Wygrała polska siatkówka, choć Włosi i tak wiedzą swoje. Tak wyglądały finały w Turynie

Wygrała polska siatkówka, choć Włosi i tak wiedzą swoje. Tak wyglądały finały w Turynie

Bartosz Bednorz z pucharem Ligi Mistrzów
Bartosz Bednorz z pucharem Ligi Mistrzów Źródło:Newspix.pl / Lukasz Laskowski / PressFocus
To miał być historyczny finał i taki właśnie był. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle zdobyła swój trzeci z rzędu (2020-23) tytuł Ligi Mistrzów. Pięciosetowa batalia z Jastrzębskim Węglem w Turynie był świetną reklamą polskiej siatkówki. Ale nie tylko to, co na boisku było ważne. Po więcej zapraszamy do naszego reportażu z Turynu.

Prawie 1400 kilometrów. Taka odległość dzieli halę Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle od turyńskiej Pala Alpitour. Spoglądając na finał PlusLigi złośliwi zauważyliby, że mniej więcej tyle musiała też przejść drużyna wicemistrzów Polski, żeby znaleźć sposób na Jastrzębski Węgiel. Chociaż dziesięć dni przed finałem Ligi Mistrzów ZAKSA zebrała tęgie lanie od największego rywala, w Turynie pokazała, że ma patent na Europę. Podobnie zresztą jak polska siatkówka, która od trzech lat dzieli i rządzi w Champions League.

„Finał siatkówki? A Polacy tam grają?”

Zanim znalazłem się w Turynie, nie obyło się bez koniecznej przesiadki w Mediolanie. A właściwie to w Bergamo, bo tam w piątek wylądował samolot z Wrocławia. Na pokładzie zdecydowana przewaga akcentów ZAKSY. Trudno się dziwić, w końcu z Dolnego Śląska bliżej na Opolszczyznę aniżeli tereny bliższe kibicom mistrzów Polski.

Wiara Jastrzębskiego Węgla miała bliżej do lotniska w Katowicach. W przypadku obu klubów organizowane były specjalne przeloty i przejazdy, które pozwoliły nieco spolszczyć stolicę Piemontu w przedostatni weekend maja. Choć Włosi, jak to Włosi, mają fioła na punkcie piłki nożnej. Calcio stoi zdecydowanie wyżej niż Pallavolo.

W jednym z włoskich kiosków, podczas przeglądania sportowych dzienników, zahaczył mnie sprzedawca. Akurat szukałem jakichkolwiek wzmianek o finałowej sobocie w Turynie. A był już piątek i o ile siatkówka była, to raczej był to Itas Trentino i jego mistrzowski tytuł. Jeśli o włoskiej siatkówce, to tylko w wydaniu włoskim.

– Finał siatkówki? A Polacy tam grają? – zapytał uśmiechnięty Włoch.

Skinąłem głową, nie mając pretensji. Po cichu jednak liczyłem, że w sobotę Pala Alpitour w Turynie wypełni się kibicami. Skoro już finału nie oddali Polakom (pod względem organizacyjnym), co byłoby trochę absurdalne na kilka dni przed wydarzeniem, to niech pokażą faktyczną swoją siłę kibicowską volleya.

Czytaj też:
Siła polskiej siatkówki boli Włochów? Gazety milczą o finale Ligi Mistrzów w Turynie

Kamil Glik nie pomógł Jastrzębskiemu Węglowi

Na ulicach w Turynie nie brakowało akcentów związanych z siatkarskimi finałami Ligi Mistrzyń i Mistrzów. Były flagi, informacje w metrze, a im bliżej hali mieszczącej się w kompleksie sportowym m.in. ze stadionem Torino FC, tym lepiej. Obecnie piłkarzem tego klubu jest Karol Linetty, ale najbardziej znanym Polakiem w historii należy określić Kamila Glika. Przez trzy sezony „Glikson” zagrał 171 meczów, będąc pierwszym zagranicznym kapitanem drużyny w dziejach turyńskich Byków.

