Marcin Janusz dla „Wprost”: Każdy z nas marzy o sukcesie w Paryżu

Marcin Janusz dla „Wprost”: Każdy z nas marzy o sukcesie w Paryżu

Marcin Janusz
Marcin Janusz Źródło:Newspix.pl / Piotr Matusewicz / PressFocus
Jest za „kierownicą” zarówno reprezentacji Polski siatkarzy, jak i Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Marcin Janusz, bo o nim mowa, to rozgrywający, który musi dźwigać ciężar wyników zarówno Biało-Czerwonych, jak i na szczycie klubowej siatkówki. Specjalnie dla „Wprost” rozgrywający kadry zdradził nam trochę siatkarskiej kuchni.

Jak sam przyznaje, w ostatnich latach przeszedł przyspieszony kurs gry o wielkie cele na najwyższym poziomie. Podczas turnieju finałowego Ligi Narodów Marcin Janusz zdobył pierwszy złoty medal w seniorskiej reprezentacji Polski. Jako „jedynka” na rozegraniu w drużynie Biało-Czerwonych jest pod specjalną pieczą trenera Nikoli Grbicia. W końcu Serb to jeden z najwybitniejszych rozgrywających w dziejach siatkówki.

twitter

Janusz poza drogą reprezentacyjną, od 2021 roku jest zawodnikiem Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. To właśnie pod jego batutą wicemistrzowie Polski z sezonu 2022/23 sięgnęli po dwa tytuły Ligi Mistrzów, gruntując swoją pozycję na szczycie Europy w klubowej siatkówce. Janusz w roli reżysera ZAKSY po wielu latach zastąpił francuskiego wirtuoza. Benjamin Toniutti ma jednak godnego następcę, a co więcej, pochodzący z Nowego Sącza zawodnik wydaje się z roku na rok robić kolejne postępy w swojej grze.

Co warte podkreślenia, pozostając przy tym otwartym i uśmiechniętym facetem. Z pokorą i skromnością podchodząc do wyzwań i zgarniając kolejne medale i trofea do kolekcji.

Wywiad z Marcinem Januszem, rozgrywającym siatkarskiej reprezentacji Polski

Maciej Piasecki („Wprost”): Ostatniego dnia lipca skończysz 29 lat. Gdybyś miał ocenić tu i teraz, w jakim sportowo jesteś momencie życia?

Marcin Janusz (rozgrywający reprezentacji Polski i Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle): Myślę, że w najważniejszym. Biję się o najwyższe cele, wchodząc też w ten wiek dla rozgrywającego, w którym teoretycznie powinienem prezentować swoją najlepszą siatkówkę. Dalej nie jestem starym zawodnikiem, ale już jakieś doświadczenie mam. Wykorzystuje je w najważniejszych meczach.

Ta moja przygoda z siatkówką na najwyższym poziomie paradoksalnie dosyć niedawno się rozpoczęła. Teraz już jestem po wielu meczach o wysoką stawkę. Przez ostatnie dwa lata wiele się zdarzyło. To na pewno nie jest taka typowa droga każdego zawodnika. Można powiedzieć, że przeszedłem naprawdę wiele w przyspieszonym tempie.

Taki przyspieszony kurs.

Dokładnie tak. Kurs z grania o wielkie cele na najwyższym poziomie. Jestem zatem w dość ciekawym, intensywnym momencie życia. Z czego bardzo się cieszę, bo zawsze ciężko pracowałem, żeby w nim być.

ZAKSA pojawiła się w odpowiednim momencie?

Zdecydowanie to był punkt zwrotny dla mnie, przenosiny do Kędzierzyna-Koźla. Choć to jest też tak, że właściwie każdy stawiany tego typu krok, jest niezmiernie istotny. Podobnie jest np. po wejściu na poziom PlusLigi. To jest ogromny przeskok. Następnie gra się zazwyczaj w tych gorszych zespołach, walczących głównie o utrzymanie w elicie.

Poźniej, jeśli wszystko idzie dobrze, pojawiają się takie kluby, jak np. Trefl Gdańsk, jak to było w moim przypadku. Świetnie zorganizowane miejsce na polskiej mapie siatkówki. Kiedy tylko jestem w Trójmieście, z dużym sentymentem wspominam czas, który tu spędziłem. Choć Trefl nie ma potencjału do regularnego bicia się o najwyższe cele w PlusLidze. Myślę, że to wszyscy wiedzą, ale i tak z chęcią chcą grać właśnie dla Trefla.

