Prezes ZAKSY Kędzierzyn-Koźle dla „Wprost”: Po Bednorza ustawiła się kolejka. Oto sekret naszych sukcesów

Prezes ZAKSY Kędzierzyn-Koźle dla „Wprost”: Po Bednorza ustawiła się kolejka. Oto sekret naszych sukcesów

Piotr Szpaczek
Piotr Szpaczek Źródło:Newspix.pl / Marcin Bulanda
Sezon 2022/23 PlusLigi był bardzo emocjonujący. Pomimo falstartu na początku sezonu siatkarze ubiegłorocznego mistrza Polski – ZAKSY Kędzierzyn-Koźle zameldowali się w finale tych rozgrywek. Ponadto Kędzierzynianie trzeci raz z rzędu zatriumfowali w Lidze Mistrzów. Prezes klubu Piotr Szpaczek w wywiadzie dla „Wprost” podsumował minioną kampanię.

Jak narodził się sukces ZAKSY? Co było punktem przełomowym, po falstarcie na początku sezonu? Jakie były kulisy pozyskania i przedłużenia kontraktu z Bartoszem Bednorzem? Jak była reakcja na przegraną finale PlusLigi i triumfie w Lidze Mistrzów? Jakie są cele zespołu na przyszły sezon? Na te i wiele innych tematów porozmawialiśmy z prezesem ZAKSY Kędzierzyn-Koźle Piotrem Szpaczkiem.

Norbert Amlicki, „Wprost”: Początek sezonu nie należał do ZAKSY, która była na 5-6 pozycji oraz przegrała z Jastrzębskim Węglem na inaugurację w Superpucharze Polski. Z czego ten fakt wynikał?

Piotr Szpaczek, prezes ZAKSY Kędzierzyn-Koźle: Na pewno spowodowały to zmiany w drużynie. Odszedł Kamil Semeniuk, który był znaczącą postacią oraz pojawił się na środku Dima Paszycki. Po tak istotnych transferach potrzeba trochę czasu żeby się zgrać. Ponadto wpływ na początek sezonu w naszym wykonaniu miało też zmęczenie po sezonie reprezentacyjnym.

Przez m.in. to potrzebowaliśmy trochę więcej czasu by wejść w odpowiedni rytm, niż drużyny, które mogły się w komplecie przygotowywać do sezonu. W zespołach mających w swoich szeregach wielu reprezentantów kalendarz ligowy i reprezentacyjny działa na niekorzyść. Wielu zawodników przyjechało do nas tuż przed rozpoczęciem ligi. Te elementy wpłynęły na fakt, że początek sezonu w naszym wykonaniu nie był optymalny.

Czy to jest największy minus dużego klubu z wieloma reprezentantami na pokładzie?

To bardziej duma niż problem, ale w klubie musimy reagować na braki kadrowe inaczej, niż drużyny, które razem trenują od początku okresu przygotowawczego. Nie nazwał bym tego problemem, bo źle brzmi.

Każdy, kto zatrudnia zawodników grających w reprezentacji musi mieć świadomość, że muszą wejść w sezon w innym rytmie. Ja bym to nazwał odpowiednim podejściem do sprawy, co oczywiście odróżnia nas od innych zespołów, które na początku sezonu mogą wyglądać trochę lepiej.

Czy po falstarcie spodziewaliście się, że zagracie w finale LM i dojdziecie do finału play-offów PlusLigi? W wywiadzie dla weszlo.com Łukasz Kaczmarek stwierdził, że gdyby w grudniu ktoś mu powiedział, że zagra o trzecią z rzędu LM, by nie uwierzył.

Mieliśmy różne momenty w sezonie. Na szczęście uniknęliśmy zbyt wielu kontuzji, choć pojawiały się urazy, które utrudniały wejście w odpowiedni rytm meczowy. Rzeczywiście, w grudniu nasza gra nie wyglądała najlepiej i nie zanosiło się, że sięgniemy znowu po Ligę Mistrzów.

Każdy z nas wierzył, że jesteśmy w stanie to osiągnąć. Ja osobiście uważałem, że nas na to stać, co wielokrotnie podkreślałem. Przed rozpoczęciem sezonu mieliśmy założenia, by znaleźć się w każdym finale – Puchar Polski, PlusLiga i Liga Mistrzów. Co do zwycięstw, powtarzałem, że boisko zweryfikuje i niech wygra lepszy. Udało nam się osiągnąć triumfy w pucharach, a ligę niestety przegraliśmy.

