W lipcu 2023 roku Biało-Czerwoni wygrali Ligę Narodów pierwszy raz w historii istnienia tych rozgrywek. O tym wielkim sukcesie rozmawiamy z Marcinem Możdżonkiem, byłym reprezentantem Polski, który jest pod wrażeniem dokonania kadry Nikoli Grbicia. Co jest wielką zasługą naszego selekcjonera? Dzięki czemu wygraliśmy cały turniej? Kto jest już siatkarzem kompletnym i spaja cały zespół? Kogo wybrałby na MVP? Dlaczego kłopot bogactwa to komfort? Jaki powinien być cel Polaków na mistrzostwach Europy? Zapraszamy do lektury.
Marcin Możdżonek o Nikoli Grbiciu, Aleksandrze Śliwce i sukcesie Polaków
Czy pan spodziewał się, że Biało-Czerwoni będą w stanie wygrać całą Ligę Narodów, patrząc na to, jak spisywali się we wcześniejszych etapach rozgrywek?
Na pewno wiedziałem, że będą wysoko. Nie ukrywam, liczyłem na finał, ale przed turniejem nie byłem przekonany o zdobyciu złotego medalu. Widziałem, jak grają na przykład Stany Zjednoczone – szło im kapitalnie. Jak się jednak okazało, udało nam się ich złamać i to w pięknym stylu, ku mojej uciesze.
Nie doszacowałem siły naszych siatkarzy. Zawsze lepiej zaskoczyć się w tę stronę.
Dzięki czemu udało ich się pokonać?
Jeśli wyciągniemy pojedyncze mecze Amerykanów, dostrzeżemy, iż grają jak nakręceni. Z Włochami bardzo szybko zdobywali przewagę w każdym z setów i kolokwialnie mówiąc, zmietli ich z planszy (śmiech).
Oni mają jednak jeden problem. Mimo takiego typowego amerykańskiego, pozytywnego stylu myślenia – zawsze do przodu, zawsze nam się uda i „go go go USA” – nie zawsze radzą sobie w najważniejszym meczu. Zwrócił mi na to uwagę Fabian Drzyzga. Przychodzą spotkania o wielką stawkę z ogromną presją i oni pękają. Nie wytrzymują, gdy naprzeciw zespół taki jak nasz, który potrafi radzić sobie ze stresem.
Nasz mecz toczył się w rytmie cios za cios. Mocne zagrywki z jednej i drugiej strony, a na szczęście więcej było ich po naszej stronie. Pierwszego seta wygraliśmy właściwie dzięki serwisom Wilfredo Leona. No ale wracając – gdy się pojawia presja, rączka im drży i nie są tacy hop siup do przodu, by zagrywać co chwilę 120 na godzinę i to celnie w boisko.
Zgodzi się pan z tezą, według której Polacy wygrali Ligę Narodów w dużej mierze dzięki swojej sile mentalnej? Na dowód można wspomnieć, iż mieli wiele meczów na styku i wygrywali je po bardzo trudnych tie-breakach.
Do tego w poszczególnych turniejach fazy interkontynentalnej występowaliśmy w różnych składach. Ale generalnie liczyło się zbudowanie takiego mentalu, że zawsze gramy do końca o zwycięstwo. To jest wielka zasługa Nikoli Grbicia.
Nawet kiedy wyglądaliśmy słabiej w danym spotkaniu, to on dokonywał takich zmian, by te starcia wygrać. Zwyciężyliśmy w pięciu tie-breakach w całych rozgrywkach. To świadczy o bardzo dużej sile oraz o tym, iż Grbić ma jasno wyznaczony cel. Posiada ukształtowaną drużynę i swoich zawodników, których będzie ciągnął za uszy, ale jednocześnie zrobi wszystko, aby wygrać. W meczu z Brazylią Bartosz Kurek złapał gorszy moment i nie było zmiłuj – zmiana, wchodzi Kaczmarek i poprawiamy naszą grę jak najszybciej, bo nie ma czasu do stracenia.
A jeszcze przed rozpoczęciem tego sezonu reprezentacyjnego często padał taki zarzut wobec Grbicia, że ma on swoich pupilków i będzie na nich stawiał choćby nie wiadomo co...
U każdego trenera oni są, to naturalne. Jest jednak jedno „ale” – gdy zespół wygrywa, wybory się bronią. Jak nie, to nie!
Zawsze musisz oprzeć drużynę na kimś pewnym. Nic dziwnego, że Serb ma zaufanie do poszczególnych osób. Pamiętajmy, on widzi dużo więcej niż my, niż ja, kibice... On z naszymi siatkarzami przeżywał różne chwile, a zwłaszcza w tych trudnych poznaje się prawdziwą wartość zawodnika.
Czytaj też:
Tak polscy siatkarze bawili się po finale Ligi Narodów. Taneczne kroki uchwycone na wideo
Żołnierzem trenera Grbicia jest na pewno Aleksander Śliwka, bo dużo ciepłych słów pada z ust naszego selekcjonera wobec siatkarza ZAKSY.
