Iga Świątek już od ponad roku jest liderką światowego rankingu, ale szersza publiczność usłyszała o niej w 2020 roku, kiedy to nastolatka z Polski triumfowała w wielkoszlemowym turnieju Roland Garros. Od tego czasu tenisistka dostarcza kibicom emocji, zapisując kolejne tytuły na swoim koncie.
Iga Świątek: Gdyby nie mój tata, to pewnie już kilka razy skończyłabym z tenisem
Ale po drodze na szczyt zdarzały się także trudniejsze chwile – do tego stopnia trudne, że Iga Świątek zastanawiała się, czy nie porzucić rakiety w kąt. W słabszych momentach tenisistka mogła liczyć na wsparcie swojego taty.
Gdyby nie mój tata, to pewnie już kilka razy skończyłabym z tenisem. Kiedyś nie byłam świadoma tego, co tenis może przynieść mi w życiu i jak moje życie może wyglądać, gdy rzeczywiście będę ciężko pracować. Tata nieustannie wierzył, że osiągnę sukces i mam predyspozycje do tego, żeby być dobrą zawodniczką – wspomina Iga Świątek w wywiadzie dla „Wprost”.
– Od dawna nie myślałam o tym, że nie warto już grać, bo moje obecne wyniki najczęściej mnie satysfakcjonują, to mój trzeci rok w światowej czołówce. Wiadomo, że są takie momenty, kiedy bycie na topie przytłacza, kiedy pojawią się myśli, że od tygodni trenujesz i grasz, a nie idziesz do przodu. Ale nie dochodzę ostatecznie do takiego etapu, żeby powiedzieć, że mam tego dość – dodaje tenisistka.
Około trzy lata temu Iga Świątek po raz ostatni myślała o tym, żeby dać sobie z tenisem spokój. – Nie byłam wtedy jeszcze na tyle dojrzała, żeby samej sobie wyjaśnić, że to jest tylko jakiś przejściowy moment, a ciężka praca sprawi, że uda mi się to pokonać. Ogromnym wsparciem była dla mnie i nadal jest Daria Abramowicz. Ona właściwie sprawiła, że nauczyłam się to wszystko przepracowywać i patrzeć na szerszy horyzont. Zdawać sobie sprawę, że jak mam słabsze momenty, to nadal mogę być z siebie dumna – twierdzi tenisistka, podkreślając efekty współpracy z psychologiem sportowym.
Wielka presja i ogromne oczekiwania. „Czasami nerwy puszczają”
Buzujące emocje nie zawsze da się utrzymać na wodzy, a niezadowolenie z wyników na korcie czy presja, którą wywołuje pompowany często balon oczekiwań, dodatkowo je podsycają. W wywiadzie dla „Wprost” Iga Świątek mówi otwarcie, że czasami to emocje biorą górę, ale ponad tymi incydentalnymi sytuacjami jest ogromna wdzięczność dla zespołu, który pomaga jej się rozwijać.
Sportowcy i osoby publiczne zmagają się z presją, a to sprawia, że czasami nerwy puszczają. Są sytuacje, w których mój team musi mieć do mnie ogromną cierpliwość i musi też wybaczać mi niektóre wybuchy. Myślę, że wszyscy sportowcy przeżywają takie trudne momenty. Jedni są spokojniejsi, a inni wyraźniej pokazują niezadowolenie i przelewają je na swój zespół. Ja nie chcę okazywać takich emocji względem innych – podkreśla tenisistka.
– Jestem ogromnie wdzięczna za to, że mój team jest ze mną i bardzo mnie wspiera, właściwie przez cały rok. Chciałabym, żeby oni o tym wiedzieli i to chciałabym pokazywać. Ale prawda jest taka, że jak nie wychodzi, jak nie jesteśmy z siebie zadowoleni, to czasami te najbliższe osoby, które nam towarzyszą na turniejach, są tymi, które – kolokwialnie mówiąc – oberwą. Nie jestem z tego dumna, ale mam nadzieję, że mój team pamięta, że jestem im wszystkim naprawdę wdzięczna i że razem wykonujemy po prostu dobrą pracę, która sprawia, że coraz lepiej gram w tenisa – dodaje.
Iga Świątek: Czasami oszukuję własną głowę
Iga Świątek podkreśla, że najlepszą receptą na to, aby na korcie utrzymać nerwy na wodzy, jest „pozostawać tu i teraz”. Gdy nic nie idzie po myśli sportowca, pojawia się frustracja, ale gdy wszystko układa się idealnie, również mogą wystąpić problemy. „Jedynka” światowego rankingu opowiada o tajnikach swojej gry, które w takich chwilach pozwalają jej utrzymać koncentrację.
Mecz tenisowy jest przecież długi, mamy przerwy między punktami. Myśli czasami dryfują. Ale najważniejsze jest to, żeby w trakcie spotkania nie wybiegać za bardzo w przyszłość, żeby pozostać w takim trybie koncentracji – mówi Iga Świątek.
– Czasami oszukuję własną głowę i mówię sobie po cichu, że jest inny wynik niż na tablicy. Jak prowadzę mecz, zwłaszcza wysoko, to lubię powiedzieć, że jest 1:3 i przegrywam, i muszę przełamać swoją przeciwniczkę. To pomaga mi być ciągle czujną, taką na palcach, gotową. Nucenie piosenek czasem też pomaga, ale najtrudniejszą robotą jest dobrać odpowiedni sposób do sytuacji. Daria Abramowicz i mój trener Tomek Wiktorowski dają mi narzędzia, a mi pozostaje wybrać to właściwe w zależności od czasu, w jakim jestem. Póki co częściej wybieram te właściwe – podsumowuje.
W wywiadzie dla „Wprost” Iga Świątek mówi także o tenisowych rozgrywkach w dobie wojny toczącej się w Ukrainie i odpowiada na pytanie, czy Rosjanie i Białorusini powinni pojawiać się na kortach. Sportsmenka mówi również o pojawiającym się hejcie, który dotyka nie tylko jej, ale także grono najbliższych. Tenisistka opowiada także o sportowym marzeniu i tym, co chciałaby osiągnąć poza kortem.