Na inaugurację Rolanda Garrosa Hubert Hurkacz nieoczekiwanie miał spore problemy, by pokonać Japończyka Shintaro Mochizukiego. Polak przegrywał w setach już 1:2, ale ostatecznie odwrócił losy rywalizacji. Przypomniał nam o tym, że w turniejach wielkoszlemowych często ma tendencję do grania pięciosetówek, które nie zawsze kończą się happy-endem. Na szczęście tym razem 8. tenisista świata pokonał rywala i w II rundzie paryskiej imprezy trafił na Amerykanina Brandona Nakashimę.
Deszcz przeszkadzał Hurkaczowi i Nakashimie
Mecz pomiędzy Polakiem i reprezentantem USA rozpoczął się w środę. Przy stanie 6:5 dla Nakashimy nad Paryżem rozpętała się ulewa, a potem pogoda także nie rozpieszczała, więc organizatorzy zadecydowali, że rywalizacja zostanie dokończona w czwartek. Wznowienie nastąpiło od serwisu Hurkacza, który go utrzymał, a potem nastąpił tie break, gdzie wyraźnie lepszy był Nakashima. Nasz zawodnik popełnił kilka błędów, które sprawiły, że przegrał dogrywkę w pierwszym secie wynikiem 2-7. Łącznie Hurkacz popełnił w pierwszej odsłonie zapisał przy swoim nazwisku 20 niewymuszonych błędów, a przeciwnik ledwie 5.
W drugim secie widzieliśmy już zupełnie inne granie ze strony Hurkacza. Wydawało się, że do precyzji Polak dołożył jeszcze większą cierpliwość. Dużo więcej korzyści czerpał też w polu serwisowym, co przecież zazwyczaj było jego atutem. Choć pierwsze akcje drugiej partii należały do Nakashimy, to potem dominował wrocławianin. Najpierw nie dał się przełamać, a potem miał aż trzy break pointy w kolejnym gemie. Wykorzystał swoją szansę i się rozpędził. Polak rozpoczął seta od prowadzenia 5:0 i była nawet szansa na bajgla, ale Nakashima się przed tym wybronił. Mimo wszystko wynik 6:1 robił wrażenie.
W trzeciej partii znów zawodnikom zaczął przeszkadzać deszcz. Przy stanie 1:1 mecz przerwano, a tenisiści opuścili kort. Tym razem jednak przerwa nie trwała bardzo długo. Po powrocie do rywalizacji Hurkacz nie przestawał zachwycać. Znów jego atutem był serwis. W ciągu całego trzeciego seta po pierwszym podaniu uzyskał 92 procent możliwych punktów. Ostatecznie Polak wygrał 6:3, przełamując przeciwnika dwukrotnie, w tym także w ostatnim gemie seta. Nasz zawodnik miał na liczniku w tej odsłonie gry zaledwie 4 niewymuszone błędy, co pokazywało jego klasę.
Hurkacz obniżył poziom. Nieduże nerwy na korcie
Hurkacz prowadził po trzeciej partii 2:1 w setach, ale w kolejnej odsłonie nieco obniżył swój poziom, a Nakashima poprawił serwis. W dodatku wykazywał się poprawną grą w wymianach. Nagle znów stał się trudnym przeciwnikiem dla Polaka. Przez chwilę nad kortem natomiast znów padało, ale Polak nie chciał, by przerywano grę. Liczył, że domknie spotkanie, a to nie było łatwe. Mieliśmy sytuację podobną do tej z pierwszej partii, ponieważ nie dokonywano przełamań. Niestety przy stanie 5:5 znów się rozpadało, a kort został przykryty specjalną plandeką.
Po kilku godzinach Hurkacz i Nakashima wrócili na obiekt. Polak szybko utrzymał własne podanie, a potem gdy serwował rywal, to pojawiła się pierwsza piłka meczowa. Niestety „Hubi” jej nie wykorzystał, a potem po kilku akcjach Amerykanin wyrwał gema i doprowadził do tie breaka. W nim dochodziło do kilku zwrotów akcji, ale ostatecznie lepszy okazał się nasz tenisista, który zwyciężył 7-5!
Czytaj też:
Iga Świątek wygrała thriller, a potem padły te słowa do kibiców. „Ciężkie do zaakceptowania”Czytaj też:
Popłakała się po genialnym meczu z Igą Świątek. Ujawniła, co zapisała w pamiętniku