- Tak naprawdę, to dopiero teraz uwierzyłam, że jadę na te igrzyska i to się dzieję naprawdę. Adrenalina w ostatnich dniach była spora, bo do końca nie wiedziałam jak to wszystko będzie wyglądać. Na razie wszystko oglądam i chłonę - powiedziała wioślarka Lotto Bydgostii WSG Bydgoszcz.
Wioślarze mają swoją własną wioskę olimpijską, zlokalizowaną niedaleko toru regatowego w Eton. - Nie zrobiła ona na mnie większego wrażenia, spodziewałam się czegoś innego. Jest sympatycznie, ale stołówka nie robi szału - zaznaczyła.
Pogoda na razie rozpieszcza wioślarzy i jak przyznała Fularczyk, to świetnie wpływa na nastroje w ekipie.
- W Wałczu aura nas nie rozpieszczała, było zimno i wietrznie. Mam nadzieję, że to słońce da nam dużo pozytywnej energii, choć słyszałyśmy, że od piątku ma być załamanie pogody - powiedziała z obawą.
Partnerka Fularczyk Julia Michalska na igrzyskach wystąpi po raz drugi. Cztery lata temu w Pekinie była szósta w skiffie. Podczas igrzysk w stolicy Chin wioślarze mieszkali razem z innymi sportowcami.
- Mało prawdopodobne byśmy podczas pierwszego tygodnia mogły pojechać do Parku Olimpijskiego. Zawody kończymy trzeciego sierpnia, a wylatujemy dwa dni później. Mam jednak nadzieję, że wówczas znajdziemy czas na to by pojechać do centrum miasta, do wioski olimpijskiej i spotkać się z naszymi zawodnikami - mówiła Michalska.
Żeńska osada dwójki podwójnej rywalizację rozpocznie dopiero 6 sierpnia, dlatego na razie spokojnie podchodzą do swojego pierwszego startu.
- Na razie nie skupiamy się jeszcze na pierwszym wyścigu, bo czeka nas jeszcze trochę pracy. Ten tor trochę się zmienił, odkąd byłyśmy tutaj ostatni razem jesienią ubiegłego roku. Przybyło trochę infrastruktury - namioty, trybuny. Wtedy tak naprawdę nie było tutaj nic. Muszę na treningach znaleźć na torze pewne szczegóły, punkty odniesienia - to bardzo ważne podczas wyścigu - wyjaśniła Fularczyk.
Kobieca dwójka podwójna to mistrzynie świata z 2009 roku i brązowe medalistki MŚ z 2010.
PAP, md