Tak wyglądają sportowe realia w Polsce. „Nie widzimy w sportowcach człowieka”

Tak wyglądają sportowe realia w Polsce. „Nie widzimy w sportowcach człowieka”

Matylda Olek-Stępień
Matylda Olek-Stępień Źródło: Nela Dymopulos-Kusto
Krytyka Igi Świątek czy Roberta Lewandowskiego? Sport jako wyjątkowy niedoceniany styl życia? To tylko dwa z wielu wątków, o których specjalnie dla „Wprost” opowiedziała Matylda Olek-Stępień, ceniona psycholożka sportu.

Niezależnie od tego, czy ktoś się sportem interesuje, czy niekoniecznie, takowy funkcjonuje w codzienności – dając mnóstwo emocji. Ich upust często widoczny jest za to w mediach społecznościowych, zwłaszcza pod adresem takich postaci, jak Iga Świątek czy Robert Lewandowski. Ale też reprezentacja Polski siatkarzy, o ile akurat panowie nie zdobędą „obowiązkowego” (w oczach kibiców) turniejowego złota.

Magister Matylda Olek-Stępień to twórczyni „Głowy w Formie”, szczególnego miejsca na mapie psychologii sportu w Polsce. Psycholożka z ponad dziesięcioletnim doświadczeniem pracy w sporcie, mająca na koncie ponad 4000 godzin konsultacji z przedstawicielami ponad dwudziestu dyscyplin sportowych.

A do tego była siatkarka, instruktorka narciarstwa alpejskiego i wreszcie wykładowczyni akademicka Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu. W specjalnej rozmowie dla Wprost.pl, opowiada o nie zawsze dostrzeganej, a bardzo istotnej twarzy sportu. Tej, którą nasza rozmówczyni zajmuje się na co dzień, starając się zmienić nastawienie Polek i Polaków.

Rozmowa z Matyldą Olek-Stępień, doświadczoną psycholożką sportu

Maciej Piasecki (Wprost.pl): Psychologia sportu jest w cenie, czujecie się potrzebni, czy pełnicie głównie role „strażaków” w kryzysie?

Matylda Olek-Stępień (psycholożka sportu): Wskazałabym dwa kierunki. Coraz częściej zdarza mi się, że ktoś przychodzi po to, żeby zadbać o zawodników, zawodniczki, generalnie o zespół holistycznie i całościowo. I faktycznie mają świadomość, że ten rodzaj przygotowania jest po prostu ważny w sporcie. To pokazuje dobrą tendencję wśród osób z którymi pracujemy.

Czyli jednak mądry Polak przed szkodą?

Jak się okazuje, tak. O tym zresztą opowiadamy, wskazując szerzej na pracę psychologiczną. Bo faktycznie możemy inaczej poukładać naszą codzienność. A dodatkowo jesteśmy w stanie wyposażyć zawodnika czy zawodniczki w narzędzia i umiejętności mentalne po to, żeby w kryzysie, w trudnym momencie, potrafili bądź potrafiły z nich korzystać.

Co do roli „strażaka”, o której wspominałeś na początku, jeśli ktoś przychodzi faktycznie wtedy, kiedy się już „pali”, szuka tej magicznej „gaśnicy”, to jest już inny proces, gdzie skupiamy się raczej na narzędziach charakterystycznych dla interwencji psychologicznej w sporcie niż treningu umiejętności. Takie sytuacje oczywiście nadal mają miejsce, ale całościowo – świadomość wzrasta i jesteśmy w cenie również na tych początkowych, dużo spokojniejszych etapach funkcjonowania w sporcie.

Jako psychologowie sportu obcujemy głównie z osobami otwartymi na tą współpracę. To jest swego rodzaju „bańka”, w której funkcjonujemy. W perspektywie psychoedukacji, tak już czysto społecznie, wychodząc z „bańki”, na pewno mamy jeszcze wspólnie dużo do zrobienia.

Co dokładnie masz na myśli?

