Polscy siatkarze są póki co niepokonani w chińskim Xi’an. Choć zwycięstwa nie przychodzą im tak łatwo, jakby tego oczekiwała część kibiców, to najważniejszy jest bilans wygranych, a ten jest perfekcyjny. Siatkarze Nikoli Grbicia potrzebowali pięciu setów do pokonania Belgii i Kanady oraz trzech na Bułgarów. Teraz przed nimi rywal będący teoretycznie czerwoną latarnią.
Nikola Grbić tłumaczy się z niecodziennej pozycji Śliwki
Polacy z Meksykiem mierzyli się w ubiegłym roku podczas mistrzostw świata w Polsce. Bez problemu pokonali rywali 3:0. Teraz także nikt nie spodziewa się innego scenariusza, choć Biało-Czerwoni podejdą do spotkania po wyczerpującym boju z Kanadą. Zespół prowadzony przez szkoleniowca Grupa Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle, Tuomasa Sammelvuo, sprawił olbrzymie kłopoty, a inne wyniki w grupie pokazują, że mecz z Polską nie był wyjątkiem.
Nikola Grbić decydował się w spotkaniu na liczne zmiany. Często korzystał z podwójnej zmiany Grzegorz Łomacz/Bartłomiej Bołądź za Marcina Janusza i Łukasza Kaczmarka, ale przynosiło to aż tak dobrych efektów. Kibice mogli być zdziwieni, gdy Serb wprowadził na boisko w roli atakującego Aleksandra Śliwkę. Nominalny przyjmujący grał niewiele w meczu, ale jego wejście było elementem taktyki selekcjonera mistrzów Europy.
– Taktyka rywali była taka, że w momencie, kiedy Łukasz Kaczmarek był w drugiej linii, zasłaniali połowę siatki. Dobrą rzeczą było więc to, że przyjmowaliśmy poprawnie, dzięki czemu mogliśmy iść przez środek w tej części seta. Widziałem jednak, że przeciwnicy ruszali się za bardzo i pozostawili Łukasza bez bloku. Potrzebowałem więc Śliwki, ponieważ gra dość szybko. Był potrzebny, by przynajmniej wywołać niepewność u rywala, jeśli chodzi o możliwy atak – powiedział Grbić dla TVP Sport.
Polska walczy o wyjazd na igrzyska olimpijskie
Po rozegraniu spotkania z Meksykiem siatkarze otrzymają dzień wolny. Zmagania w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich zakończą się 8 września.
Czytaj też:
Duże wyzwanie przed Michałem Winiarskim. Na drodze stoją potęgiCzytaj też:
Kamil Semeniuk zrobił coś wyjątkowego. Trener Nikola Grbić kolejny raz miał rację