Dorota Świeniewicz dla „Wprost”: Może warto było wcześniej posłuchać zespołu

Dorota Świeniewicz dla „Wprost”: Może warto było wcześniej posłuchać zespołu

Reprezentacja Polski siatkarek, Magdalena Stysiak
Reprezentacja Polski siatkarek, Magdalena Stysiak Źródło:Newspix.pl / PAWEL PIOTROWSKI/ 400mm.pl
Reprezentacja Polski siatkarek sięgnęła po duży sukces podczas zakończonej w miniony weekend Lidze Narodów. Biało-Czerwone sięgnęły po brązowe medale, stając na podium ważnej imprezy po raz pierwszy od 2009 roku. Występ oraz potencjał naszej kadry specjalnie dla „Wprost” oceniła jedna z legend polskiej siatkówki Dorota Świeniewicz.

W latach 1991-2009 rozegrała dla reprezentacji Polski aż 325 oficjalnych spotkań. Będąc jedną z najważniejszych postaci legendarnych „Złotek” trenera Andrzeja Niemczyka. Dwukrotna mistrzyni Europy (2003 i 2005), obecnie szkoląca siatkarską młodzież, pojawiając się też w roli ekspertki w TV. Dorota Świeniewicz mocno trzyma kciuki za wyniki osiągane przez reprezentację Polski. Specjalnie dla „Wprost” podzieliła się spostrzeżeniami dotyczącymi kadry prowadzonej przez Stefano Lavariniego.

Wywiad z Dorotą Świeniewicz, byłą reprezentantką Polski w siatkówce

Maciej Piasecki („Wprost”): Jest Pani zaskoczona tym, czego dokonały Biało-Czerwone podczas tegorocznej edycji VNL? Spoglądając na radość naszej drużyny, aż się serce radowało, bo one to sobie wywalczyły!

Dorota Świeniewicz (była reprezentantka Polski, dwukrotna mistrzyni Europy): Już słuchając pańskiego pytania, pojawił się uśmiech na mojej twarzy, przypominając sobie te obrazki, po wygranej nad USA.

Nie, nie jestem zaskoczona tym, że nasz zespół wygrywa. Mając przede wszystkim na uwadze to, co wydarzyło się w poprzednim roku, w trakcie mistrzostw świata. Wtedy zaczął budować, rodzić się nasz zespół. Fajne jest to, że nie mówimy o drużynie jednego roku. Start i początek tego sezonu pokazuje, że dziewczyny wypracowały sobie bazę już w poprzednim. A w tym kontynuują to, co zostało wykonane.

Oczywiście, jest mało czasu do mistrzostw Europy czy bardzo ważnego turnieju kwalifikacyjnego do igrzysk w Paryżu. Jak jednak obserwuje się nasze dziewczyny to widać, jak one bardzo dorosły. Dlatego też uważam, że w tym krótki okresie, jaki mamy na horyzoncie, mogą zrobić kolejny skok jakościowy.

twitter

Można podzielić równo sukces pomiędzy trenera Stefano Lavariniego a siatkarki?

Myślę, że tak. Wiemy od kilku sezonów, że mamy w kraju dziewczyny o dużym potencjale, sporych umiejętnościach. Potrzebny był jednak człowiek, który przekona nasze dziewczyny, że potrafią grać w siatkówkę. Ktoś, kto natchnąłby reprezentantki wiarą w swoje umiejętności. To było wyraźnie widać w poprzednim roku.

W obecnym sezonie doszedł kolejny element, na który zwróciłam uwagę. Widać, że nasz zespół zbudował pewność siebie jako drużyna.

Czytaj też:
Historyczny medal dla polskich siatkarek! Biało-Czerwone na podium Ligi Narodów

„Ten trener nam nie umniejsza, mówi, że jesteśmy znakomitą drużyną, że możemy zawalczyć z każdym”. To słowa Magdaleny Stysiak dla WP/SportoweFakty w tekście Arkadiusza Dudziaka. Wymowne.

Najważniejsza jest wiara i zaufanie szkoleniowca w swój zespół. Nie tylko w kontekście kobiet, ale też w przypadku mężczyzn. Podobnie było u nas w drużynie, którą prowadził trener Andrzej Niemczyk. Choć nie chciałbym już wracać do tych naszych, złotych czasów, bo to nie jest ten moment. Nie możemy żyć tym, co było, ciągle tą historią. Powinniśmy mówić o tym, co jest dzisiaj, teraz, cieszyć się z tego, że mamy taki zespół.

To jest reprezentacja, która fajnie się prezentuje i co najważniejsze, wygrywa.

Nie chciałbym też wracać do Jacka Nawrockiego. On na pewno ma jakieś zasługi w tworzeniu drużyny. Doprowadził większość obecnie grających dziewczyn do pewnego momentu. Później był już ten czas stagnacji, kiedy selekcjoner nie mógł już dużo zrobić. I szkoda, że wtedy zabrakło trochę nosa prezesa PZPS, wyczucia, żeby wprowadzić nową osobę na stanowisko trenera dziewczyn.