Naprawdę wierzyłem głęboko, że wszystkie cele zrealizujemy. Czasem może brzmiałem nawet niewiarygodnie po porażkach m.in. z Nysą, ale do końca wiedziałem, że w końcu zaskoczymy oraz że mamy zażartych i zmotywowanych chłopaków w drużynie, którzy się nie poddadzą i powalczą o trofea.

Skoro w grudniu – jak sam pan wspomniał – nie zanosiło się na to, że znów zatriumfujecie m.in. w Lidze Mistrzów, czy rozważaliście zmianę trenera Tuomasa Sammelvuo?

Nigdy nie było takich planów. Nawet przez chwilę nie miałem takiej myśli w głowie, żeby zmieniać trenera.

W pewnym momencie sezonu wskoczyliście na odpowiednie tory i zaczęliście grać tak, jak przyzwyczailiście do tego kibiców. Co pana zdaniem było punktem przełomowym w zakończonym już sezonie?

Na pewno przyjście Bartosza Bednorza. On w pewnym stopniu odmienił naszą drużynę. Bartek dodał trochę świeżości i pewności siebie. Może nie było tego widać dzień, czy dwa dni po jego dołączeniu, ale po jakimś czasie od jego transferu wiedzieliśmy, że wracamy do takiego grania, do którego przyzwyczailiśmy.

Jak wyglądały kulisy tego transferu? Wiele klubów biło się o niego? Musieliście przebijać oferty rywali, czy sam Bednorz był zainteresowany przyjściem do ZAKSY?

To jest moje know-how i chciałbym zachować dla siebie. Jedyne, czym mogę się podzielić, to jest fakt, że kolejka po Bartka była bardzo długa.

Poza tym Bednorz zostaje na przyszły sezon, to pewnie też nie było łatwe do osiągnięcia. Z tego co czytałem, jakiś czas temu rada drużyny na czele z Aleksandrem Śliwką zaaranżowała spotkanie, podczas którego miały być poruszane właśnie kwestie kontraktu Bednorza. Czy często sami zawodnicy przychodzą z Panem rozmawiać o różnych kwestiach?

Bardzo się cieszę z tego, że zostaje. Do spotkania doszło już po tym, jak Bednorz przedłużył z nami kontrakt. Nie ma takich sytuacji i spotkań ze mną, żeby rada drużyny przychodziła i mówiła, kto ma grać. Każdy zawodnik może się wypowiedzieć w wymianach z trenerami. Natomiast jeśli chodzi o specjalne wizyty, to nie ma czegoś takiego.

Jesteśmy profesjonalnym klubem. Dyrektor sportowy wraz ze sztabem szkoleniowym ma pełen przegląd w kwestii zawodników. Ja pilnuję, by był budżet na danego zawodnika i wtedy zaczynają się negocjacje. Nie ma zwyczaju, by zawodnicy przychodzili i mówili, kto ma grać.

Na tym spotkaniu, o którym pan wspomina byłem nieobecny. Z tego co wiem, zawodnicy wyszli na zwykłą kawę. Kiedy się umawialiśmy Bednorz miał decydować o swojej przyszłości. Finalnie, jak już do niego doszło, zdążyliśmy wcześniej uścisnąć sobie dłoń, więc Bartek przyniósł na meeting świetne wieści.

Przechodząc do rozgrywek, ostatecznie finał PlusLigi przegraliście 3:0, czy ta przegrana bolała, bardziej albo inaczej niż zwykle, bo mieliście szansę na potrójną koronę (Puchar Polski, PlusLiga i Liga Mistrzów)?

Tak naprawdę, przed oficjalnym finałem mistrzostw Polski rozegraliśmy co najmniej cztery dodatkowe mini-finały. Uważam, że mecz z Trentino, był jednym z nich. To były zacięte, obciążające mentalnie spotkania, w których zagraliśmy z maksymalną liczbą setów.

Później podjęliśmy zespół z Perugii, podczas którego musieliśmy się wznieść na wyżyny. Wielki szacunek dla zawodników, że wygraliśmy z tak wielką i napakowaną gwiazdami drużyną, bo dla takiego zespołu jak nasz jest wielkim wyczynem. Udowodniliśmy wtedy, że trzeba się z nami liczyć. Później mieliśmy potyczkę z doskonale dysponowanym Projektem Warszawa oraz Asseco Resovią Rzeszów, świetnie radzącą sobie w PlusLidze i liderem po fazie zasadniczej.