To był jednak dla ciebie tylko etap.

Tak, bo na końcu tej drogi przychodzi wejście na ten najwyższy poziom. Gra o najwyższe cele. Ten przeskok wydaje mi się być najtrudniejszym do wykonania. Trudnym jest samo wywalczenie sobie takiej szansy. A jak już się wejdzie na ten poziom, to nie ma przebacz.

Ludzie patrzący na ręce rozgrywającego to zapewne nic miłego.

Przede wszystkim jesteś widoczny, twoje mecze cieszą się największym zainteresowaniem. Niemal każde ważniejsze spotkanie jest pamiętane przez lata. To gra się z zupełnie innym obciążeniem psychicznym. Faktycznie, ludzie spoglądają i oceniają.

No i na koniec pozostaje jeszcze „tylko” utrzymanie się na tym poziomie. To było i jest dla mnie bardzo ważne. Ten pierwszy sezon w barwach ZAKSY był w moim wykonaniu dobry, sprawdziłem się i pokazałem, że mogę grać z najlepszymi na świecie. Nie chciałbym jednak, żeby to skończyło się po dwóch-trzech sezonach.

Odczuwasz jeszcze czasem zderzenie ze światową czołówką?

Czasem to widać na przykładach. W Gdańsku była okazja zmierzyć się w ćwierćfinale z Bruno Rezende. On takich meczów o stawkę, w tego typu turniejach, finałach Ligi Narodów – grał mnóstwo. To wydaje się dla niego normalność. Choć na pewno odczuwa coś szczególnego przy grze w reprezentacyjnych barwach. Potrafi jednak się odciąć i to jest z pewnością coś, co nabiera się przed lata.

W nawiązaniu do ZAKSY, z trenerem Nikolą Grbiciem się minęliście. Ale czy zdążyliście się już wtedy poznać, przed współpracą w reprezentacji?

Wtedy to tak właściwie trener Grbić bardziej poznał mnie niż ja jego. Widział mnie w swoim składzie w czasie, kiedy były jeszcze plany, że zostanie w Kędzierzynie-Koźlu na kolejny sezon. Trochę się to później wszystko pozmieniało, ale na etapie budowania składu, to on miał ten ważny głos.

Zapewne analizował mnie i moją grę podobnie, jak robił to w przypadku wielu innych rozgrywających. Sztaby szkoleniowe mają zazwyczaj pełne ręce roboty. O te konkrety względem mnie i tego, co go przekonało do angażu w klubie, trzeba by pytać już jego samego. Osobiście mieliśmy okazję podjąć współpracę dopiero podczas zgrupowania reprezentacji Polski.

Nie ukrywam, dla mnie to była duża sprawa. Inaczej podchodzisz do pracy z człowiekiem, który w siatkówce właściwie wygrał wszystko. Grał te najważniejsze mecze, był w centrum wydarzeń i to się od niego czuje.

Siadacie do rozmów jak rozgrywający z rozgrywającym?

Tak, zdarza nam się.

Z reguły są to rozmowy po meczach. Od razu trener bierze mnie na krótką rozmowę, jeszcze na gorąco po rywalizacji. Widzi bardzo dużo. Od razu da się poczuć, że miał z tym kontakt, był w tym. I czuje takie rzeczy, których być może nie widać gdzieś z boku, niektórym kibicom mogą się wydawać mnie ważne, ale bywają kluczowe.

A przytrafiają się nerwy selekcjonera, czy to raczej spokojna wymiana zdań?

Mam wrażenie, że obaj jesteśmy raczej spokojnymi osobami. Oczywiście, to co denerwuje każdego trenera to sytuacja, w której chcesz wykonania danego elementu – w kontekście zamysłów – a to nie jest odpowiednio realizowane przez siatkarza. Wówczas właściwie każdy szkoleniowiec będzie się denerwował.

My możemy robić błędy techniczne i to jest normalna część sportu, część siatkówki. Ważne jednak, żeby oddać się drużynie. Grać w określonym systemie. Jeśli z tego się wyłamujemy i nie mówię tylko o swojej pozycji, ale też innych zawodnikach, to nerwy się pojawiają. Ale i tak uważam, że widać po Nikoli, że w porównaniu do kilku innych szkoleniowców, jest naprawdę spokojnym trenerem.

Wolisz grać wyżej i dokładniej, czy szybciej i na większym ryzyku?