Z przymrużeniem oka można było wywnioskować, że dzięki Glikowi Jastrzębianie są pół kroku przed ZAKSĄ. Zasłużony reprezentant Polski urodził się bowiem w Jastrzębiu-Zdroju i od zawsze utożsamia się, mocno wspierając swoje rodzinne strony.

facebook

A co ciekawe, oba teamy zakwaterowane były w ośrodku sportowym, z którego na co dzień korzystają piłkarze... Juventusu. Czyli największego rywala wspomnianego Torino. Takie piłkarskie realia mocno przypadły do gustu m.in. trenerowi Jastrzębian Marcelo Mendezowi. Argentyńczyk z uśmiechem pozował do zdjęcia z koszulką Juve.

twitter

Paola Egonu w centrum uwagi siatkarskiej Italii

Włosi bardziej niż na tureckich czy polskich derbach koncentrowali się na tym, co pokaże ich największa z obecnych gwiazd – Paola Egonu. Włoszka nigeryjskiego pochodzenia wzięła finał pań w swoje ręce, wykręcając zawrotne 40 punktów. Dzięki temu VakifBank Stambuł ograł (3:1) rywala z tego samego miasta, Eczacibasi Dynavit.

Nie obrażając kibiców żeńskiej siatkówki, w zderzeniu z męskim finałem, ten pierwszy traktowany był w Polsce po macoszemu. Hipokryzją byłoby zatem znęcanie się nad miejscowymi, że spoglądali na Egonu, skoro w polskim przypadku obecność Joanny Wołosz czy Magdaleny Stysiak – mistrzyni i wicemistrzyni Italii sezonu 2022/23 – też nadawałoby innego charakteru. A skoro o Stysiak…

– Stysiak to taka nasza Egonu. Fajnie by było kiedyś znowu zobaczyć nasze dziewczyny w graniu o złoto. Dobrze pokazały się w zeszłym roku. Magda to jest siła! Niech dalej tak super gra – usłyszałem w kolejce do „usług gastronomicznych” od pana Marka z Katowic.

Dodam tylko, w klimacie finałowych derbów Turcji w Turnie, że Stysiak od przyszłego sezonu będzie siatkarką… Fenerbahce Stambuł.

Kibice w koszulkach ZAKSY i Jastrzębskiego Węgla z uznaniem oklaskiwali akcje w żeńskim finale. A Turyn z godziny na godzinę wydawał się być zalany nie tylko deszczem. „Radością” był również zalany i proszę dalej nie ciągnąć za język…

Widać to było już w okolicach południa, kiedy słyszalne były głośne krzyki typu „Jastrzębie” czy „ZAKSA” np. w miejskiej komunikacji. Przybrane barwy śmiałków były najczęściej granatowe bądź pomarańczowe. Ew. koszulki siatkarskiej reprezentacji Polski.

twitter

Reklama PlusLigi nie tylko w finałowym thrillerze

Finały w Turynie wypełniły trybuny. Na rzeczone około 12-13 tysięcy miejsc, wypełnionych było w granicach 80 procent możliwości, zakładając granicę nadkompletu. Mecz pań i panów przyciągnął dokładnie 10447 kibiców, wg oficjalnych informacji na stronie CEV.

Europejska federacja mogła być zadowolona. Rozmawiając z polskimi kibicami, łączny koszt wyprawy to wydatek rzędu nawet trzech tysięcy złotych. Czyli „małe wakacje”, jak określiła to Ania z Opola, znana kibicka, mocno aktywna na Twitterze.

twitter

Łowcy autografów w Turynie również mogli zacierać ręce. Wystarczyło pojawić się nieco wcześniej w hali, żeby spotkać prawdziwe siatkarskie legendy. Przy odrobinie szczęścia na wyciągnięcie ręki byli m.in. Brazylijczyk Giba czy polski mistrz olimpijski i świata Edward Skorek. CEV ściągnęło wiele gwiazd sprzed lat, zaproszenie otrzymał także Nikola Grbić. Selekcjoner Biało-Czerwonych wznosił nawet główne trofeum na boisko, wraz ze wspomnianym Skorkiem.

twitter

Warto dodać, że na trybunach raczej nie było przypadkowych kibiców. Włosi doceniali wartość poszczególnych akcji, wiwatując na rzecz jednych i drugich. Co więcej, kluby kibica z Turcji i Polski nadawały rytm reszcie, która np. po godzinie słuchania haseł „Jastrzębie” bądź „ZAKSA”, mogła już „po polsku” ruszać ustami.

Przy takich wydarzeniach ważne jest też to, że pojawiają się ludzie, którzy chcą zobaczyć po prostu dobrą siatkówkę. Pozytywnym akcentem skwituję również widok prezesa PSG Stali Nysa, w klubowej koszulce z napisem „Pryku” na plecach. Jak pokazuje przykład Roberta Prygla, bo o nim mowa, PlusLiga również dojechała do Turynu.