Małych finałów rozegraliśmy więcej i w meczu z Jastrzębskim Węglem przyszedł moment, że mimo motywacji i chęci kolejnego sukcesu, zabrakło nam niewiele. Ukłony również dla jastrzębian, bo zagrali bardzo dobrze i trzeba im to oddać. Odnieśli zasłużone zwycięstwo, bo jeśli ktoś triumfuje w trzech spotkaniach, nie ma w tym przypadku.

Wracając na moment do Ligi Mistrzów, jak czuliście się grając przeciwko Semeniukowi, bo to była wasza pierwsza okazja od czasu transferu?

No była to bardzo dziwna i nietypowa sytuacja, bo jest chłopakiem z Kędzierzyna-Koźla. Wychowywał się w naszym klubie, jeszcze niedawno tu trenował i razem wznosiliśmy wszystkie puchary.

Taki jest sport i musimy akceptować te sytuacje i się do nich przyzwyczaić. Ale w przypadku Kamila towarzyszył również dodatkowy, emocjonalny aspekt. Jeszcze raz powtórzę, było to dziwne uczucie, ale kiedy rozpoczął się mecz, w którym staliśmy naprzeciwko sobie, nie mieliśmy sentymentów. Kolegami z powrotem staliśmy się po spotkaniu.

Czy tych dwóch triumfach nad Perugią w Lidze Mistrzów rozmawiał pan z Semeniukiem i zakomunikował mu może, żeby się nie wygłupiał i wracał do domu?

Nie (śmiech). Kamil był po porażce rozczarowany, więc pogratulowałem mu tego spotkania i uściskaliśmy się. Nie było żadnych śmiechów i rozmowy o ewentualnym powrocie.

Wcześniej rozmawialiśmy o porażce z Jastrzębskim Węglem w PlusLidze. W Lidze Mistrzów udało wam się zrewanżować. Czy po trzecim triumfie z rzędu już mozna oficjalnie stwierdzić, że są to wasze rozgrywki?

(Śmiech). My zawsze z wielką pokorą i szacunkiem podchodzimy do każdego przeciwnika we wszystkich rozgrywkach, aczkolwiek po wynikach w ostatnich trzech latach, wiele osób może taki wniosek wyciągnąć.

Trzy triumfy w Lidze Mistrzów udawały się wcześniej wielu klubom, ale takie zjawisko nie zdarza się często. Powiedziałbym raczej, dominacja polskich drużyn w Lidze Mistrzów jest coraz większa. Nieszczęśliwie trafiliśmy na baraże z Zawierciem, które ostatecznie wygraliśmy. Moim zdaniem gdyby zawiercianie trafili na kogoś innego, to trzy polskie zespoły znalazłyby się bliżej półfinału.

Trzykrotny triumf w Lidze Mistrzów jest czymś pięknym. Kiedyś było tak, że obawialiśmy się drużyn włoskich, według mnie teraz sytuacja się zmienia i Włosi nie chcą powoli grać z Polakami. Jest to olbrzymią zasługą środowiska siatkarskiego PlusLigi, która weszła na bardzo wysoki poziom organizacyjny, sportowy oraz finansowy. Dzięki temu możemy bić się o najwyższe laury również w Lidze Mistrzów.

W takim razie polskie drużyny nie będą chciały grać w LM przeciwko innym zespołom z PlusLigi.

To na pewno (śmiech)! Nie chcę nikogo pominąć, ale mamy kilka drużyn tak mocnych, że może się wszystko zdarzyć. Jest Rzeszów, Zawiercie, Jastrzębie, Warszawa, i my. Zespoły są świetnie budowane i mają takich zawodników w składzie, że pozostaje się tylko cieszyć z tak wysokiego poziomu w PlusLidze.

Zadałem to pytanie prezesowi Jastrzębskiego Węgla, to zadam je również panu – w tym sezonie mierzyliścię się z Jastrzębianami we wszystkich możliwych finałach, czy drużyna pana Gorola nie śniła się czasem panu po nocach?

Raczej Jastrzębski Węgiel nie śnił mi się po nocach, aczkolwiek my między sobą rozegraliśmy już tyle spotkań w ostatnich kilku latach, że znamy się doskonale. W naszym przypadku często o zwycięstwie decyduje dyspozycja dnia i błysk poszczególnego zawodnika.

Znamy się jak łyse konie. Mecze między nami są na takim poziomie, że wyniku nikt nie jest w stanie wcześniej przewidzieć. Trzeba przyznać, że nikt się nie spodziewał, że przegramy finał PlusLigi 0:3, ale też po tej porażce nikt nie mógł przesądzić, że się odbudujemy i zatriumfujemy w Lidze Mistrzów. To jest piękno tego sportu.