To nie pytanie na zasadzie, co wolę, ale co mi sprawia większą przyjemność (śmiech).

Zdecydowanie lepiej czuję się w grze szybkiej, tak jak grałem np. w Treflu Gdańsk. Miałem wtedy dookoła siebie, którzy lubili taką grę. Czuli się dobrze i skutecznie. To był zresztą jedyny sposób, żebyśmy mogli walczyć wówczas z najlepszymi w PlusLidze. Pamiętam ten czas w Gdańsku i naprawdę potrafiliśmy grać na równi z krajowymi tuzami. A potencjał sportowy mieliśmy z pewnością mniejszy, aniżeli pokazywały nasze wyniki.

Dla mnie w siatkówce liczy się przede wszystkim wygrywanie i skuteczna gra. Niekoniecznie musi to wyglądać ładnie. Jeśli da się to połączyć, to okej. Wiem, że szybka siatkówka wszystkim się podoba i zupełnie inaczej wygląda spojrzenie na takie granie. Z mojej perspektywy istotą jest to, żebym do każdego zespołu, do którego trafiam, odpowiednio się dopasował. Wszystko po to, żeby móc we właściwy sposób wykorzystać potencjał ataku drużyny, w której miałbym funkcjonować.

Czy to są trochę wyższe piłki, jak do Wilfredo Leona, czy trochę szybsze jak do Olka Śliwki, to ja się po prostu dostosowuje. Najważniejsza jest ostateczna skuteczność.

Nawiązując do tego porozumienia, w reprezentacji złapałeś z kimś tak dobry boiskowy kontakt, jak z kolegami z ZAKSY? Mam na myśli kwestię zgrania.

Patrząc na ten sezon kadrowy, cały czas jest jeszcze trochę za wcześnie na jednoznaczną odpowiedź na to pytanie. Dołączyłem dosyć późno do drużyny, jestem po turnieju VNL na Filipinach i finałach w Gdańsku. Pewnie trzeba będzie jeszcze trochę wspólnie przeżyć, zwłaszcza tych trudnych spotkań.

Na Filipinach dobrze to wyglądało z Wilfredo. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie spędziliśmy ze sobą w reprezentacji zbyt wiele czasu. Ale ja też nie lubię wyciągać wniosków na podstawie kilku spotkań. Na treningach między mną a Wilfredo, skoro już podałem jego przykład, są jeszcze elementy, które możemy poprawić. I obaj o tym wiemy.

Pamiętajmy, że ilość różnorodnych sytuacji boiskowych jest ogromna. Czym innym jest prosta piłka, którą dostajemy. Ja mam wtedy wszystko dograne i z każdym zawodnikiem gra się podobnie. Ale niestety albo stety siatkówka jest na tyle skomplikowana, że po przyjęciu można dostać piłkę w tyle różnych miejsc, że nie sposób tego wytrenować. Takie rzeczy trzeba przeżyć.

Jesteście jednak grupą doświadczonych graczy.

To prawda. W trakcie swojego grania jednak praktycznie co chwilę zmieniam skrzydłowych, z którym przychodzi grać. To wydaje się być naturalny proces, podobnie jest z rozgrywającymi, patrząc z tej drugiej perspektywy. Dlatego ogólnie kiedy coś nie wyjdzie, w jednym czy drugim meczu, to nie ma powodów do paniki.

Na dzisiaj mogę powiedzieć, że to porozumienie w reprezentacji wygląda dobrze.

Czytaj też:
Łukasz Kaczmarek wskazał na niezwykłą siłę Polaków. Bohater finału nie krył wzruszenia

Czytasz internetowe komentarze?

Staram się unikać. Choć nie ma co oszukiwać, że nie docierają do nas rożne treści. Mamy w końcu media społecznościowe. Jesteśmy normalnymi ludźmi. Zdarzy się, że wyskoczą nam jakieś artykuły. Czasami się do takiego tekstu zajrzy. Oczywiście nie jest to wskazane, trener Grbić nas na to uczula. Abstrahując od tego, co jest napisane w danym artykule, komentarzu, czy to jest zgodne z prawdą, czy ktoś za mocno się rozpędził – my jako zawodnicy raczej nic z tego nie wyciągniemy.

A niestety, można się tylko lekko zdołować po kiepskich komentarzach.

Co innego jeśli kadra wygrywa?