Kwestia roku-dwóch spóźnienia czy więcej?

Myślę, że po mistrzostwach Europy w 2019 roku, gdzie zajęliśmy czwarte miejsce, grając m.in. w Polsce a później finały w Turcji. Tam przegraliśmy. To był ten moment, w którym Jacek Nawrocki osiągnął sukces z tą drużyną, zrobił swoje i zabrakło wprowadzenia kogoś nowego. Z innym podejściem, myślą trenerską.

Pamiętamy, że kolejne dwa sezony to były sygnały z zespołu, od dziewczyn, że trener przestał w nas wierzyć czy selekcjoner obniża naszą wartość. Jasne, z wypowiedzi Nawrockiego można było wnioskować, że swoim podejściem próbował ściągnąć odpowiedzialność z zespołu. Ale dziewczyny odczytywały to zupełnie inaczej.

To one były z nim na zgrupowaniu, na treningach, widziały jego reakcje. Być może warto było właśnie wtedy, wcześniej posłuchać naszego zespołu. Wyciągnąć właściwe wnioski i zrobić to, co należało.

Katarzyna Wenerska łatwo odda miejsce Joannie Wołosz?

Spodziewam się mocnej rywalizacji. Na pewno Asia Wołosz była dotychczas pierwszą rozgrywającą reprezentacji. Bardzo dobrze prowadziła grę drużyny, będąc liderką nie tylko na boisku, ale też mentalnie. Wołosz to kreatorka. W momencie jej kontuzji Kaśka weszła jednak na boisko i wykonała kawał dobrej roboty.

To są dwie różne rozgrywające. Wołosz jest wirtuozką, tą, która potrafi sama wykreować to, jak zagra reprezentacja. Wynika to z racji większego doświadczenia gry o wysokie cele, w lepszej lidze. Oczywiście nie ujmuję tu Wenerskiej. Ona jest inną rozgrywającą. Spokojną, realizującą założenia przedmeczowe określone przez trenera. Do tego jest też bardzo dokładna i jest spokojniejsza.

Wołosz, Smarzek, Witkowska, Górecka, Alagierska-Szczepaniak… Znajdzie się kilka reprezentantek, z których nie mógł skorzystać trener Lavarini. To będzie duży ból głowy, żeby wkomponować je w dobrze działający zespół?

Najważniejsze, że nie mamy tylko gołej czternastki, tylko jest więcej dziewczyn, z których możemy mieć pociechę. To nie będzie problem dla Lavariniego. Jasne, po tym historycznym brązowym medalu dziewczyny, które zagrały w finałach VNL, wzmocniły zaufanie selekcjonera. Tym których nie było i dopiero wrócą do kadry, prędzej czy później, będzie trudno przebić się do składu. Lavarini jest jednak na tyle inteligentnym trenerem, że dokona dobrych wyborów.

Wiele lat spędziła pani w lidze włoskiej. Lavarini to przykład włoskiej szkoły prowadzenia drużyny? Mocno różni się od tego polskiego podejścia?

Na pewno nasz selekcjoner ma swój wyjściowy skład i wraca do niego, niezależnie od tego, co wydarzy się w trakcie poprzedniego meczu. Mam tu na myśli sytuację, w której jedna ze zmienniczek potrafi swoją dobrą postawą odmienić losy pojedynku. To jest zauważalne u Lavariniego z tej włoskiej szkoły.

Mało jest też uwag w trakcie meczu dotyczących motywacji drużyny. Nasz selekcjoner skupia się głównie na przypominaniu założeń przedmeczowych, systemów blok-obrona, przyjęcia zagrywki i wyprowadzenia pierwszej akcji.

U polskich szkoleniowców różnie to wygląda. Włosi są bardzo przywiązani do statystyk, swoich założeń taktycznych. Jak się obserwuje Lavariniego, to faktycznie on w takim typowo włoskim stylu prowadzi reprezentację Polski.

twitter

Indywidualna nagroda dla Martyny Łukasik za finały VNL zasłużona?

Zdecydowanie. Rola przyjmującej jest trudna. Często jest to zawodniczka, która musi bardziej myśleć o dobrym zagraniu z tyłu, w obronie, a i tak często w końcówkach dostaje wysokie, trudne piłki. Właśnie w takich sytuacjach nie może jej zadrżeć ręka, ona musi tę piłkę skończyć. Nie może popełnić błędów.

Martyna od kilku sezonów jest taką zawodniczką, filarem reprezentacji. Ta nagroda nie dziwi.

Dojrzała, zrobiła kolejny krok?