Choćby kontekst kultury kibicowania, patrzenia na proces sportowy poszczególnych zawodników. Ale też wymagania wobec danych drużyn. Pojawia się kilka przykładów z naszego podwórka, np. reprezentacji Polski siatkarzy, czy Igi Świątek.

Częściej pracujesz z mężczyznami czy kobietami?

Z mężczyznami. Dodatkowo dużo czasu spędzam pracując z młodzieżą w sporcie. Do tego półprofesjonalistami, czyli osobami, które zdecydowały się uprawiać dany sport, ale nie jest on dofinansowywany na tyle, żeby można było mówić o pełnym profesjonalizmie. Choć zaznaczam, że ich uczestnictwo i rywalizacja, dążenie do osiągnięcia wyniku sportowego, jest bardzo profesjonalne.

A bardziej sporty indywidualne czy drużynowe dominują w twoim grafiku?

Tu bywa różnie. Dużo mam zawodników z pływania, triathlonu, kolarstwa.

Jest też siatkówka, która jest dyscypliną mi najbliższą, bo sama ją uprawiałam, więc mam trochę inną soczewkę – wcześniej przez rolę zawodniczki, teraz jako psycholog sportu.

Do tego pracuję również z przedstawicielami sportów zimowych. Nie prowadzę jednak takich statystyk, czy nie spoglądam na tendencję. Patrzę przede wszystkim na człowieka, który jest w danej dyscyplinie, że przychodzi do mnie i potrzebuje wsparcia.

Siła mentalna a forma sportowa. Jak duże są ich zależności?

Forma sportowa jest oceniana przez pryzmat potencjału zawodnika. Czyli mówimy o jego dyspozycji technicznej i fizycznej. Natomiast siła mentalna na pewno jest jakąś umiejętnością i narzędziem, które mogę wykorzystywać do tego, żeby ten potencjał pokazać w najważniejszych – dla mnie, jako zawodniczki czy zawodnika – okolicznościach. Taką widzę zależność. I faktycznie to jest tak, że zawodnicy i zawodniczki czasem mają wysoką formę sportową, ale nie do końca potrafią przełożyć ją na moment rywalizacji.

Gdybym miała powiedzieć, z czym najczęściej dzwonią trenerzy, zawodnicy, rodzice, to właśnie to. Na treningach jest wszystko okej, widać, na co stać tę zawodniczkę, umiejętności są naprawdę wysokie. Natomiast jak jedziemy na zawody, to dzieje się coś takiego, że blokuje ją przed pokazaniem pełni swoich możliwości.

Dlatego też często podkreślam, że ta siła mentalna jest umiejętnością, którą można trenować w sposób długofalowy. Trochę podobnie, jak formę fizyczną. Podchodzić do tego, jak do treningu umiejętności psychologicznych.

Wspominałaś o siatkówce i wyjątkowym miejscu tego sportu w twoim życiu. Wychodzi na to, że panowie siatkarze umiejętności wykorzystania siły mentalnej, mają na wysokim poziomie. I to od wielu lat.

To prawda. Zaznaczmy jednak, że nie jestem w sztabie reprezentacji Polski, więc mogę jedynie opierać się na obserwacjach z boku. Zarówno reakcje w trakcie rywalizacji, jak i sposób, w jakim o niej mówią, co robią w kontekście nabywania siły mentalnej, pozwala twierdzić, że to jest bardzo świadoma grupa.

To, co przyciąga moją uwagę, to wypowiedzi trenera Nikoli Grbicia. Pamiętam, że już na początku jego pracy w roli selekcjonera Polaków, jeden cytat wyjątkowo mnie zainteresował. Serb stwierdził, że przyszedł do reprezentacji Polski po to, żeby zostać mistrzem olimpijskim jako trener. Ale gdybym skupił się na tym celu, a nie na procesie i drodze, które mają do niego prowadzić, to myślę, że nigdy tymi medalistami olimpijskimi byśmy nie zostali. Skupienie się na drodze, na procesie prowadzącym do celu, to jest właśnie to, co może człowieka dodatkowo rozwinąć. I cieszyć, dawać satysfakcję. Mam wrażenie, że właśnie w taki sposób jest prowadzona reprezentacja Polski siatkarzy.

