polsce z pewnością znaczącą pomaga siatkarzom, szczególnie przy tak napiętym kalendarzu.

Czego nauczył pana do tej pory ten sezon?

Może nie wpoił mi czegoś nowego, ale potwierdził coś, z czym funkcjonowałem od dawna. Już jako gracz wiedziałem, że jeśli od początku do końca jesteś skupiony na celu oraz z wielką motywacją i dyscypliną harujesz na sto procent, to masz znacznie większe szanse, by zakończyć zmagania jako zwycięzca. W tym roku właśnie tak postępowaliśmy. Wiem, że gdybyśmy nie wygrali dwóch złotych medali, to trudno byłoby mi „sprzedać” to, co teraz mówię, ale zwycięstwa stanowiły potwierdzenie słuszności mentalności, która od lat siedzi w mojej głowie. To najpiękniejszy sezon, jaki przeżywam jako trener, ale… te wszystkie piękne chwile są już za nami. To przeszłość, a jak mówiłem – liczy się to, co widzimy teraz na horyzoncie.

Czytaj też:
Deklaracja Sebastiana Świderskiego ucieszy kibiców. Chodzi o kolejne turnieje w Polsce
Czytaj też:
Karol Kłos zaskoczył kibiców. Wystarczy wypełnić „podanie”, by oglądać mecze Polaków

Źródło: WPROST.pl