Cały zespół dojrzał. Naprawdę, jak się spojrzy indywidualnie na dziewczyny, to widać, że tam konsekwentnie stawiane są kolejne słuszne kroki. Pomyślmy sobie gdzie trzy sezony temu była Magdalena Jurczyk czy Kasia Wenerska. To są zawodniczki, które zaistniały w naszej lidze grając w beniaminku rozgrywek, w Jokerze Świecie.

Po pierwszym sezonie dobrej gry dziewczyny przeniosły się do Rzeszowa i widać, że co roku robią skok jakościowy, rozwijając się. To tylko dwa przykłady, ale jeszcze raz podkreślę, że rozwinęła się praktycznie każda z naszych reprezentantek.

twitter

Żeńska siatkówka na tym najwyższym poziomie wydaje się być coraz bardziej siłowa. Nasza kadra również obrała taki kierunek. Słusznie?

Rzeczywiście cały siatkarski świat idzie w tę stronę. Skoro wszyscy tak grają, no to nasza kadra nie może stawiać na inny kierunek. Wystarczy spojrzeć na parametry fizyczne. To już nie są te czasy, gdzie przyjmująca miały 178-180 cm wzrostu. A zespoły azjatyckie musiały szukać gry kombinacyjnej, żeby robić sobie miejsce na siatce. Teraz to wygląda zupełnie inaczej, spoglądając choćby na przygotowanie fizyczne.

W reprezentacji mamy obecnie mocne, umięśnione dziewczyny. Ważne jednak, że są przy tym odpowiednio skoordynowane. Fajne jest to, że zaczyna się robić z tej naszej pracy w reprezentacji gra zespołowa. Bo dzisiaj meczu już nie wygra jedna zawodniczka. Wygrać może tylko cały zespół, zwłaszcza na tym najwyższym poziomie reprezentacyjnym.

Spójrzmy na całe VNL w wykonaniu naszych dziewczyn. Nawet pojedyncze zmiany okazywały się niezwykle cenne. Nie zdarzyło się, żeby któraś z siatkarek weszła na boisko i zaprezentowała się na tyle niekorzystnie, żeby zaszkodziła drużynie. Wręcz przeciwnie.

A co nasza kadra może jeszcze poprawić? Sporo słyszałem o błędach w zagrywce.

Na pewno zagrywka może być dla nas dodatkowym atutem. Mając na uwadze parametry, warunki fizyczne naszych dziewczyn, można to poprawić. To pozwoliłoby również na poprawę gry blok-obrona, mając solidną zagrywkę. Żeby zespoły z którymi będziemy grać, były bardziej przewidywalne. Dzięki solidnej zagrywce praca bloku i obrony jest wówczas dużo łatwiejsza do wykonania.

Na horyzoncie powrót do pracy w Szczyrku, później mistrzostwa Europy i turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich. Spodziewać się roszad w składach kadry, poświęcania jednego kosztem drugiego?

Nie sądzę, że powinniśmy się spodziewać gry drugim składem. Lavarini mimo wszystko zdecyduje się na delegowanie jednej drużyny na kilku frontach. Do tego pamiętajmy o fajnych meczach sparingowych z Turczynkami na początku sierpnia. Kilka sezonów wcześniej te europejskie drużyny z samego szczytu nie chciały z nami grać. Cieszy fakt, że to również uległo zmianie i klasa sportowa naszej kadry jest doceniania.

Jesteśmy świadomi, że nadal potrzebne są nam punkty rankingowe. Od początku do końca w każdej imprezie musimy wygrywać. I to też jest cenne. Bardzo podobało mi się, że nasze reprezentantki nie wybiegają mocno w przyszłość. Dzień po dniu dokładając kolejne pozytywne wyniki do ostatecznego sukcesu.

Po medalu w VNL możemy już jednak z większym optymizmem spoglądać na turniej kwalifikacyjny w Łodzi. Może te punkty rankingowe nie będą już aż tak istotne?

Każde z rywalek muszą do nas podchodzić bardzo poważnie, zwłaszcza po tym, co Polska pokazała w Lidze Narodów. W Łodzi zobaczymy z pewnością reprezentacje w najmocniejszych zestawieniach.

Pani obstawia, że do igrzysk gdzie kadrze bliżej przez ranking FIVB czy Łódź?

Trudne pytanie. W Łodzi będziemy mieć Włoszki i Amerykanki, więc szykuje się trudne wyzwanie, żeby wbić się do najlepszej dwójki, która wywalczy awans na igrzyska. Na dzisiaj nie odpowiem jednoznacznie na pańskie pytanie. Mam wrażenie, że trochę więcej będzie można powiedzieć po mistrzostwach Europy.

Czytaj też:
Agnieszka Korneluk zaskoczyła wyznaniem. Chodzi o Stefano Lavariniego
Czytaj też:
Małgorzata Glinka-Mogentale wskazała klucz do sukcesu polskich siatkarek. Nie kryła zachwytu

Źródło: WPROST.pl