Jak zawodnicy zareagowali na porażkę w finale PlusLigi? Trzeba było ich dodatkowo motywować przed finałem LM?

Na pewno byliśmy smutni, bo chcieliśmy wygrać. Staraliśmy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, by wrócić do Kędzierzyna-Koźla na kolejny mecz, ale rywal grał lepiej. Byliśmy jednak mentalnie wyczerpani po kilku małych finałach i ten fakt przy świetnej grze Jastrzębskiego Węgla sprawił, że przegraliśmy. Po finale PlusLigi zawodnicy dostali parę dni wolnego, zresetowali głowy i po tym wrócili na trening.

Odbywały się również rozmowy motywacyjne, które inicjował sztab trenerski. Mamy w swoich szeregach tak doświadczonych zawodników, że pracuje się z nimi dużo łatwiej. Moi podopieczni zdają sobie sprawę, jak smakuje Liga Mistrzów, czy mistrzostwo Polski oraz wiedzą, co zrobić, by ich organizmy oraz głowy wróciły na odpowiednie tory.

Porównując z zeszłorocznym medalem Ligi Mistrzów, kiedy zdobyliście również mistrzostwo Polski, tegoroczny triumf w tym europejskim pucharze smakuje inaczej?

Ten finał Ligi Mistrzów smakuje najlepiej ze wszystkich, bo sezon był bardzo ciężki. Nasz sukces rodził się w bólach, a im większy ból na początku, tym zwycięstwo bardziej smakuje, w przeciwieństwie do tego, gdy idzie łatwo.

W Lidze Mistrzów wyrównaliście wynik Trentino z lat 2008/09 – 2010/11, teraz możecie dogonić Zenit Kazań, który triumfował w tych rozgrywkach czterokrotnie w sezonach 2014/15 – 2017/19. Czy taki jest cel na przyszły sezon?

Oczywiście, że tak. W przyszłym sezonie dojdzie do niewielkich zmian w składzie, a mamy bardzo silną drużynę. Naszym celem będzie znów znalezienie się w każdym finale i będziemy o to walczyć. Jak już się tam dostaniemy, zrobimy wszystko, by wygrać.

Takie mamy cele, ale wiemy, że to nie będzie proste do zrealizowania, bo mamy wiele drużyn na wysokim poziomie. W myśl powiedzenia „bij mistrza”, z sezonu na sezon gra się nam coraz trudniej, bo każdy chce nas pokonać.

Jak to jest, z roku na rok jesteście „rozkradani”, a wy ciągle trzymacie ten sam bardzo wysoki poziom? Np. w ubiegłym roku odszedł m.in. Kamil Semeniuk, czyli wychowanek i fundamentalna postać w zespole. Od 2021 roku, czyli od wtedy, kiedy pierwszy raz wygraliście Ligę Mistrzów zostało wam trzech podstawowych zawodników – Aleksander Śliwka, Łukasz Kaczmarek i David Smith. Plus postacie drugoplanowe jak Korneliusz Banach, Bartłomiej Kluth, czy Adrian Staszewski. Nawet trenerzy się zmieniali, bo w ciągu ostatnich trzech kampanii klub prowadzili Nikola Grbić, Gheorghe Cretu i Tuomas Sammlvuo.

To zasługa całego środowiska siatkarskiego i wszystkich pracowników klubu, którzy dokładają wszelkich starań, by zawodnicy oraz sztab mieli wszystko, czego im potrzeba. Trenerzy pracują na to, by nasi chłopcy byli zawsze doskonale przygotowani fizycznie i mentalnie oraz zawsze byli zdrowi. Cała obsługa jest jednym z kluczów, że tak wszystko wygląda.

Poza tym, o czym wspomniałem główną rolę odgrywają tu oczywiście zawodnicy, oni ostatecznie wygrywają nam te wszystkie trofea.

Uważam, że za sukcesami ZAKSY stoi familijność i świadomość tego, że wszyscy gramy do jednej bramki. Nawet, jak pojawiają się problemy, czy złe wyniki, nie spuszczamy głów i myślimy, jak daną rzecz naprawić. Szybko reagujemy i wszyscy dają z siebie wszystko, by wrócić na odpowiednie tory.

