Lech Poznań znowu się ośmieszył. „To jest niemożliwe”

Lech Poznań znowu się ośmieszył. „To jest niemożliwe”

Bartosz Salamon po strzelonym samobóju
Bartosz Salamon po strzelonym samobóju Źródło:PAP / Jakub Kaczmarczyk
Niedzielny klasyk pomiędzy Lechem Poznań i Legią Warszawa potwierdził, jak obecnie wygląda PKO Ekstraklasa. To liga pełna kompromitacji.

Można by rzec, że mecze Lecha Poznań i Legii Warszawa zawsze generują dodatkowe emocje. Często są nazywane „Derbami Polski”. W tym sezonie obie drużyny nie mają już szans na mistrzostwo Polski, choć długo takowe były, mimo tego że Lech i Legia często się kompromitowały. Niesamowity był szczególnie casus Kolejorza, który tracąc wielokrotnie punkty z ekipami z dołu tabeli, wciąż utrzymywali miejsce na podium. Tak wygląda rzeczywistość PKO Ekstraklasy.

Lech Poznań zagrał kuriozalny mecz

W Poznaniu atmosfera od samego początku była napięta. Przed spotkaniem kibice Lecha utworzyli kartoniadę z napisem „Wstyd” odnoszącą się oczywiście do fatalnej gry Kolejorza. Jak się okazało później, w niedzielę Lechici także byli sparaliżowani i nawiązali do słowa, o którym wspomnieli fani.

Już w pierwszym kwadransie sytuacja gospodarzy wydawała się kiepska. W 6. minucie gola strzelił Paweł Wszołek, lecz ostatecznie go anulowano. Niedługo później Legia znów mogła wyjść na prowadzenie, ale Josue kiepsko uderzył piłkę z rzutu karnego. W końcu Lech się doigrał, bo w 16. minucie gry bramkę samobójczą zdobył Miha Blazić.

Lech wyglądał na zespół przytłoczony, a piłkarze chwilami bali się własnego cienia. W końcówce pierwszej połowy niefrasobliwość na własnej połowie doprowadziła do tego, że piłkę przejął Wszołek i z prawego skrzydła dograł ją w pole karne. Ta spadła na kolano Bartosza Salamona, który... strzelił samobója. „To jest niemożliwe” – krzyczał komentator Canal+ Sport. Salamon był wściekły po swojej „interwencji”, choć chyba nikt nie wiedział na stadionie, w jaki sposób chciał oddalić zagrożenie. Skończyło się na tym, że Legia prowadziła 2:0.

twitter

Lech bez pomysłu i agresji

Trudno było przypuszczać, że tak rozbici gospodarze ruszą do ataku w drugiej połowie. Niby powinni to zrobić, by odrabiać straty, ale rzeczywistość pokazała, iż mieli nawet problem, by przeprowadzić składną akcję, wymienić kilka celnych podań. Właściwie jednym zagrożeniem był strzał z dystansu Radosława Murawskiego, który wybronił Kacper Tobiasz. Poza tym Legia nie wyglądała na drużynę, która musi się sporo napocić, by obronić przewagę.

Coraz bardziej sfrustrowani byli kibice. Najpierw Szymon Marciniak przerwał mecz na początku drugiej połowy, bo na boisku w związku z zapalonymi racami pojawiło się mnóstwo dymu. W okolicach 80. minuty natomiast race wrzucono na boisko i ponownie gra nie mogła być kontynuowana. Gdy rywalizację wznowiono, to Lech niespodziewanie strzelił gola kontaktowego. Piękne trafienie zapisał przy swoim nazwisku Joel Pereira. Tobiasz robił wszystko, by piłkę sięgnąć, ale nie dał rady.

Legia zapewniła sobie nerwową końcówkę, bo Lech robił wszystko, by chociaż zremisować. Ostatecznie nie doprowadził do wyrównania. Piłkarze gospodarzy strzelili wszystkie trzy gole, ale przegrali. Wiele niecenzuralnych słów zapewne ciśnie się na usta kibicom Kolejorza.

Lech Poznań – Legia Warszawa 1:2 (0:2)
Gole: Pereira (83') – Blazić (15', sam.), Salamon (45', sam.)

Lech Poznań – Legia WarszawaCzytaj też:
Dwa legendarne kluby spadają z PKO Ekstraklasy. Zawirowania na dole tabeli
Czytaj też:
Zbigniew Boniek wbił szpilę Lechowi Poznań. Ostra krytyka