Dobre wpisy czy komentarze też nie podniosą nas w samej grze w siatkówkę. Więc czasem lepiej po prostu nie czytać. Ja tak się staram, choć różnie z tym wychodzi (śmiech). Można się czasem złapać na tym, że jak przegramy, to raczej średnio jest ochota zaglądać do internetu, a jak wygramy, z uśmiechem można zerknąć, jacy to jesteśmy świetni. Rzecz jasna trochę to przerysowuję.

Trzeba do internetowych treści podchodzić z dystansem. Bo ich narracja potrafi się bardzo szybko zmienić. Dzisiaj jest dobrze, jutro może być zupełnie w drugą stronę.

Ale wiesz, że pół Polski martwi się o twoje zdrowie, żeby obyło się bez kontuzji?

Mamy na tyle szeroki skład, że na każdej pozycji może wejść ktoś i ten poziom naszej gry nie spada. Grzesiek Łomacz ze swoim ogromnym doświadczeniem, ile rozegrał meczów czy to w lidze, czy reprezentacji, jest tutaj z nami. Ostatnio miał mniej okazji do gry w meczach, ale na treningach utrzymywany jest wysoki poziom, zapewniam.

Mamy tę świadomość, że w przypadku, w którym komukolwiek coś by się stało, pojawia się kolejny z kolegów, który gra dobrze. Dodatkowo ja tak naprawdę w trakcie gry w siatkówkę nie miałem wielkich problemów zdrowotnych.

Odpukać w niemalowane.

Tak, faktycznie, żebym nie zapeszył.

Zdarzały się jakieś problemy ze skurczami, ale to też była konsekwencja jakie tempo oraz intensywność miało klubowe granie. Teraz grając w reprezentacji jest trochę więcej czasu do przygotowania, odpowiedniej regeneracji.

Ostatnią kontuzję, jaką pamiętam, to jeszcze za czasów reprezentacji pod wodzą Vitala Heynena. Akurat byliśmy w pandemicznej „bańce”, pojawiły się niewielkie problemy z szyją. Niestety nie dało się tego załatwić, bo byliśmy zamknięci. To sprawiło, że byłem wyeliminowany z Ligi Narodów, ale to nie było nic poważnego.

Jedyną poważną kontuzję miałem w wieku 18 lat, kiedy pojawiły się problemy z kolanem.

Czyli rozmawiam z okazem zdrowia i kibice mogą spać spokojnie?

Wiem, że tak jak wspominałeś, wiele osób się martwi o moje zdrowie, ale na razie jest okej. Staram się też dbać o siebie, przywiązując wagę do odpowiedniej regeneracji organizmu. Żeby znaleźć balans pomiędzy pracą i czasem na odpoczynek, czego człowiek zwyczajnie potrzebuje.

Czytaj też:
Najnowszy ranking FIVB po Lidze Narodów. Rewelacja turnieju wyprzedziła mistrzów olimpijskich

Kolejny sukces kadry rodzi już niemal sakramentalne pytanie o igrzyska w Paryżu. Myślicie o tym niespełnionym od tylu lat marzeniu o podium dla polskiej siatkówki?

Każdy z nas marzy o sukcesie w Paryżu. Jesteśmy jednak na tyle doświadczeni i rozumiemy, jak to w sporcie wygląda. Jeśli teraz sobie odpuścimy czas budowania drużyny, to nic z tego nie będzie za rok w Paryżu.

Paradoksalnie, choć zmian w naszej drużynie w tym sezonie nie ma wiele, cały czas jesteśmy na etapie budowy. Co więcej, mam wrażenie, że pojedziemy do Paryża i nadal będą elementy, nad którymi będziemy pracować, żeby jeszcze je ulepszyć, poprawić.

Dlatego dzisiaj byłoby szaleństwem skupiać się na tym, co będzie za rok. Wiem, że te nasze odpowiedzi mogą brzmieć banalnie, odnośnie podejścia na zasadzie „z meczu na mecz” czy „turnieju na turniej”, ale innej drogi nie ma. Tylko tak możemy się przygotować do tej najważniejszej imprezy czterolecia.

A o ćwierćfinale igrzysk i tak pewnie będziemy jeszcze nie raz rozmawiać.

Czytaj też:
Tomasz Fornal wskazał swojego „cichego MVP” finałów. Wymowne słowa siatkarza
Czytaj też:
Aleksander Śliwka o decyzji Bartosza Kurka. To dlatego razem wznieśli puchar VNL

Źródło: WPROST.pl