Euro, dzień 1: wielki Lewandowski i dramat Szczęsnego

Euro, dzień 1: wielki Lewandowski i dramat Szczęsnego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Robert Lewandowski (fot. Leszek Szymański/PAP) 
Przez chwilę było pięknie, przez chwilę wydawało się, że będzie jak zwykle – ostatecznie skończyło się remisem. Polska, która trzy poprzednie wielkie imprezy piłkarskie zaczynała od porażek 0:2 tym razem wywalczyła punkt, który sprawia, że mecz z Rosją niekoniecznie musi być meczem ostatniej szansy – choć dobrze byłoby go nie przegrać.
W pierwszej połowie meczu z Grekami Polacy grali tak, jak tego od nich oczekiwaliśmy – szybko, pomysłowo, odważnie. Grecy – słynący z żelaznej defensywy – nie byli w stanie powstrzymać sunących na ich bramkę ataków. Kiedy w 17 minucie Lewandowski zamienił na efektowną bramkę dośrodkowanie Łukasza Piszczka wydawało się, że oto rozwiązuje się worek z golami. Zwłaszcza, że Lewandowski powinien wyprowadzić Polskę na prowadzenie już kilka minut wcześniej – wtedy jednak po dośrodkowaniu Piszczka spóźnił się o ułamek sekundy. A kiedy z boiska wyleciał Sokratis Papastathopoulos zwycięstwo Polaków wydawało się czymś oczywistym – jedyne pytanie brzmiało: ile bramek strzelimy jeszcze Grekom?

Nie wiemy co powiedział w szatni polskim piłkarzom Franciszek Smuda – ale wiemy, że to nie podziałało: drugą połowę Polacy zaczęli tak, jakby to oni grali w dziesiątkę. Na boisko wyszła zupełnie inna reprezentacja Polski – taka, którą widzieliśmy w meczach ze Słowacją i Łotwą: ociężała, ospała, bez pomysłu na atak. Tymczasem problemem reprezentacji Polski jest to, że jeśli nie atakuje – to musi się bronić, a stan naszej defensywy pozostawia wiele do życzenia. Jak wiele – zobaczyliśmy w 51 minucie, gdy Wasilewski nie zrozumiał co robi Szczęsny, a Szczęsny nie zrozumiał co robi Wasilewski. Najwięcej z tego wszystkiego zrozumiał rezerwowy Dimitris Salpingidis, który skierował piłkę do naszej bramki.

No właśnie – rezerwowi. Smuda nie zdecydował się na wpuszczenie w przerwie Kamila Grosickiego, Pawła Brożka czy Adriana Mierzejewskiego, którzy – ze świeżym zapasem sił – mogliby dobić osłabionego rywala. Na zmianę nie zdecydował się również w momencie, gdy grający w dziesiątkę Grecy wyrównali. Smuda tłumaczył potem, że chciał wpuścić na boisko Brożka. Ale czekał, czekał i nie zdążył. W 70 minucie po kolejnym ataku w sytuacji sam na sam ze Szczęsnym znalazł się Sapingidis. Rezerwowy, który odmienił losy meczu minął Szczęsnego – i w tym momencie bramkarz miał do wyboru: obserwować jak Grek strzela bramkę na 1:2 lub go sfaulować. Szczęsny wybrał to drugie – i, jak się okazało, tym samym uratował Polaków przed porażką, ale sam zapłacił za to bardzo wysoką cenę. Szczęsny miał zostać jednym z bohaterów turnieju – dziś wiadomo już jednak, że w kluczowym dla losów Polski na Euro meczu z Rosją między słupkami stanie Przemysław Tytoń, bo Szczęsny będzie musiał pauzować po otrzymaniu czerwonej kartki. Tytoniowi należą się wielkie brawa za obronionego karnego (kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko z ławki rezerwowych!), ale Szczęsnego żal, bo jego faul nie był następstwem błędu bramkarza Arsenalu – po raz kolejny zawiodła polska defensywa.

W drugim meczu grupy A Rosja rozbiła Czechy 4:1 – a trener Sbornej po meczu przekonywał, że zwycięstwo powinno być jeszcze bardziej efektowne. I miał rację – Arszawin prostopadłymi podaniami raz za razem uruchamiał rosyjskich napastników, którzy mogli strzelić przynajmniej jeszcze cztery bramki. Czy polscy obrońcy poradzą sobie z ruchliwymi Rosjanami? Po tym co zobaczyliśmy w meczu z Grecją można mieć co do tego poważne wątpliwości. Na szczęście Czechy zdają się być w zasięgu biało-czerwonych, a cztery punkty mogą wystarczyć do wyjścia z grupy, jeśli wyniki innych meczów ułożą się korzystnie dla Polski. Jeśli jednak nie chcemy, by nasz los znalazł się w nogach piłkarzy Grecji i Czech – nie możemy przegrać z Rosjanami. Jest więc prawie jak w 2002, 2006 i 2008 roku – po meczu otwarcia gramy mecz o (prawie) wszystko. W Korei, Niemczech i Austrii po takim meczu zostawał nam już tylko mecz o honor. Jak będzie tym razem? Rozum mówi jedno, serce – drugie.

Artur Bartkiewicz