Wcześniej podobnie było pod batutą Grbicia w czasach jego pracy w barwach ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Czyli koncentracja na zadaniach, każdej pojedynczej piłce, meczu i zwycięstwie w drodze po coś naprawdę wielkiego na koniec drogi.

The most important ball is the next ball – to często powtarzane zdanie w siatkówce. Spotykam się z nim regularnie, to jest cześć pracy w tym sporcie. To, co wyróżnia siatkówkę, to wysoka dynamika gry i to przejście: punkt i reset, ponownie punkt i reset.

Dodałbym, że siatkówka jest sportem zależności. Kolegi od kolegi czy koleżanki od koleżanki, tego, co i jak kto wykona na boisku. Zgodzisz się?

Tak, podpisałabym się pod takim określeniem. Nieprzypadkowo zresztą siatkówkę wskazuje się, jako jeden z najbardziej zespołowych sportów drużynowych.

Pamiętam, że przy pewnym projekcie edukacyjnym rozbieraliśmy siatkówkę na części. Mówiłam o jej psychologicznych aspektach. Zwracam często uwagę na dwie pozycje na boisku, libero i rozgrywający. Może nie przez tego pierwszego, ale przez rozgrywającego przechodzi praktycznie każda akcja. To pozycja, które wiąże się z wysoką odpowiedzialnością. I też miałam i mam okazje najwięcej razy współpracować właśnie z rozgrywającymi. Umiejętność poradzenia sobie z niedokładnością, błędem komunikacyjnym są ważne do funkcjonowania właściwie całego zespołu na boisku.

Proces rekoncentracji czyli świadomego i celowego powrotu uwagi do zadaniu „tu i teraz”, po rozproszeniu czy błędzie, jest zresztą jedną z kluczowych umiejętności całościowo w siatkówce, nie tylko w przypadku rozgrywających.

Indywidualiści mają zatem najtrudniej w siatkówce?

A co dokładnie rozumiesz pod pojęciem „indywidualności”?

Zostając przy męskiej części, mam na myśli typowego „samca alfa”. I zderzeniu ze wspomnianymi zależnościami siatkarskimi, niekoniecznie zawsze łatwymi do pogodzenia w codziennym funkcjonowaniu.

Siatkówka już różne rzeczy widziała, sam dobrze to wiesz (śmiech).

Z perspektywy psychologii społecznej i funkcjonowania w grupie, drużyna potrzebuje różnych zawodników. O różnych cechach temperamentalnych czy osobowościowych. Podkreślę, to jest potrzebne do właściwego funkcjonowania. Ta różnorodność jest bowiem dużym atutem. Oczywiście, biorę tu pod uwagę również różne style gry, czy to fizycznie, czy technicznie, ale to wiedzą i najlepiej widzą już sami trenerzy.

Jak rozumiem, podany przeze mnie przykład, to miałby być lider drużyny?

Na pewno trenerzy szukają tych liderów i ich potrzebują w zespole. Padają pytania do psychologów sportu: Co zrobić, żeby znaleźć lidera w drużynie? Każdy zespół jest inny, zazwyczaj jest jednak tak, że tych liderów jest kilku. W znaczeniu boiskowym, tych, którzy zdobywają punkty, dominują w meczu.

Ale całościowo jest to dosyć złożona dynamika grupy poszczególnych osób. Dlatego niekoniecznie ten „samiec alfa” musi być faktycznie liderem. Czy w drugą stronę, że nie sprawdzi się w siatkówce. Wiesz, to w dużej mierze zależy od tego, na kogo trafi się w drużynie. Na ile reszta będzie w stanie zaakceptować swoje role w kontekście tego, że ktoś faktycznie jest taką osobą wiodącą na boisku.

Często się spotykam z tym, że to, co widać na boisku, nie przekłada się później na szatnię. I funkcjonuje już bez kamer czy obecności kibiców na trybunach.

Lider boiskowy i lider szatni?

