Nad ranem 24 lipca swoje pierwsze starcie w igrzyskach olimpijskich rozegrała Iga Świątek. Mimo delikatnych momentów zawahania reprezentantka Polski wypadła świetnie i wygrała z Moną Barthel w szybkim, krótkim meczu. Świątek zwyciężyła 2:0 (6:2 i 6:2). Zaraz po triumfie spotkała się z dziennikarzami i opowiedziała o pierwszych wrażeniach z igrzysk.
Iga Świątek o roli stresu
Mimo efektownej wygranej warszawianka przyznała, że momentami paraliżował ją stres. – Choć wynik wygląda na dość „gładki”, to wcale nie było mi łatwo, nie czułam się w stu procentach komfortowo na korcie. Ucieszę się z każdego wygranego meczu tutaj, bo dopiero jak przyjechałam, to poczułam całą tę otoczkę olimpijską. Nie dziwię się, że tak wielu zawodników się tu stresuje – przyznała w rozmowie z reporterem TVP Sport.
Nie tylko z presją Świątek ma pewne problemy. – Potrzebuję jeszcze chwili, żeby się przyzwyczaić do tych wszystkich nowych rzeczy. Na razie cieszę się przede wszystkim z pokonania jet lagu – wyznała w trakcie grupowego spotkania z dziennikarzami.
– Zdziwiło mnie, że tak bardzo się różnią od kortów z Australian Open. Po pierwszym treningu z Magdą Linette miałam wrażenie, że piłka po koźle trochę staje. Teraz wydaje mi się, że bardzo przyspiesza. Sama do końca jeszcze nie wiem, jak to jest – opisywała.
Z kim zagra Polka w kolejnej fazie turnieju?
Cytowana natomiast przez portal meczyki.pl, Polka stwierdziła, że wielu sportowców często poświęca pierwsze igrzyska na rzecz zebrania doświadczenia i ona również ma takie podejście do udziału w Tokio 2020. Wiele w tym kontekście mówi też jej wypowiedź na temat drabinki w singlowej rywalizacji. – Nawet nie patrzyłam, z kim będę grała. Wiem, że w drugiej rundzie trafię na Paulę Badosę lub... No właśnie nie patrzyłam, więc nawet nie wiem! – stwierdziła z uśmiechem.
Tą drugą rywalką mogła być Kristina Mladenović, ale ostatecznie przegrała z Hiszpanką 1:2.
Czytaj też:
Tokio 2020. Koszykarski falstart Polaków. „Po co robiliśmy przedmeczową analizę?!”