Polski futbol przed mundialem dopadły plagi każdego rodzaju

Polski futbol przed mundialem dopadły plagi każdego rodzaju

Cezary Kulesza
Cezary Kulesza Źródło: Shutterstock / Mikolaj Barbanell
Na jednym ze stadionów Ekstraklasy jest regularnie wywieszany transparent: „Siewcy chaosu”. Szkoda, że jest on związany z konkretnym klubem ligowym, bo pasowałby jak ulał, do tego, co się dzieje wokół PZPN i reprezentacji Polski na dosłownie godziny przed jej wylotem na mundial do Kataru. „Polska prowizorka” – piszą w mediach społecznościowych kibice i trudno się z nimi nie zgodzić, bo ostatnio w naszym futbolu afera goni aferę.

Najnowsza jest z dzisiaj. Twitter aż rozgrzał się do czerwoności od komentarzy na temat sposobu, w jaki sprzedawane są bilety na środowy mecz towarzyski z Chile. Duża część kibiców jest wściekła na to, że, sprzedaż wejściówek nie ruszyła – wbrew temu co zapowiadał związek w oficjalnym komunikacie – we wtorek, ale już w poniedziałek o 23.30. Jak się okazało, dużą partię biletów na mecz przechwyciły tzw. koniki, czyli cwaniacy, którzy potraktowali to jako świetną okazję na dodatkowy zarobek.

Tanio nie jest i nie było

Bilety już w cenach ustalonych przez PZPN nie były tanie. Za pierwszą kategorię Związek zażyczył sobie 240 zł/sztuka, za drugą 180 złotych a za trzecią 120 złotych.

Koniki wyczuli koniunkturę, bo przecież mecz z Chile został przeniesiony – na skutek awarii iglicy dachu stadionu – z Narodowego na dwa razy mniejszy obiekt Legii. Jasne więc było, że co najmniej połowa ludzi, którzy mieli już wejściówki na mecz z Chile (wszystkie zostały anulowane) nie dostanie biletów na Łazienkowską.

Dlatego we wtorek, gdy wejściówki szybko znikały z oficjalnej sprzedaży, pojawiły się oferty kupna od koników. Oczywiście dużo drożej. W sieci można znaleźć screeny z propozycjami kupna wejściówek III kategorii (za bramkami) za 250 zł! Czyli ponad 100 procent drożej niż pierwotna ich cena. Były też oferty po 300 złotych i więcej.

Sypią się gromy na PZPN za taką organizację sprzedaży biletów. Swoje dokładają też ci, którzy już wcześniej mieli kupione wejściówki na mecz z Chile, zanim się okazało, że spotkanie to nie może odbyć się na Narodowym. Ci kibice dostali informację, że pieniądze za bilety zostaną im zwrócone do… 15 grudnia, czyli za miesiąc. Przykro się czyta komentarze w tej sprawie, ale – niezależnie od ich formy – trudno nie przyznać im racji. Przecież nie każdego, kto kupił bilety na Narodowy dla 4-osobowej rodziny za 1000 złotych stać na to, żeby te pieniądze poleżały „zamrożone” przez miesiąc, bo chcąc kupić bilety na ten sam mecz z Chile, tyle, że przeniesiony na stadion Legii, taka osoba musi wysupłać kolejne 1000 złotych. I to pod warunkiem, że wygra wyścig po wejściówki z konikami…

Wielu z tych kibiców wskazuje z rozżaleniem, że PZPN poszedł po linii najmniejszego oporu, anulując wszystkie wejściówki z Narodowego, zamiast w jakiś sposób uprzywilejować tych, którzy wcześniej już je kupili.

Plaga za plagą

Co gorsza, zamieszanie z biletami na stadion Legii jest kolejną aferą, jaka w ostatnich dniach dotyczy reprezentacji i związku. Na awarię Stadionu Narodowego PZPN wpływu oczywiście nie miał, choć to zdarzenie mocno mu zaszkodziło zarówno pod względem finansowym, jak i wizerunkowym. Zważywszy jednak na to, że zaledwie kilka dni wcześniej cała Polska dowiedziała się o tym, że w niższych ligach w naszym kraju nadal panoszy się korupcja, mecze są ustawiane pod zakłady bukmacherskie, a także o tym, że spotkanie Śląska Wrocław z Sandecją skończyło się skandalem rasistowskim, wyłania się obraz rodzimego futbolu, który dotknęły wszystkie plagi naraz. I to właśnie teraz, przed mundialem, kiedy powinno obowiązywać hasło „wszystkie ręce na pokład”, bo przecież kadra ma priorytet!