To jest bardzo ciekawy przykład. Ile to ja się nasłuchałem w ubiegłym roku i na początku 2023 – że co ten Śliwka w ogóle robi w naszej kadrze? Nawet takie głosy się pojawiały. A tu proszę. To, co on grał w turnieju finałowym – ja aż przecierałem oczy ze zdumienia.
Olek przyzwyczaił nas do raczej miękkiej gry. Mówię tu o nabijaniu bloku, kiwkach, przebijaniu piłki palcami i oczywiście punktowaniu w takich sytuacjach, bo jest w nich świetny. Ale w meczu finałowym on pół kiwki nie zrobił, wszystko atakował z pełną mocą, nie bawił się w półśrodki. Proszę zobaczyć, jak to o nim świadczy – siatkarz kompletny.
Pamiętajmy jednak – zarówno Olek Śliwka, jak i każdy inny z żołnierzy Nikoli Grbicia, to też są ludzie, a nie maszyny. Raz mają lepsze momenty, raz gorsze, ale ważne jest, by w podczas tych drugich nie schodzić poniżej pewnego poziomu i żeby otrzymać pomocną dłoń od szkoleniowca i kolegów z ekipy.
To nie tak działa, że jak komuś idzie gorzej w danym meczu, to od razu dziękuję, wchodzi następny i tak w kółko. Przeżywałem takie rzeczy w jednym z klubów, gdzie trener po dwóch-trzech atakach od razu zmieniał zawodnika, potem go przywracał, potem znowu zmieniał na jeszcze innego... Tak się nie buduje drużyny. Grę trzeba odpowiednio „skleić”.
Ostatnio o Śliwce powiedział dosłownie, że jest klejem dla reprezentacji Polski. Mówi się też, że byłby dobrym, naturalnym następcą Bartosza Kurka w roli kapitana naszej kadry. Co pan o tym sądzi?
Się okaże. Ma ku temu predyspozycje, ale spokojnie, Bartek jeszcze żyje i nie zdejmujmy mu opaski! Olek natomiast już jest naturalnym liderem zespołu, narodził się do takiej roli w obecnym sezonie kadrowym.
Jak pan z kolei ocenia wybór Pawła Zatorskiego na MVP Ligi Narodów?
Uwielbiam Pawła. Grał wyjątkowo równo i bardzo poprawnie. Wrócił stary „Zator”, który wprowadził spokój w przyjęciu. Miał kilka obron, dobrze odgrywał i reagował w piłkach sytuacyjnych. Krótko mówiąc – wszystko to, do czego nas przyzwyczaił.
Zgodziłbym się z tym wyborem, gdyby chodziło o najlepszego libero Ligi Narodów, ale wybierając spośród wszystkich siatkarzy, uważam, że nagroda MVP powinna trafić w ręce Śliwki lub Łukasza Kaczmarka.
To którego by pan wybrał?
Chyba jednak Olka, ale tak w proporcjach 51 do 49 procent. To jest trochę kwestia gustu. Łukasz Kaczmarek jednak udźwignął ciężar bycia samemu jako atakujący. On w zasadzie nie miał zmiennika w tym turnieju.
Niełatwo będzie teraz pogodzić interesy Kurka i Kaczmarka po tak efektownych występach tego drugiego.
W reprezentacji interes jest tylko jeden, wspólny. Liczy się dobro kadry i koniec. W reprezentacji mamy 14 różnych, mocnych charakterów. Siatkarze są silni psychicznie i o wielkich umiejętnościach, ale wszyscy mają jeden cel. W kadrze grają tylko ci, którzy wyżej stawiają dobro drużyny nad prywatę. Indywidualiści szybko z tej ekipy znikają.
O kłopocie bogactwa jednak można mówić, skoro tuż przed play-offami Nikola Grbić musiał skreślić albo jednego świetnego środkowego, albo jednego doskonałego przyjmującego. Ostatecznie padło na Karola Kłosa.
Z perspektywy selekcjonera to jest raczej komfortowa sytuacja. On może też wtedy zrzucić nieco odpowiedzialności na samych zawodników, choć wiadomo, w reprezentacji każdy robi co może, aby zyskać w oczach trenera. Ale swoją jakość potwierdza się na boisku i tam wiele rzeczy się rozwiązuje.
Po sukcesie w Lidze Narodów naturalnym celem będzie też wygranie mistrzostw Europy?
Uważam, że trzeba celować w medal. Minimum dla nas to gra w finale i być może powtórzyć to, co wydarzyło się w 2009 roku.
Czytaj też:
Marcin Janusz dla „Wprost”: Każdy z nas marzy o sukcesie w ParyżuCzytaj też:
Tomasz Fornal wskazał swojego „cichego MVP” finałów. Wymowne słowa siatkarza