W środę 15 września faktem stało się to, o czym spekulowano od dawna – tego dnia z reprezentacją Polski pożegnał się Jacek Nawrocki. To sam trener zrezygnował z prowadzenia Biało-Czerwonych. Jak jednak sam twierdzi, chciał dalej prowadzić polską reprezentację, ale nie zgodził się na to Polski Związek Piłki Siatkowej. O szczegółach czytamy w na portalu sport.onet.pl.
Dlaczego Jacek Nawrocki musiał odejść?
Jak się okazuje, kością niezgody w sprawie pozostania Nawrockiego w kadrze była kwestia jego jednoczesnej pracy w Chemiku Police, którego objął dzień po ogłoszeniu rezygnacji z pracy w reprezentacji. Takie łączenie obowiązków nie jest niczym nowym w siatkówce. Tak robił między innymi Vital Heynen, prowadzący męską kadrę Polski.
– Również z tego powodu zacząłem walczyć o możliwość jednoczesnego prowadzenia klubu i kadry. Z pewną ironią mogę stwierdzić, że widocznie polski trener nie może prowadzić kadry i klubu jednocześnie – powiedział były selekcjoner. Między wierszami stwierdził, że PZPS dzieli trenerów na równych i równiejszych.
Trudny wybór trenera
Nawrocki musiał więc podjąć trudną decyzję: albo przejmie Chemika, albo pozostanie z Biało-Czerwonymi. Zdecydował się na tę pierwszą opcję. – Nie chodzi o to, że dokonałem wyboru pomiędzy Chemikiem a kadrą. To tak jakby spytać ojca, czy bardziej kocha córkę, czy syna. Prowadzenie kadry i to jeszcze w swoim kraju jest największym zaszczytem – wyznał.
– PZPS nie zgodził się, by odejść od tego punktu w umowie i ja to szanuję. Z drugiej strony bardzo żałuję, że nie mogłem tego pogodzić, bo odnoszę wrażenie, że popracowanie z kilkoma dziewczynami z Chemika, gdzie jest sporo młodych zawodniczek, które mogą być kandydatkami do kadry, pozwoliłoby im na szybszy rozwój – argumentował Nawrocki.
Czytaj też:
Polacy powalczą o awans do finału mistrzostw Europy. Kiedy i gdzie oglądać mecz ze Słowenią?