Gdyby Fernando Santos to zrobił, trudno byłoby mu się dziwić. PZPN ma tylko jeden argument

Gdyby Fernando Santos to zrobił, trudno byłoby mu się dziwić. PZPN ma tylko jeden argument

Fernando Santos i Cezary Kulesza
Fernando Santos i Cezary Kulesza Źródło:PAP / Leszek Szymański
Po słowach sekretarza generalnego PZPN wydaje się, że szanse na odejście Fernando Santosa z reprezentacji Polski są niewielkie. Gdyby jednak Portugalczyk zdecydował się na taki krok, byłoby to więcej niż zrozumiałe.

23 lipca gruchnęła wiadomość, że już niebawem może dojść do kolejnej zmiany na stanowisku selekcjonera , gdyż Fernando Santos planuje zrezygnować z posady i przenieść się do Arabii Saudyjskiej, by trenować Al-Shabab. Informacja ta – jak napisał Łukasz Gikiewicz na Twitterze – wyszła od arabskiego dziennikarza rzekomo doskonale zorientowanego w realiach tego klubu. Trwoga zapanowała, a z nią oczywiście kolejny bałagan organizacyjny. Tylko samemu szkoleniowcowi trudno byłoby się dziwić, gdyby faktycznie postanowił zmienić pracę.

Fernando Santos pracuje w toksycznych warunkach

Gdy powyższa plotka zaczęła krążyć w mediach, szybko pojawiły się dość oczywiste porównania – do rejterady, jakiej półtora roku temu dokonał Paulo Sousa. Bo też Portugalczyk, bo też w trakcie eliminacji, bo też dla większych pieniędzy, bo też sporo obiecał, a efektów brak, bo też uderzał w patetyczne tony („Od teraz też jestem Polakiem”), które nie znaczą nic. W pewnym sensie trudno z tym dyskutować, choć okoliczności obu sytuacji różnią się diametralnie. Jakkolwiek spojrzeć, odejście obu różniłoby się tym, że Santos opuściłby naszą kadrę i federację w momencie jej największego kryzysu od lat, co do którego w żaden sposób się nie przyczynił. I tu właśnie jest pies pogrzebany – kto normalny chciałby pracować w tak toksycznym, autodestrukcyjnym, a czasami nawet patologicznym środowisku?

Niedawno na łamach „Wprost” ukazał się artykuł dotyczący degrengolady w Polskim Związku Piłki Nożnej, gdzie afera goni aferę. Wyliczaliśmy w nim kolejne skandale i wizerunkowe porażki, które razem wzięte sprawiają, że praca w roli trenera Biało-Czerwonych to na pewno nie jest posada o cieplarnianych warunkach. Szybkie przypomnienie niedawnych afer:

  • Zabranie Mirosława Stasiaka na mecz z Mołdawią przez jednego ze sponsorów (choć niektóre źródła nadal sugerują, iż była to inicjatywa prezesa związku);
  • Fatalna, spóźniona reakcja na tę aferę, przez którą PZPN-owi groziła utrata kilku sponsorów, a tym samym wielu milionów przychodu;
  • Afera premiowa i jej skutki;
  • Konflikt między Grzegorzem Krychowiakiem i lekarzem kadry, Jackiem Jaroszewskim;
  • Skandal wywołany w samolocie w drodze powrotnej z Kiszyniowa;
  • Szeroko rozumiana fatalna komunikacja z samym Santosem, na przykład w sprawie meczu towarzyskiego z Niemcami.

Fernando Santos znalazł się na dywaniku

Nie sposób dziwić się podczas lektury tekstu z poniedziałkowego wydania „Przeglądu Sportowego”, czytając o tym, iż Portugalczyk „jest rozczarowany nie tylko wynikami reprezentacji Polski w kwalifikacjach do Euro 2024, ale ogólną atmosferą wokół kadry”. Gdy Santos mówił Tomaszowi Ćwiąkale, że „problemy to on miał w Grecji”, chyba nie spodziewał się, w jakim cyrku przyjdzie mu brać udział już niebawem.

Jak w takiej atmosferze spokojnie budować cokolwiek? Zwłaszcza na stanowisku, gdzie wyjątkowo mocno liczą się umiejętności miękkie, a wszystko powinno opierać się na fundamencie doskonałych relacji? Gdzie – patrząc od szefa federacji, przez działaczy i sztab, aż po piłkarzy – zwyczajnie ich brakuje?

Tajemnicą poliszynela jest też fakt, iż zaufanie do 69-latka znacznie zmalało po kuriozalnej porażce w Kiszyniowie. Tuż po niej doszło nawet do spotkania Cezarego Kuleszy z trenerem, które opinia publiczna odebrała jako „wezwanie na dywanik”, a nikt z federacji w sumie temu nie zaprzeczył. Pytanie, czy to przypadek i kolejny symptom fatalnej komunikacji PZPN-u ze światem zewnętrznym, czy jednak jednoznaczny sygnał?

Kto z kogo zrezygnuje i dlaczego?