Poza tym mamy cudownych kibiców, bo nawet jak przegrywamy jeżdżą z nami po całej Polsce i Europie. Będąc w Turynie spotykaliśmy znajomych z klubu kibica, którzy pojechali nas wspierać podczas finału Ligi Mistrzów. Wszyscy, którzy mnie spotkali mówili jedno, że zwyciężymy. Coś takiego daje nam zastrzyk niewyobrażalnej energii, który również nam się udziela. Po przegranym meczu 0:3 w finale PlusLigi, nasi fani w finale LM kibicowali nam tak, że aż się głos łamie, jak sobie przypomnę.

Zmieniając na chwilę temat, minęło prawie 1,5 roku, od kiedy zastąpił Pan Sebastiana Świderskiego na stanowisku prezesa ZAKSY. Jak to było wejść w jego buty i czy od początku Pana kadencji zakładał pan, że osiągnie takie sukcesy?

Powiem szczerze, że jak zastępowałem na tym stanowisku Sebastiana, nie zakładałem żadnych sukcesów. Przyszedłem tu z jednym przesłaniem, że zrobię wszystko, by klub dobrze funkcjonował. Nie wiedziałem, czy będzie lepiej, czy gorzej, ale zawsze mówiłem, że będzie inaczej.

Co ciekawe, jest tak samo dobrze, jak za czasów, kiedy Sebastian Świderski był prezesem ZAKSY, nawet mogę się pokusić o stwierdzenie, że jest odrobinę lepiej, ze względu na trzy korony zdobyte w ubiegłym roku, co jest historycznym wyczynem.

Współpracowałem z Sebastianem od 2015 roku, więc jeśli chodzi o znajomość klubu było mi zdecydowanie łatwiej. Wiele rzeczy wiedziałem, więc nie sprawiałem problemu. Oczywiście pojawiały się też sprawy, które musiałem poznać i się ich nauczyć. Ale moją myślą przewodnią było, by klub funkcjonował jak najlepiej i żeby nikomu niczego nie zabrakło, bez względu na to, czy jest trenerem, zawodnikiem, czy jakimkolwiek innym pracownikiem. Chciałem, by wszyscy czuli się bezpiecznie.

Nie myślę o sukcesach, czy zwycięstwach, tylko o tym żeby zrobić wszystko, by one się pojawiły. To jest sport i zdajemy sobie sprawę, że nawet robiąc wszystko, co w naszej mocy, nieraz trzeba uznać wyższość rywala.

Wracając do gry, w skali od jeden do 10, jak oceniłby pan ten sezon?

Biorąc pod uwagę osiągnięty wynik w Lidze Mistrzów, ocenię go na dziesiątkę, mimo że przegraliśmy w walkę o mistrzostwo Polski. Jednak nasz sukces w europejskim pucharze przeważa. Gdybyśmy kogokolwiek zapytali, czy wolałby żebyśmy byli na miejscu Jastrzębskiego Węgla, czy na miejscu ZAKSY, raczej wszyscy odpowiedzieliby, że na naszym.

Z racji tego, że mamy koniec sezonu, pozwolę sobie zapytać o to, co pan sądzi o nowym formacie PlusLigi. W tym sezonie mieliśmy dwie drużyny więcej, a jak sobie policzyłem, Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle rozegrała na wszystkich frontach 57 spotkań?

Są różne głosy na ten temat, czy zawodników, czy prezesów innych klubów. Każda forma ma swoje plusy i minusy i ta również, bo jednak w tym roku pojawiły się dwa miejsca więcej do propagowania siatkówki. Oczywiście tych meczów jest więcej i drużyny grające w europejskich pucharach odczuwają to najbardziej.

Z jednej strony jest mnóstwo plusów, bo siatkówka się rozrasta, a z drugiej przychodzi zmęczenie ze względu na europejskie puchary. Nie oceniam tego źle, natomiast uważam, że każda drużyna wyciąga z tego systemu jak najwięcej dla siebie. Przyjdzie czas, że w gronie prezesów ten czas podsumujemy, czy ta zmiana była dobra, zła, czy może coś zmienić.

Czy oprócz Takvama, który sam się wygadał planujecie kolejne wzmocnienia, albo już na 100 proc. ktoś odchodzi z klubu? Może jest już coś, co może Pan oficjalnie ogłosić?

Teraz nie chciałbym rozmawiać na temat składu na przyszły sezon, wszelkie zmiany będziemy przedstawiać w oficjalnych komunikatach Klubu.

Czytaj też:
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle i Jąstrzębski Węgiel podjęły kluczową decyzję. Zrobiły to solidarnie
Czytaj też:
Wyjaśniła się przyszłość polskiego trenera. Najpierw został zbawcą, a teraz dostał nagrodę

Źródło: WPROST.pl