Zdaje się, że z roku na rok skoki narciarskie stają się sportem coraz bardziej niszowym. Zapytany o przyszłość tej dyscypliny w naszym kraju Adam Małysz nie oszukuje się i patrzy na rzeczywistość w sposób bardzo realistyczny. W wywiadzie, którego udzielił portalowi sport.pl padło nawet stwierdzenie i możliwej „śmierci skoków” w przyszłości, aczkolwiek teraz jeszcze PZN robi wszystko, aby nic takiego się nie stało. Problemy jednak są i między innymi o tym mówił szef polskiej federacji.
Adam Małysz o przepaści
Nie da się ukryć między innymi tego, że głównym powodem do zmartwień dla kibiców, dziennikarzy czy ekspertów jest to, kto będzie w stanie zastąpić naszych obecnych liderów i czy ktoś w ogóle. Jakkolwiek spojrzeć Kamil Stoch i Piotr Żyła mają już po 36 lat i choć obecnie są w niezłej dyspozycji, to wiele czasu w karierach im nie zostało. Dawid Kubacki jest młodszy tylko o trzy lata.
Wspomniana trójka pod kątem osiągnięć i możliwości dystansuje resztę stawki, na którą składają się takie nazwiska jak Paweł Wąsek, Kacper Juroszek czy Aleksander Zniszczoł. Ale o jeszcze nic, bo prawdziwe problemy zaczynają się, gdy zerkniemy na niższe szczeble tej hierarchii w skokach narciarskich. – Różnica pomiędzy najlepszymi a zapleczem nadal jest spora, to przepaść – stwierdził jednoznacznie Adam Małysz.
Adam Małysz ma do nich duże zaufanie
– Na to nie mamy jednak aż takiego wpływu bezpośrednio. Liczymy przede wszystkim na juniorów, bo tam wdrożyliśmy teraz nowy system pracy i włożyliśmy w ten projekt sporo środków – dodał prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
W dalszej części rozmowy szef naszej federacji wspomniał, że bardzo liczy na to, iż w niedalekiej przyszłości zaczniemy znacznie lepiej szkolić młodzież. Duży wkład w tę kwestię ma mieć między innymi Thomas Thurnbichler, który wziął na siebie odpowiedzialność za tę kwestię. Adam Małysz wspomniał również o Davidzie Jiroutku jako o nowym selekcjonerze kadry B. – Przeprowadzanie zmian systemowych nie jest łatwe. Trzeba poczekać na efekty – stwierdził Adam Małysz.
Prezes PZN od razu wyjaśnił, że efekty pracy obu szkoleniowców pod względem rozwoju młodzieży jak zwykle będą kompleksowo oceniane dopiero po sezonie 2023/24. Na razie obaj są obdarzeni dużym kredytem zaufania, a szczególnie Thomas Thurnbichler, który – zdaniem szefa związku – mocno na nie zasłużył.
Czytaj też:
Polak postawił sobie kilka celów. Chce być jak dwóch innych skoczkówCzytaj też:
Thomas Thurnbichler ma twardy orzech do zgryzienia. Austriak stoi przed trudnym wyborem