Czytaj też:
Marcin Prus dla „Wprost”: ZAKSA od lat prezentuje niezachwianą, zwycięską mentalność

Entertainment największym zwycięzcą w Turynie

Minusy? Szkoda, że zabrakło Mazurka Dąbrowskiego. Sytuację starali się „naprawić” kibice ZAKSY, odśpiewując nasz hymn. Parafrazując – na ziemi włoskiej o Polsce. Z jednej strony zrozumiałe, w końcu mowa o klubowych rozgrywkach. Z drugiej, miejsce na hymn… europejskiej federacji znalazł się jak najbardziej. A wystarczyłby ukłon, będący pięknym, zapamiętanym gestem.

Dziennikarsko niekoniecznie też przepadam, kiedy nagle trzeba kończyć pracę, bo służby porządkowe chcą już wszystko posprzątać i iść do domu. To też przełożyło się na konieczność zejścia z parkietu świętujących drużyn, co już było nieco irracjonalne. Coś tak czuję, że gdyby to był włoski triumf, to polewania się szampanem nie byłoby końca.

twitter

Po trwającej prawie 2,5 godziny bitwie ZAKSY z Jastrzębskim pozostało przeświadczenie, że choć mecz sportowo nie był idealny, to zgodził się Entertainment (czyt. rozrywka). Emocji i zwrotów akcji było co niemiara, a o to właśnie w sporcie, zwłaszcza dla zwykłego kibica, powinno chodzić.

Zżymać mogą się znawcy, ceniący perfekcyjne granie na wysokim poziomie technicznym i taktycznym. Mam jednak wrażenie, że koniec końców ludzie dużo lepiej zapamiętają niewykorzystane piłki meczowe i dwa wielkie finałowe powroty. Najpierw ZAKSY, a przed tie-breakiem, rozbitego (wydawało się) Jastrzębskiego Węgla.

Półwysep Kędzierzyński utworzony po 20 latach

Wygranie po raz trzeci z rzędu Ligi Mistrzów, to nie lada wyczyn. ZAKSA wygrała w 2021 roku w Weronie (trenerem Grbić, MVP dla Aleksandra Śliwki), w 2022 w Lubljanie (Gheorghe Cretu i Kamil Semeniuk) i w Turynie (Tuomas Sammelvuo, David Smith). Kto by pomyślał w 2003 roku, kiedy jeszcze wtedy Mostostal (poprzednik ZAKSY) zdobywał brązowe medale Champions League w Mediolanie, że niemal równo dwie dekady później nastąpi taka dominacja polskiej siatkówki klubowej.

W tamtym zespole trenera Waldemara Wspaniałego grał m.in. dzisiejszy prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej Sebastian Świderski. Po świetnych występach w Polsce wyjechał do Italii. A w sobotę z trybuny spoglądał z dumą na polski finał.

twitter

Rok temu kierunek „Świdra” obrał Kamil Semeniuk, ale wydaje się, że wynikowo polska liga może już wyjść zza wielkiej włoskiej kotary. Po wygranej ZAKSY w Turynie było tak głośno, że zamiast Półwyspu Apenińskiego, można było poczuć się raczej, jak na… Półwyspie Kędzierzyńskim.

– To było spotkanie, którego nie zapomnę. Każdy puchar jest szczególny, ale ten smakuje najlepiej ze wszystkich. To był najtrudniejszy z tych trzech finałów, jakie graliśmy w ostatnich latach. Tę halę wspominam bardzo dobrze, fajnie mi się grało w niej podczas mistrzostw w 2018 roku, chociaż wtedy nie występował za wiele. Cieszę się, że to miasto i ta hala przynoszą mi szczęście i złoty medal Ligi Mistrzów dla ZAKSY – mówił po wygranej przeszczęśliwy Śliwka.

twitter

A już wylatując w stronę Polski, przyjemnie było zobaczyć, że choć nadal to Egonu była dla włoskich dziennikarzy prasowych najważniejsza, to pojawił się też polski wątek. Oni jeszcze nie wiedzą, ale oby rzeczone „derby polacco”, zdarzały się jak najczęściej.

Czytaj też:
Tyle zarobiła ZAKSA Kędzierzyn-Koźle za wygranie Ligi Mistrzów. Bolesne porównanie
Czytaj też:
Łukasz Kaczmarek nie owijał w bawełnę. Sprawdziliśmy, czy miał rację

Źródło: WPROST.pl / Twitter @KowalczykEdyta