Do prawdy zapewne nigdy nie dojdziemy, ale w tej chwili nie jest to tak istotne. Dużo ważniejszy z perspektywy wizerunkowej – a ona powinna liczyć się dla obu stron – będzie sposób rozegrania całej sytuacji. Ze słów prezesa PZPN wynika, iż kontrakt Santosa jest skonstruowany w taki sposób, że doskonale zabezpiecza on interesy federacji i jednostronne zerwanie go byłoby dla szkoleniowca wyjątkowo niekorzystne. Natomiast gdyby faktycznie do rozstania doszło z jego inicjatywy, mógłby później pójść w narrację, że to on zrezygnował z tego projektu, a nie projekt z niego. Różnica jest zasadnicza.

Gdyby to jednak Kulesza zdecydował się zwolnić 69-latka po ewentualnej kolejnej wpadce z Wyspami Owczymi lub Albanią, selekcjoner odchodziłby jako przegrany. I to dosłownie, ponieważ awans Polaków na Euro 2024 stałby się wówczas praktycznie niemożliwy. Co prawda koszta zostałyby wówczas przerzucone na PZPN, a to również jest ważny argument w całej sprawie. Z trzeciej strony nie wiadomo, czy Santosowi opłacałoby się czekać. Zainteresowanie ze strony Al-Shabab pojawiło się teraz, w lipcu, a czy byłoby również we wrześniu? Ryzykowna sprawa.

Portugalczyk zapewnił Wachowskiego, że jest poważnym człowiekiem i zamierza respektować warunki swojej umowy. Jednocześnie sekretarz generalny PZPN dodał też coś bardziej niepokojącego. – Chciałbym zagwarantować, że Santos będzie z nami do Euro, ale życie pisze różne scenariusze – podkreślił w rozmowie z Kanałem Sportowym. Furtka pozostaje więc uchylona i tylko wyjątkowy naiwniak by tego nie dostrzegł.

Rysy na pomniku Fernando Santosa

W całej sprawie jednocześnie warto pamiętać, iż Portugalczyk nie jest nieskazitelny. Oprócz stricte sportowych spraw parę rzeczy można byłoby mu zarzucić. Na przykład to, że miał mocno angażować się w kwestię rozwoju szkolenia młodzieży, na stałe mieszkać w Warszawie i generalnie znacznie mocniej wsiąknąć w nasze środowisko piłkarskie. W praktyce pojawia się w naszym kraju raczej sporadycznie, a nas co chwilę dochodzą słuchy, że akurat przebywa na urlopie.

Oczywiście, specyfika pracy selekcjonera jest dość freelancerska, aczkolwiek trudno oprzeć się wrażeniu, że pierwotne ustalenia co do zaangażowania Santosa były nieco inne.

No i na koniec pozostają jeszcze względy finansowe, których nie sposób pominąć. Naturalnie Santos nie jest już z wieku czy sytuacji zawodowej obligującej go do tego, by kierować się pobudkami typu „chcę zabezpieczyć rodzinę na wiele lat”. Pod tym względem na pewno zdołał zarobić odpowiednio dużo pieniędzy już wcześniej, zainwestować je i tak dalej. Wiadomo natomiast, iż moc finansowa Arabii Saudyjskiej jest niemalże nieskończona, dlatego też kilkukrotna przebitka w pensji nadal pozostaje doskonałym argumentem, nawet dla człowieka dobiegającego siedemdziesiątki. W Polsce jego pensja przekracza 100 tysięcy euro miesięcznie i nie ma wątpliwości co do tego, że w Al-Shabab Santos otrzymałby znacznie więcej.

To byłby alarm dla polskiej federacji

Mimo wszystko jednak gdyby 69-latek rzeczywiście postanowił zerwać swój kontrakt i przenieść się do Al-Shabab, byłaby to kolejna wizerunkowa klapa dla PZPN-u. Oczywiście wiadomo, co byśmy usłyszeli ze strony związku – że to on uciekł, że to on zachował się nie fair i… Nawet miałoby to sens. Niemniej jednak z zewnątrz to wyglądałoby po prostu słabo, gdyby po zatrudnieniu pierwszego sensownego (przynajmniej na papierze) selekcjonera od wielu lat ten zrezygnował już po czterech meczach, z własnej inicjatywy ze względu na wiele pozasportowych problemów.

Reasumując, wydaje się, że Cezary Kulesza i federacja nie mają obecnie zbyt wielu argumentów po swojej stronie i ku temu, by zatrzymać Santosa, gdyby zaszła taka potrzeba. Najważniejszy i niemalże jedyny dotyczy właśnie ewentualnego odszkodowania, które szkoleniowiec musiałby zapłacić za zerwanie kontraktu. A jednocześnie zupełnie nie zdziwiłby nikogo również taki scenariusz, według którego to Saudyjczycy zafundowaliby mu tę możliwość. Wtedy można byłoby już co najwyżej rozłożyć ręce w geście bezradności i zaakceptować ten fatalny stan rzeczy, do którego w dużej mierze doprowadziła sama federacja.

Czytaj też:
Cezary Kulesza zabrał głos ws. Fernando Santosa. Postawił sprawę jasno
Czytaj też:
Zbigniew Boniek zaatakował Janusza Kowalskiego. Otrzymał mocną odpowiedź