Tak. Mamy wówczas do czynienia z liderem formalnym i nieformalnym.

Często spotykam się z określeniem ze strony sportowców, że oni „nie czytają komentarzy”, „odcinają się od wpisów”, itd. Zwłaszcza po porażkach. Jest taka tendencja, na moje oko, zaklinania rzeczywistości. Nie masz wrażenia, że żyjemy w takich czasach, że nie da się – tym bardziej osobom nastawionym na rywalizację – po prostu nie zerknąć tu i tam w internecie?

Intuicja dobrze ci podpowiada. Odcięcie się od A do Z od czegoś, co nam nie służy, moim zdaniem po prostu nie jest realne. Pewnie na dany turniej, wyzwanie pokroju igrzysk olimpijskich, to jest wręcz rekomendowane, żeby raczej odciąć się od mediów społecznościowych. Taka praktyka faktycznie jest możliwa w takim fragmencie sezonu czy kariery. Ale w codziennym życiu to jest nierealne.

My raczej uczymy zawodników umiejętności radzenia sobie z tym. Po pierwsze, jak ja na to zareaguje. Na ile to będzie faktycznie informacja o mnie, a na ile ja będę mógł przyjąć to, jako informację zwrotną. Czyli na zasadzie filtrowania. Albo zupełnie to odrzucam, albo zaczynam się zastanawiać, czy mogę z takich treści wyciągnąć jakieś wnioski.

Czasem robimy z zawodnikami takie ćwiczenie. Rozróżniamy, od jakich osób, z jakiej grupy – ja biorę informację czy przekaz – i faktycznie zastanawiam się, szukając dalszego obszaru do rozwoju i pracy.

W tej grupie są, jak rozumiem, eksperci, trenerzy, dziennikarze?

Tak. Postaci, które są dla mnie z jakiegoś powodu ważne. Dodatkowo pamiętajmy, że ważna jest też informacja zwrotna od samego zawodnika czy zawodniczki. Czyli co ja sama myślę o wykonanej pracy, rozegranym meczu, mojej postawie.

Wracając jednak do grup, jest też taka, w której procent informacji zwrotnej jest tak niski, że sportowiec nie powinien jej przyjmować do siebie. Czyli wiem, że ta osoba nic o mnie nie wie, nie zna mojej sytuacji.

Paradoksalnie, ta ostatnia grupa jest największa.

Jeśli mówisz o zawodnikach na najwyższym poziomie, to prawda.

Z drugiej strony, ta grupa, której zdania sportowiec analizuje, jest wówczas bardzo dobrze dobrana. Ludzie, którzy zapracowali sobie na zaufanie i znają się na tym, o czym piszą, co komentują, do czego się odnoszą.

To, o czym teraz rozmawiamy, jest mocno połączone z wątkiem budowania poczucia własnej wartości. Siebie jako człowieka. Że jesteśmy wartościowi tacy, jacy jesteśmy. Opinie innych? Okej, one będą, ale czy faktycznie biorę je do siebie, sprawdzam? Jeśli zaczyna to uderzać w moje poczucie własnej wartości, to wówczas jest to też sprawdzian, jak mocno jest ono zbudowane. Nawet nie samej pewności siebie, a rzeczywiście tego wspomnianego poczucia własnej wartości.

Porażki Igi Świątek, potknięcia i brak goli Roberta Lewandowskiego, „tylko” brązowy medal polskich siatkarzy na tegorocznych mistrzostwach świata. Z czego wynika ta dzika satysfakcja niektórych komentujących, czekających na porażki, a niekoniecznie potrafiących docenić – czy to sam proces wejścia na szczyt – czy wreszcie trud i wyrzeczenia w profesjonalnym sporcie?

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, prawda? Oczekiwania w stosunku do zawodników, którzy regularnie pokazują swój najwyższy poziom, są coraz wyższe. Nawet nie jest tylko tak, że one wiszą na tym samym, wysokim pułapie, a wciąż rosną.

To prawda. Ale myślę, że to dobry moment na zdefiniowanie tego „polskiego piekiełka” funkcjonującego również w sporcie. Spróbujemy?

