Po sześciu spotkaniach polscy koszykarze zajmowali przedostatnie miejsce grupie złożonej z ośmiu drużyn. Biało-Czerwoni wprawdzie byli jednymi z faworytów do medalu olimpijskiego, ale porażki z Łotwą, Serbią, Chinami i Holandią sprawiły, że sytuacja podopiecznych Piotra Renkiela mocno się skomplikowała. Nasi reprezentanci w meczu z Belgią rozgrywanym we wtorek 27 lipca potrzebowali zdecydowanego zwycięstwa, by awansować do ćwierćfinału.
Obie drużyny nerwowo weszły w mecz, a w pierwszej minucie byliśmy świadkami tylko jednej, skutecznej akcji. Belgowie trafili za jeden punkt, a Biało-Czerwoni próbowali nieskutecznie odpowiedzieć rzutem z dystansu. Po dwóch minutach spotkania było już 3:1 dla naszych rywali.
0,7 sekundy przed końcem
Zawodnicy prowadzeni przez Renkiela mieli problem z odrobieniem strat, a niepotrzebny faul Michaela Hicksa sprawił, że Belgom przyznano dwa rzuty wolne, które ci zamienili na kolejne punkty. Polacy zaczęli grać jednak skutecznie, a po pięciu minutach przegrywaliśmy 8:10. Na niespełna trzy minuty przed końcem spotkania Biało-Czerwonym udało się najpierw wyrównać, a później wyjść na nieznaczne prowadzenie.
Hicks, który źle wszedł w mecz, rozkręcał się z minuty na minutę. To właśnie dzięki jego trafieniom najpierw wyszliśmy na prowadzenie, a później powiększyliśmy przewagę. Belgowie błyskawicznie odpowiedzieli rzutem z dystansu i na niecałe dwie minuty przed końcem było 14:13 dla Polaków.
Rywalom udało się doprowadzić do wyrównania na kilkanaście sekund przed końcem meczu. Zegar zatrzymano, a Belgowie mieli jeszcze 0,7 sekundy na rozegranie akcji. Tę przeprowadzili fenomenalnie, trafiając za dwa punkty i wygrywając 16:14. Kolejna, piąta już porażka sprawiła, że Polacy mają jedynie matematyczne szanse na awans do ćwierćfinału.
Czytaj też:
Rozczarowanie w Tokio. Polki miały walczyć o medal, odpadły w ćwierćfinale