Zawody drużyn mieszanych w skokach narciarskich wygrała reprezentacja Słowenii, która wyprzedziła kolejną drużynę o ponad 110 punktów. Drugie i trzecie miejsce to wielka niespodzianka, ponieważ na podium stanęły reprezentacje odpowiednio Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego i Kanady. Nie da się jednak ukryć, że obie te drużyny zawdzięczają swój wynik skrupulatnej pracy polskiej sędzi Agnieszki Baczkowskiej.
Dyskwalifikacja za dyskwalifikacją. Polska sędzia miała ręce pełne roboty
Praktycznie nigdy nie zdarza się, by na zawodach takiej rangi, jak igrzyska olimpijskie, sędziowie zdecydowali się na dyskwalifikację aż pięciu sportowców – wszystkich za nieprawidłowy strój. Tak jednak stało się podczas konkursu mikstów na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Ukarane zostały zawodniczki po jednej z Japonii, Niemiec i Austrii i aż dwie spod flagi Norwegii. W przypadku trzech pierwszych reprezentacji liczyło się więc w sumie po siedem prób, a u Skandynawek tylko sześć. To naturalnie znacznie wpłynęło na wynik.
Reprezentacja Niemiec nie dostała się nawet do drugiej serii, a Japonia atakowała w drugiej serii z 8. miejsca. Azjatycka drużyna była tak mocna, że mimo jednego skoku mniej zakończyła zmagania na 4. miejsc, przegrywając z trzecią Kanadą o zaledwie pięć punktów. Dzięki temu, że Niemcy nie startowali w drugiej serii i Norwegowie doświadczyli aż dwóch dyskwalifikacji, Polska zakończyła zmagania na 6. miejscu. Poziom naszych damskich skoków jest bardzo niski – wystarczy powiedzieć, że siedem Japońskich i Austriackich skoków miało w sumie większą wartość niż osiem prób Biało-Czerwonych.
– Zdyskwalifikowanych zawodniczek było wyjątkowo dużo. I to z tych głównych krajów "skaczących". Cóż mogę więcej powiedzieć... Zawsze mówię, że ja nikogo nie dyskwalifikuje – zawodnicy dyskwalifikują się sami. Przez to, że skaczą w nieprzepisowych strojach. A dziś różnice nie wynosiły jednego czy dwóch centymetrów... – skomentowała całą sprawę w rozmowie z TVP Sport sama sędzia Baczkowska.
Stefan Horngacher był zniesmaczony
Stefan Horngacher nie gryzł się w język, gdy stanął przed kamerami Eurosportu. – Nie jestem pewien, czy w przyszłym sezonie będę chciał nadal uczestniczyć w tym teatrze. Jestem bardzo rozczarowany – powiedział trener Niemców po konkursie. – Podczas igrzysk zaczęto mierzyć wszystko inaczej i z większą częstotliwością. Dla mnie to teatr kukiełkowy, to nie jest w interesie sportu – mówił jeszcze w rozmowie z niemiecką telewizją ZDF.
Czytaj też:
Normalna skocznia to już zamknięty rozdział. Stoch: Nie mogę się doczekać kolejnego