Tak, jak najbardziej. Choć ja też nie mam takiego odbicia względem zagranicznym, żeby mieć przekonanie, że to tylko nasza, polska przypadłość. Rzeczywiście, powtarza się jednak pewien schemat, tu się z tobą w pełni zgadzam. I o tym warto rozmawiać.

Myślę, że to jest związane z taką tendencją patrzenia na sportowca, jako herosa, ikony, która nie do końca jest nawet człowiekiem. A maszyną do zdobywania medali, punktów, strzelania goli.

Starożytne naleciałości? Ludzie chcą igrzysk?

Trochę tak jest. Często o tym rozmawiamy, nawet w kontekście mojej pracy ze studentami. Z czym wiąże się praca zawodnika, czy trenera, ale właśnie w zderzeniu z ogromnymi oczekiwaniami adresowanymi do nich na co dzień. I tego, że my nie widzimy człowieka w zawodniku czy zawodniczce.

Druga sprawa jest taka, że w ogóle jest nam trudno z porażkami. Radzeniem sobie z nimi, odnajdywaniu się w błędach, małych lub większych potknięciach. A które są absolutnie potrzebne, a nawet pożądane w procesie uczenia się. Spójrzmy na to od tej strony. Jeśli powinie się noga Idze Świątek czy Robertowi Lewandowskiemu, a oni przyzwyczaili nas do wygrywania, to mając z tyłu głowy własne porażki nie będące dobrze przepracowane, nie radzimy sobie z tym, co widzimy na tablicy sportowych wyników. Czyli idealizujemy sportowca, a potem następuje projekcja własnych „braków”.

Oczekiwania są na tyle wysokie, że Świątek, Lewandowski czy polscy siatkarze – z perspektywy społecznej – mają wygrywać. I już.

Jest na to sposób, żeby zaradzić takiemu podejściu? Wiadomo, nie naprawimy świata tu i teraz, ale brzmi to trochę, jak błędne koło.

Mam wrażenie, że to wynika ze stanu zdrowia psychicznego nas wszystkich. Jako społeczeństwa. Na ile mamy zaspokojone potrzeby z różnych obszarów.

Możemy zrobić perspektywę psychologiczną hejtera sprzed komputera. Co w jego życiu się dzieje, na ile te potrzeby są niezaspokojone. Wydaje mi się, że nie są, bo gdyby żył w dobrostanie, to nie miałby chęci regulowania tych emocji w ten sposób.

Tak naprawdę to tymczasowe rozładowanie napięcia, powiedzielibyśmy destrukcyjna metoda radzenia sobie z emocjami.

Ale popularna.

Niestety. Pewnie usłyszysz to od każdego psychologa, ale to, co jest rozwiązaniem, to psychoedukacja. Na ile każdy z nas będzie potrafił samoregulować emocje, zadbać o siebie i wiedzieć, w jaki sposób wygląda proces sportowy. Że każdy zawodnik jest człowiekiem. Taka perspektywa sportu pozytywnego, znajomości psychologii sportowej. A to docelowo miałoby prowadzić do momentu, w którym napotykasz człowieka na ulicy i on mniej-więcej wie, ile trudu dany sportowiec musi poświęcić w zawodowej karierze.

Funkcjonowanie sportowca na wysokim poziomie jest specyficzne, ale niesie też ze sobą duże obciążenie. Jeśli ja to dostrzegę, jako człowiek czy kibic, to inaczej podejdę również do perspektywy porażek. Bo to trochę tak, jak z naszym funkcjonowaniem w pracy. Jest takie świetne nagranie podczas którego znany sportowiec odpowiada dziennikarzowi na pytanie o porażkę, czy on też zawsze wygrywa, zalicza awans za awansem, itd.

Giannis Antetokounmpo, koszykarz grający w NBA. Tak, pamiętam to nagranie.

