Na piątek 3 lutego zaplanowano nie tylko kwalifikacje do zawodów indywidualnych w Willingen, lecz również drużynową rywalizację mikstową. Mało brakowało, a ta zakończyłaby się tragedią, ze względu na arcytrudne warunki atmosferyczne, a także kontrowersyjne decyzje jury. Timi Zajc był bardzo blisko odniesienia groźnej kontuzji po swoim rekordowym skoku.
Skoki narciarskie w Willingen. Wiatr był wyjątkowo niebezpieczny
Już w trakcie pierwszego treningu skoczków pojawiły się sygnały, że wiatr może namieszać w zawodach. Na przykład Ziga Jelar wykorzystał potężny podmuch pod narty i poleciał na 154,5 metra. Jemu udało się ustać tę próbę, ale kontrolerom powinna zapalić się czerwona lampka. Mimo tego jury postanowiło zrobić wszystko, aby mikst się odbył.
W nim samym działy się szalone rzeczy. Yuki Ito osiągnęła bowiem identyczną odległość co wspomniany Słoweniec, lecz przy lądowaniu przeciążenie było zbyt duże, więc upadła na plecy, a następnie uderzyła głową o zeskok. Nawet po tym wydarzeniu zawodów nie przerwano.
Timi Zajc był blisko tragedii w Willingen
Wiatr cały czas szalał i znów dał się we znaki jednemu ze sportowców. Tym razem padło na Timiego Zajca. Po długim oczekiwaniu dostał zielone światło i pofrunął na 161,5 metra. Mało tego, świadomie sam skracał swój lot, a i tak wylądował niemal na płaskiej części skoczni. Po kontakcie z podłożem również runął na ziemię i złapał się za kolano.
Na szczęście po krótkiej chwili Słoweniec wstał i był w stanie samodzielnie się poruszać. Stan zdrowia skoczka zostanie sprawdzony w dokładniejszych badaniach. Dopiero po tym wydarzeniu jury poszło po rozum do głowy i odwołało drugą serię miksta, a także kwalifikacje.
Skoki narciarskie. Klasyfikacja końcowa miksta w Willingen
1. Norwegia – 450,6 punktu
2. Austria – 415,1
3. Niemcy – 409,8
4. Japonia – 375,8
5. Słowenia – 367,4
6. USA – 270
7. Włochy – 208,8
8. Rumunia – 81,5
Czytaj też:
Polak medalistą mistrzostw świata juniorów w skokach! Polska kilka lat czekała na ten krążekCzytaj też:
Polskiego skoczka stać na więcej? Wymijająca odpowiedź Thomasa Thurnbichlera