Bezpośredni awans na mundial wciąż jest możliwy. Polacy potrzebują jednak cudu

Bezpośredni awans na mundial wciąż jest możliwy. Polacy potrzebują jednak cudu

Polacy w meczu z Andorą
Polacy w meczu z Andorą Źródło:Newspix.pl / Paweł Andrachiewicz / PressFocus
Reprezentacja Polski zagwarantowała sobie już udział w turnieju barażowym przed mistrzostwami świata. Teoretycznie Biało-Czerwoni mogą nawet awansować na mundial z pierwszego miejsca w grupie. W praktyce będzie jednak to bardzo trudne do zrealizowania.

Polacy przed meczem z Andorą byli o krok od zagwarantowania sobie udziału w barażach przed mistrzostwami świata. By obronić drugie miejsce w grupie, Biało-Czerwoni musieli wygrać z Andorą oraz liczyć na stratę punktów przez Albańczyków. Podopieczni Paulo Sousy wywiązali się ze swojego zadania, pokonując rywali 4:1 po dwóch bramkach Roberta Lewandowskiego oraz trafieniach Arkadiusza Milika i Kamila Jóźwiaka.

Reprezentacja Polski pewna baraży

W spełnieniu drugiego warunku pomogli Anglicy. Wicemistrzowie Europy na Wembley rozbili Albanię aż 5:0, strzelając wszystkie bramki w pierwszej połowie i kontrolując przebieg spotkania w drugiej odsłonie spotkania. W trzecim, równolegle rozgrywanym spotkaniu, Węgry gładko ograły San Marino (4:0).

Po dziewiątej, przedostatniej kolejce spotkań, sytuacja w grupie przedstawia się następująco, gdzie druga wartość to bramki zdobyte i stracone:

  1. Anglia – 23 pkt 29-3
  2. Polska – 20 pkt 29-9
  3. Albania – 15 pkt 11-12
  4. Węgry – 14 pkt 17-12
  5. Andora – 6 pkt 8-23
  6. San Marino – 0 pkt 1-36

Co musi się stać, by Polska zajęła pierwsze miejsce?

Taki rozkład sił oznacza, że niemal na pewno Anglicy awansują na mistrzostwa świata z pierwszego miejsca, a Polacy z drugiej lokaty przejdą do baraży. Teoretycznie jednak istnieje scenariusz, w którym to Biało-Czerwoni wygrywają grupę.

Pierwszym warunkiem jest jednak przegrana Anglików w ostatnim meczu z San Marino, co jest mało realne, a drugim wysoka wygrana podopiecznych Paulo Sousy z Węgrami. Nawet przy porażce Anglików 0:1 (co, powtórzmy, można rozpatrywać w kategoriach fikcji), nasi reprezentanci musieliby wygrać na PGE Narodowym w Warszawie co najmniej różnicą pięciu bramek.

Czytaj też:
Cash zdradził, co Sousa powiedział mu przed meczem z Andorą. „Byłem gotowy"