Zgadza się. To jest bardzo wymowne, jeśli porównamy sportowców do osób funkcjonujących w innych branżach. Wtedy można dostrzec, że działanie w sporcie, jeśli spojrzymy na daną postać jak na człowieka, jest dokładnie takie samo, jak w naszym przypadku. Taka perspektywa otwiera oczy.

twitter

Sportowiec ma prawo do błędu, do gorszego dnia. Może czegoś nie umieć czy też nie wiedzieć. To normalne, po prostu ludzkie.

Gdzie i kiedy tego nauczać? Już w szkołach, równolegle z matematyką i językiem polskim?

Na pewno odpowiedzialność za to, co dzieci wyniosą ze sportu, jest na naszych barkach. Na naszych, czyli osobach dorosłych funkcjonujących w przestrzeni sportowej. Rodzicach, nauczycielach WF, trenerach.

Bo w ten sposób najczęściej jest przekazywana ta wiedza.

Pamiętajmy, że prośba o pomoc jest elementem odwagi. Kiedyś to było bardzo mocno obecne w kontekście słabości proszącego o wsparcie. Na szczęście to się zmieniło. Dlatego też okej, szkoła jest ważna, ale myślę, że powinniśmy się skupić na odpowiednich wzorcach mówienia i działania w świecie sportu. Wspomniani rodzice, trenerzy, nauczyciele WF i generalnie całe środowisko. Tylko tak możemy pokazać młodym ludziom, że sport to coś zdecydowanie więcej niż wynik w tabeli.

Masz jakieś wzory sportowców, które pokazujesz młodzieży?

Dużo zależy od tego, z kim akurat rozmawiam, kto jaką dyscyplinę sportu reprezentuje.

Sporo mówiliśmy o siatkówce. Sięgnijmy po nią raz jeszcze.

Najświeższy przykład to Andrzej Wrona. Były kapitan PGE Projektu Warszawa otwarcie przyznał, że korzystał ze wsparcia psychologa sportu. Jego przejście na sportową emeryturę nie było łatwe, wiązało się z dużym wyzwaniem. Przy swoim zakończeniu kariery przyznał, że poprosił o tę pomoc trochę późno, więc apeluje do młodych adeptów siatkówki, żeby nie bali się prosić o pomoc. Na początek od rodziców, pierwszych trenerów, a być może, jeśli takie wsparcie jest potrzebne, to również psychologów sportu.

Osobiście bardzo imponuje mi Bartosz Kurek. W takim kontekście świadomego sportowca, choćby wątku kreowania liderów reprezentacji Polski na kolejne lata. Kurek o tym otwarcie mówi. Że jest kapitanem drużyny, ale jest też po to w tej grupie, żeby pojawili się jego następcy. Osoby, które poprowadzą zespół w momencie, w którym Kurka w zespole zabraknie, z jakichkolwiek względów.

Zatrzymajmy się przy Bartosz Kurku. Jego brak w półfinale MŚ 2025, informacja na kilkanaście godzin przed meczem z Włochami, mógł być tak mocnym ciosem dla tej silnej grupy, że przyczynił się do porażki?

Wynik końcowy w sporcie jest wieloczynnikowy. My lubimy mówić o takich wieloczynnikowych kwestiach, skupiając się tylko na jednym elemencie. To trochę upraszcza rzeczywistość, ale wiemy, że nie do końca tak jest.

Rezultat meczu z Włochami był wypadkową różnych czynników, mieszanki sportowo-mentalnej. Wspominał o tym zresztą już po półfinale, ale też całym turnieju, trener Grbić.

Brak kapitana na boisku na pewno miał duży wpływ. Ale czynników było więcej.

Emocje są dobrym doradcami w sporcie na najwyższym poziomie? Czy jednak ta słynna „chłodna głowa” powinna być dominująca? Mam wrażenie, że tylko szaleństwo emocjonalne może dodać czegoś ekstra do rezultatu.

Emocje są takim paliwem dla wszelkich ekstremalnych wyczynów ludzkich. Na pewno radzenie sobie z nimi w trakcie rywalizacji sportowej, jest zupełnie inne, niż radzenie sobie z takowymi na co dzień. To nad czym pracujemy z zawodnikami to kwestia emocji pojawiających się w trakcie sportowego wyzwania, żeby móc je przekierować na taką koncentrację zadaniową. I faktycznie te metody i techniki dające nam odpowiednią samoregulację, będą w takim wypadku bardzo wskazane.

