Drużyna trenera Stefano Lavariniego od samego początku sezonu Ligi Narodów gra bardzo dobrze. Polki do meczu z Turczynkami przystępowały w roli niepokonanych. Na swoim koncie Biało-Czerwone miały wygrane kolejno z: Kanadyjkami (3:2), Włoszkami (3:1), Tajkami (3:0), Serbkami (3:0) i Dominikankami (3:1).
Kapitalne otwarcie Biało-Czerwonych przeciwko Turczynkom
W jak wysokiej dyspozycji są Biało-Czerwone turecki zespół przekonał się bardzo szybko. Polki wyszły na prowadzenie i konsekwentnie realizowały plan, niezależnie od wydarzeń po drugiej stronie siatki. Warto zauważyć, że trener Daniele Santarelli, włoski selekcjoner Turcji, w wyjściowym składzie postawił na… dwie nominalne atakujące.
W roli atakującej zagrała Melissa Vargas, natomiast na przyjęciu nie zabrakło słynnej Ebrar Karakurt. Polki nic sobie jednak z tego nie zrobiły, grając po prostu swoje. Dobrze funkcjonowały zarówno w elemencie przyjęcia, jak i ataku. Co więcej, w kluczowych momentach Biało-Czerwone miały po swojej stronie więcej spokoju.
Przykładem niech będzie końcówka pierwszego seta. Z 21:21 nasze siatkarki wyszły na ostateczne 25:22. Złożyły się na to as serwisowy Agnieszki Korneluk, dwa błędy w ataku Hande Baladin oraz świetny atak zamykający partię przez Martynę Łukasik.
Dwa sety dla Polek i… awaria oświetlenia w hali
Drugą odsłonę Biało-Czerwone rozpoczęły od kilkupunktowego prowadzenia (8:4). Trener Santarelli musiał przerywać grę czasem, Włoch dopytywał swoje podopieczne, co się z nimi dzieje, bo chwilami Turczynki były bezradne w zderzeniu z Polkami. Polki konsekwentnie realizowały swoją grę, „niebezpiecznie” zrobiło się przy stanie 18:15, kiedy rywalki zaliczyły małą serię punktów. Na zagrywce błyszczała wspomniana Vargas. Lavarini jednak poprosił o czas i Polki wróciły na właściwe tory.
Warto dodać, że obaj szkoleniowcy szukali korekt w składach w trakcie partii. Santarelii zmienił m.in. rozgrywającą, po polskiej stronie pojawiła się Monika Fedusio (za Olivię Różański), zadziałała również podwójna zmiana rozgrywającej-atakującej po dwudziestym zdobytym punkcie przez Biało-Czerwone.
W końcówce zrobiło się tylko 20:19 na korzyść naszych siatkarek. Po raz kolejny ważną piłkę skończyła Łukasik (21:19), dwa razy pomyliła się też Karakurt. Seta zakończyła za to Monika Gałkowska, druga atakująca naszej kadry (25:20). Po tym secie w hali doszło do… awarii oświetlenia. Spaliło się kilka lamp, po kilku minutach oba zespoły doszły do wniosku, że są w stanie zagrać nawet w lekkim półmroku.
Ostra wymiana ciosów w trzeciej partii
Po przerwie związanej z awarią oświetlenia lepiej do meczu wróciły Turczynki. To one, mając już nóż na gardle, wyszły na minimalne prowadzenie, które pielęgnowały na przestrzeni niemal całego seta. Polki zaczęły popełniać błędy, choć starały się nie wypuszczać rywalek na więcej niż dwa punkty przewagi.
Turczynki w końcówce popisały się kilkoma kapitalnymi akcjami, wchodząc w decydującą fazę z prowadzeniem 21:20. Końcówka to już prawdziwa wymiana ciosów. Karakurt i Vargas wzięły turecki atak w swoje ręce, kończąc najtrudniejsze piłki. Polki miały pierwszą piłkę meczową przy 24:23. Ponownie skuteczna była Gałkowska (3/3). Biało-Czerwone mecz skończyły mecz, ale po thrillerze. Mecz zakończyła Magdalena Jurczyk ze środka (30:28).
Zwycięstwa z czołowymi drużynami globu z pewnością będą istotne w perspektywie budowania coraz lepszej pozycji w rankingu FIVB. Dodatkowo Polki prawdopodobnie są już niemal pewne udziału w turnieju finałowym VNL, co również zaprocentuje. I najważniejsze, wiara w naszym zespole we własne możliwości, rośnie dzięki takim zwycięstwom. Niezależnie od tego, ile światła jest w hali i czy działa system wideoweryfikacji. A ten też w czwartek odmówił posłuszeństwa...
Czytaj też:
To może być duży problem reprezentacji Polski siatkarzy. „Przepis jest do pilnej zmiany”Czytaj też:
Zwycięska passa przeszła do Hongkongu. Polki wciąż bez porażki w Lidze Narodów