Sukces, który odniosła reprezentacja Polski w Lidze Narodów, był z jednej strony oczekiwany, z drugiej zaś niespodziewany. Po przeciętnych występach w fazie interkontynentalnej mało kto spodziewał się, iż Biało-Czerwoni będą w stanie wygrać całe rozgrywki, a jednak ta sztuka im się udała. Już po finale ze Stanami Zjednoczonymi eksperci wychwalali wielu zawodników, ale na jednego z nich mało kto zwrócił uwagę.
Marcin Janusz cichym bohaterem Ligi Narodów
Przypomnijmy, że w drużynie marzeń znalazło się miejsce aż dla czterech członków naszej ekipy narodowej. Byli to Aleksander Śliwka (przyjmujący), Łukasz Kaczmarek (atakujący), Jakub Kochanowski (środkowy) oraz Paweł Zatorski (libero). Ten ostatni niespodziewanie został też uznany MVP całego turnieju, co wywołało ogromne poruszenie.
Zdaniem Daniela Plińskiego ta nagroda bardziej należała się pierwszemu z wymienionych, ale jednocześnie postanowił wyróżnić jeszcze jednego polskiego siatkarza, który przegrał walkę o miejsce w drużynie marzeń z Micah Christensonem z USA. – Cichym MVP, jeśli mógłbym w ten sposób kogoś nagrodzić, jest Marcin Janusz – stwierdził w rozmowie z portalem sport.pl.
Nawet przeciwnik docenił Marcina Janusza
Rozgrywający ZAKSY prowadził grę reprezentacji Polski bardzo dobrze i dlatego należy go docenić. Oprócz tego Pliński zauważył jeszcze jedną rzeczy. – Christenson, gdy szedł po odbiór swojej nagrody, podszedł do Marcina i coś mu szepnął. Jestem w stanie domyślić się, co powiedział. Pewnie wspomniał, kto według niego zasłużył na to wyróżnienie – stwierdził szkoleniowiec.
Trener zdaje sobie jednak sprawę, że zawodnicy grający jako rozgrywający czy libero na ogół nie są doceniani, bo pozostają w cieniu tych, którzy zdobywają punkty. Mimo tego warto jednak patrzeć na siatkówkę szerzej, bo czasem to inne detale decydują o przebiegu spotkania, a skuteczność poszczególnych ataków to w dużej mierze pochodna innych aspektów gry.
Czytaj też:
Ważny dzień w życiu polskiego siatkarza. Pochwalił się na InstagramieCzytaj też:
Szczere wyznanie Tomasza Fornala. Taki jest Nikola Grbić