W sporcie temat emocji jest bardzo powiązany z pojęciem optymalnego poziomu pobudzenia czyli takiego stanu mentalnego i fizjologicznego, w którym sportowiec osiąga najwyższą możliwą wydajność – skupienia na swoich zadaniach sportowych. Jeżeli przekroczymy ten poziom w którąś ze stron, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie uda się osiągnąć danego rezultatu. To prawo Yerkesa-Dodsona, bardzo często wspominane w sporcie. Dlatego nie możemy powiedzieć, że dana emocja będzie pomagać czy przeszkadzać zawodniczce czy zawodnikowi. Istotną sprawy jest tu odpowiednia reakcja na nią.

Na koniec pytanie, które może zapowiadać długą odpowiedź, ale po cichu liczę raczej na punktową reakcję. Jakie jest największe zagrożenie dla współczesnych sportowców czy sportowczyń?

Przebodźcowanie, to z pewnością przychodzi mi do głowy.

Przytłoczenie tym, co wokół nas. Ile mamy informacji, źródeł, specjalistów. Możliwości wyborów życiowych. Dużo pracuję z młodzieżą, która jest jednocześnie w Szkołach Mistrzostwa Sportowego, klubach sportowych, do tego ucząc się, będąc np. w klasach maturalnych. Treningi po dwa razy dziennie, do tego zawody w weekend. To pokazuje, ile tak naprawdę, mówiąc kolokwialnie – ogarnąć – kwestii w swoim życiu.

Jesteśmy w stanie wyróżnić szkołę, trening czy zawody. Ale przecież jest całe życie dookoła tego, co znajduje się w terminarzu. A mówimy tu o młodym sportowcu.

Rozmawialiśmy też o mediach społecznościowych, informacjach, które mogą rozładowywać, bądź ładować naszą energię do działania. Zadbanie pod tym kątem o siebie, o swoje zdrowie psychiczne, również jest bardzo ważne. Ilość bodźców najczęściej indywidualnie już dawno została przekroczona i czasem warto pobyć w ciszy, spokoju. Zadbać o odpoczynek i regenerację.

Dodatkowo jednowymiarowa tożsamość sportowca. Czyli podejście ambitnych ludzi zero-jedynkowo, że jest sport i tylko tyle. Dążymy do tego, żeby nasza zawodniczka, zawodnik, mogli widzieć siebie jako człowieka, który pełni różne role społeczne. Ten sportowy obszar może być w danym momencie kluczowy. To wydaje się normalne, ale trzeba nauczyć się dostrzec, że jest się również siostrą, córką, przyjaciółką, uczennicą. Mam różne role do spełnienia i nie tylko w sporcie jestem tak mocno osadzona.

A wynik sportowy nie weryfikuje twojego życia.

Dokładnie. Wynik sportowy ma większą szansę stać się informacją zwrotną o moim wykonaniu, a nie informacją na mój temat.

Czyli musimy nadać sportowcom ludzkie twarze.

Zdecydowanie tak i róbmy to w różnych sytuacjach.

Jeżeli odpowiedzialność jest na barkach dorosłych, to pamiętajmy, że tu każdy ma znaczenie. Trzeba brać pod uwagę, że sport jest dookoła nas i należy edukować nie tylko tych, którzy się nim zajmują na co dzień. Nawet jeśli człowiek nie interesuje się sportem, te informacje sportowe będą gdzieś docierać. A to, jak ja będę je filtrować, jak o nich mówić, jaką nadam im narrację – cóż każdy z nas tym samym oddziałuje na ostateczny obraz sportu w Polsce.

Czytaj też:
Wspominamy wielkie postaci sportu. To oni odeszli w 2025 roku
Czytaj też:
Wygrana Igi Świątek w Wimbledonie „od środka”. Trener mentalny o zmianach u Polki