Wielkość Lewandowskiego polega nie tylko na tym, jak doskonałym jest piłkarzem, ale także na tym, że rozumie co to jest „team spirit”

Wielkość Lewandowskiego polega nie tylko na tym, jak doskonałym jest piłkarzem, ale także na tym, że rozumie co to jest „team spirit”

Robert Lewandowski
Robert Lewandowski Źródło:PAP/EPA / ENRIC FONTCUBERTA
Robert Lewandowski, swoimi kolejnymi występami na boisku, rzuca świat na kolana. Hat-trick strzelony w Lidze Mistrzów Viktorii Pilzno, jeszcze podkręcił histerię uwielbienia, jaka i tak już panowała na punkcie polskiego napastnika. Widać, że „Lewy” doskonale się czuje w Barcelonie, a jego drużyna gra kosmiczny futbol radości. Czy źródłem tych spektakularnych sukcesów nie jest czasem wewnętrzna, mentalna przemiana Roberta?

Ci, którzy pamiętają jak niesamowitą i wyjątkową drużyną był barceloński „Dream Team” Pepa Guardioli – rozkochujący świat w niepodrabialnej Tiki-tace – mogą mieć poczucie, że teraz tamten unikalny czar właśnie powraca. I nawet nie chodzi o to czy „Barca” wygra w tym sezonie Ligę Mistrzów, albo czy sięgnie po tytuł w Hiszpanii. Istotą tego zachwytu jest radosny futbol, jaki gra zespół, którego liderem jest Lewandowski. Ten niesamowity polot, ta lekkość, swoboda, finezja i fantazja, które zdają się być nieosiągalne, niedostępne dla innych drużyn.

Nie można zapominać, że rywalem FC Barcelony była Viktoria Pilzno

Xavi ma niesamowity komfort, może wybierać spośród piłkarzy znakomitych technicznie, mądrych taktycznie, szybkich, i posiadających wizję gry. Ale – nikomu niczego nie umniejszając – najważniejszym ogniwem tej układanki jest oczywiście Lewandowski. Jego poczynania na boisku są tak radosne, jakby każdym podaniem, strzałem czy golem krzyczał do całego świata: „jak ja się cieszę, że tutaj jestem!”. Naprawdę, trudno sobie wyobrazić bardziej spektakularną manifestację ludzkiego szczęścia.

Oczywiście przy tych wszystkich zachwytach nad środowym występem „Lewego” i Barcelony, nie można zapominać, że rywalem na Camp Nou była jedynie Viktoria Pilzno, drużyna co najwyżej przeciętna. A prawdziwy sprawdzian zespół Xaviego będzie miał już za kilka dni, gdy we wtorek (13.09), „Barca” poleci do Monachium na mecz z Bayernem.

Spotkanie to będzie dla Katalończyków nie tylko bardzo trudne pod względem sportowym, ale też wymagające emocjonalnie dla Roberta, który przecież wraca do miejsca, w którym spędził ostatnich 8 lat.

Powrót Roberta Lewandowskiego na Allianz Arenę

Ale, co ważne dla Lewandowskiego, niezależnie od tego, jak publiczność na Allianz Arena go przywita: on tam jedzie bez złych emocji! Bo temat pożegnania z Bawarczykami już zamknął, ma go za sobą. Jeszcze w czasie amerykańskiego, przedsezonowego tournée Barcelony, Robert miał kwestię rozwodu z Bayernem nie do końca przerobioną. Udzielił wtedy kontrowersyjnej wypowiedzi o tym, jak to w Monachium potraktowano go bez należytego szacunku, zaatakował personalnie dyrektora sportowego klubu Hasana Salihamidzicia.

Te „wrzutki” były Lewandowskiemu kompletnie niepotrzebne, bo zaraz dostał zwrotne, mało przyjemne, odpowiedzi ze strony oficjeli Bayernu i samego Salihamidzicia. Konflikt, który wtedy już dogasał, nagle odżył na nowo. A ta zła energia przeszkadzała „Lewemu” na boisku. On nie był w stanie – nawet ze słabszymi rywalami – zdobywać bramek. Odblokował się dopiero wówczas, kiedy wrócił z drużyną ze Stanów i poleciał na jeden dzień do Monachium, by się ostatecznie pożegnać. Tam powyjaśniał to co było do wyjaśnienia i symbolicznie zamknął za sobą stare drzwi.

FC Barcelona cieszy „Lewego”

A otworzył nowe. Po przyjeździe do Katalonii jeszcze przed oficjalną prezentacją na Camp Nou, z głową wyczyszczoną z toksycznej przeszłości, mógł się skupić już tylko na tym, co robi w życiu najlepiej. A kluczowe było to, że nareszcie poczuł, w jak wspaniałym miejscu jest. W klubie-gigancie, z niesamowitą historią i legendą, z uwielbieniem, ze strony kibiców, jakiego nigdy nie zaznał w Bawarii, bo tam ludzie w dużo bardziej powściągliwy sposób okazują swoje emocje.